Awantura na koncercie disco polo: złamana ręka po interwencji ochrony. Kobiecie założono kilkanaście śrub, przeszła dwie operacje w Poznaniu

Czytaj dalej
Fot. Robert Woźniak
Mikołaj Woźniak

Awantura na koncercie disco polo: złamana ręka po interwencji ochrony. Kobiecie założono kilkanaście śrub, przeszła dwie operacje w Poznaniu

Mikołaj Woźniak

Złamana ręka, dwie operacje, kilkanaście założonych śrub i dwa tygodnie w szpitalu - tak dla Moniki Błaszczyk zakończył się koncert disco polo w Poznaniu, w którym razem z siostrą i mamą brała udział pod koniec stycznia 2020. Obrażeń doznała przy interwencji ochrony. Siostry przyznają, że były do niej podstawy, ale działania ochrony były nieadekwatne. Awanturę zakończoną złamaniem ręki na koncercie disco polo wyjaśnia policja.

Pod koniec stycznia w jednej z hal Międzynarodowych Targów Poznańskich odbywał się koncert karnawałowy. Wzięły w nim udział gwiazdy polskiej sceny disco polo (np. Zenon Martyniuk i Boys). Na koncercie doszło do awantury między ochroniarzami a dwiema kobietami. U jednej z nich lekarze mają nie dawać pewności, czy odzyska pełną sprawność w ręce.

Sprawdź: Krotoszyn: Kobieta z podejrzeniem koronawirusa nagrała film, w którym skarży się na procedury. "Liczba absurdów jest nie do pojęcia"

Złamana ręka na koncercie disco polo. Jedna strona opowiada, druga nie komentuje

- Wybrałam się na koncert z siostrą, mamą i jej przyjaciółką. Rozdzieliłyśmy się i w pewnym momencie straciłam mamę z widoku. Chciałam zobaczyć gdzie jest, więc poszłam pod dobrze oświetloną strefę VIP. Tłumaczyłam ochroniarzom, że chcę wejść na chwilę, zobaczyć gdzie jest mama i po tym wychodzimy z imprezy - relacjonuje Magdalena Błaszczyk, mieszkanka Poznania. Od 12 lat sama pracuje w ochronie. W związku z tym zna przepisy panujące na imprezach i jak przyznaje - naruszyła je.

- Weszłam do strefy VIP. Znam regulamin, były podstawy do tego, żeby wyprowadzić mnie z imprezy. Jednak ochroniarze uparli się, żeby założyć mi kajdanki. Prosiłam, by tego nie robić, zapewniając, że i bez tego opuszczę z nimi koncert

- przedstawia pani Magdalena.

Pracownik ochrony kajdanki jednak założył i zaczął wyprowadzać kobietę z terenu imprezy. - W tym momencie stało się to, czego się obawiałam i przed czym ostrzegałam. Miałam takie spodnie, że w czasie wyprowadzania obsunęły mi się na uda. Mocno upokarzające było to, że wszyscy mogli zobaczyć moją bieliznę - relacjonuje Magdalena Błaszczyk.

W tym momencie Monika Błaszczyk zauważyła, że ochrona wyprowadza siostrę. - Otworzyły się drzwi i wyprowadzili Magdę za bramę targów. Zobaczyłem jak skulona siedzi na ziemi z rękami spiętymi z tyłu. Prosiłam, by ochroniarze ją wypuścili, bo kończymy imprezę - mówi pani Monika.

Nie ukrywa, że stanęła w obronie siostry, ale jedynie słownie. Po wymianie zdań z pracownikami ochrony, podjęli oni interwencję także wobec pani Moniki.

- Wykręcili mi rękę do założenia kajdanek, zabolało. Szarpałam się, ale to był odruch bezwarunkowy. W pewnym momencie poczułam ból w okolicach łokcia. Krzyknęłam, żeby mnie puścić, bo złamali mi rękę. Ona była luźna. Mimo to złapali mnie jeszcze raz i ponownie próbowali założyć kajdanki - opisuje nasza rozmówczyni.

Później sprawy miały się potoczyć szybko. Do kobiety przyszli ratownicy medyczni i zabrali do karetki. Z kolei pani Magdalena została przewieziona do aresztu, gdzie spędziła noc. Zawiadomienie w tej sprawie złożyli pracownicy ochrony.

Czytaj też: Romską poetkę chcieli wyrzucić z imprezy na MTP. Oskarżono ją o... grzebanie dłonią w jedzeniu. Teraz przepraszają

Dziś przedstawiciele agencji ochrony nie chcą komentować sytuacji. Odsyłają nas do policji, która prowadzi postępowanie. Jak się okazuje - z dwóch perspektyw, bo nie tylko z zawiadomienia ochroniarzy. Wszystko dlatego, że na początku lutego siostry złożyły zawiadomienie do prokuratury, które zostało przekazane policji.

Awantura na koncercie w Poznaniu. Policja prowadzi dwie sprawy

- Obydwa postępowania są w toku. Nikomu nie zostały jeszcze postawione zarzuty. Trwa uzupełnianie materiału dowodowego. Postępowanie z zawiadomienia pracowników ochrony toczy się pod kątem gróźb karalnych i naruszenia ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych. Drugie postępowanie jest prowadzone pod kątem naruszenia czynności narządu ciała lub rozstroju zdrowia. Zostało ono potwierdzone w dokumentacji medycznej, z której wynika, że doszło do złamania - informuje Iwona Liszczyńska z zespołu prasowego wielkopolskiej policji. Dodaje, że jako dowody zostały zabezpieczone m.in. nagrania z monitoringu.

- Grupa MTP otrzymała od policji prośbę o przekazanie zapisów monitoringu

- mówi Małgorzata Lamperska z biura prasowego MTP. Zaznacza, że monitoring nie jest zainstalowany w pawilonie nr 2, gdzie odbywał się koncert.

Lamperska tłumaczy, że karnawałowego koncertu nie organizowało MTP, a zewnętrzna firma i to ona była odpowiedzialna za zapewnienie porządku i ochronę tej imprezy.

Złamana ręka na koncercie disco polo: lekarze nie dają gwarancji

Obecnie Monika Błaszczyk chodzi w ortezie, czeka na pozwolenie na jej ściągnięcie. Później czeka ją rehabilitacja, ale lekarze mają nie dawać gwarancji odzyskania pełnej sprawności w ręce. Złamana została kość przedramienia i wyrostek łokciowy. Lekarze przeprowadzili dwie operacje i założyli kilkanaście śrub.

- Obecnie ochrona mówi różne rzeczy. Zarzucają nam np. że byłyśmy nietrzeźwe. Ale przecież sami wpuścili nas na teren imprezy. Poza tym siostra miała gryźć i kopać - wyjaśnia Magdalena Błaszczyk. Z taką perspektywą siostry się nie zgadzają. Mówią, że choć była podstawa do interwencji, to ochroniarze użyli do niej nieadekwatnych środków.

Mikołaj Woźniak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.