Chorągiew Białostocka ZHP obchodzi stulecie. Rozmowa z komendantem hm. Krzysztofem Jakubowskim

Czytaj dalej
Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Adam Jakuć

Chorągiew Białostocka ZHP obchodzi stulecie. Rozmowa z komendantem hm. Krzysztofem Jakubowskim

Adam Jakuć

- Myśmy budowali relacje w lesie, na boisku, pod namiotem. Dziś nasze dzieci są zaangażowane w świat wirtualny i w nim budują relacje. One dopiero wtedy, gdy odłożą telefon komórkowy, zaczynają przypominać nas sprzed lat - mówi hm. Krzysztof Jakubowski, komendant Chorągwi Białostockiej Związku Harcerstwa Polskiego, która w tym roku obchodzi 100-lecie istnienia.

Ile lat jesteś w Związku Harcerstwa Polskiego?
W tym roku minie już 45 lat.

A to musiałeś zacząć przygodę w zuchach...
Tak, w 1978 roku wstąpiłem do drużyny zuchowej, która powstała u nas w szkole, a składała się z uczniów mojej klasy.

Jak do niej trafiłeś?
To była końcówka lat 70- tych. Wtedy były bardzo popularne drużyny klasowe. To był ruch masowy. Moi rodzice też byli harcerzami. Miałem bardzo zaangażowaną drużynową. Była naprawdę ciepłą i sympatyczną osobą. Mieliśmy dużo zajęć. Była to piękna przygoda.

Czym dzisiejsze harcerstwo się różni od tego sprzed 40 lat?
Było nas dużo więcej. Bardzo wielu kolegów z klasy było w harcerstwie. Teraz to są pojedyncze osoby. Harcerstwo było dla nas na pierwszym miejscu. To jest największa różnica. Czasami wykonanie harcerskiego zadania było ważniejsze niż pójście do szkoły. Teraz priorytety mocno się odwróciły. Dziś już nie ma takiego zaangażowania. Nie ma takiej mobilizacji. Kiedyś mogliśmy zrobić zbiórkę alarmową i 40 chłopaków było w harcówce w ciągu 20 minut - podkreślam, że wtedy nie było komórek. Myśmy się znali na co dzień i non stop spędzaliśmy ze sobą czas.

Dlaczego harcerstwo tak się zmieniło?
Myślę, że to prozaiczna, a zarazem zasadnicza sprawa. To sprawa pieniędzy. Instruktorami było wielu nauczycieli, którzy swój czas poświęcali dzieciom czy podczas zajęć, czy po zajęciach lekcyjnych. Harcerstwo było wówczas dotowane, a praca instruktorów nie była wyłącznie wolontariacka.

Dziś nauczyciele nie dostają pieniędzy za wspieranie harcerstwa...
Podam taki przykład. Dzięki dotacji marszałka województwa na projekt "Podlaskie Podwórka” przetrwaliśmy epidemię. U nas liczba harcerzy spadła podczas epidemii o tysiąc osób, ale dzięki temu, że dostaliśmy pieniądze na program, na działanie drużyn, odrobiliśmy ten tysiąc w ciągu jednego roku. Nasz stan liczebny przekroczył 5 tys., czyli trochę więcej niż przed pandemią, gdzie inne chorągwie mocno odczuły uderzenie epidemii.

Dziś nauczyciele mniej angażują się w harcerstwo?
Wielu nauczycieli nie angażuje się ze względu na to, że nie mają z tego profitów. Oczywiście, są nauczyciele – instruktorzy, bo pasja ich trzyma przy tym, co lubią robić. Natomiast nie jest to tak masowe jak w przeszłości. Kiedyś był dodatek dla nauczyciela, który angażował się w harcerstwo.

Zmienił się system finansowania harcerstwa, ale uczniów też mamy chyba innych...
Różnice pokoleniowe są ogromne. Mamy postęp technologiczny, nowe organizacje młodzieżowe, wiele możliwości spędzania wolnego czasu. W pewnym momencie bałem się, że harcerstwo będzie musiało konkurować np.: z klubami sportowymi, zajęciami pozalekcyjnymi jak angielski czy śpiew... Myśmy budowali relacje w lesie, na boisku, pod namiotem. Dziś nasze dzieci są zaangażowane w świat wirtualny i w nim budują relacje. One, dopiero, gdy odłożą telefon komórkowy, to wtedy zaczynają przypominać nas sprzed lat. Jednak, aby chciały odłożyć telefon, muszą otrzymać atrakcyjny program od zaangażowanych i pełnych pasji instruktorów.

Chyba nie wszystko dziś da się powtórzyć...
Przepisy narzuciły na nas wiele zakazów. Nie możemy zrobić pionierki obozowej (budowa urządzeń obozowych – przyp. red.), nie możemy ugotować w 10 - litrowym wiadrze zupy, nie możemy wziąć wody, na przykład, z jeziora. Narzucono wszelkiego rodzaju przepisy, gdzie mamy spać, jak ma wyglądać zaplecze kuchenne. To powoduje, że przygoda, którą myśmy przeżywali, już się nie powtórzy dla naszych dzieci. Trochę szkoda.

Harcerstwo ma dużą konkurencję. Czy służba Polsce i bliźniemu, zapisana w Przyrzeczeniu, jest atrakcyjna dla młodego pokolenia?
ZHP zawsze było nastawione na rozwój młodego człowieka. Jeśli kadra jest dobra, jeśli ma pomysły, to jest w stanie zaszczepić wszystkie ideały, które są niezmienne od 100 lat. Te ideały się sprawdzają cały czas. One są na tyle uniwersalne, że jesteśmy w stanie to wszystko zaszczepić w młodym człowieku, widzieć jego radość ze spełnienia tego, co wynika właśnie z Przyrzeczenia i z Prawa Harcerskiego. To jest na tyle uniwersalne, że można to tak przekazać, że nadal będzie atrakcyjne zarówno dla rozwoju indywidualnego, a przede wszystkim przyniesie pożytek społeczeństwu.

To chyba nie jest takie proste jak kiedyś...
Młody człowiek otoczony taką ilością bodźców, teraz wymaga atrakcyjności. W pewnym momencie ZHP na tym poziomie centralnym trochę zbłądziło w kierunku korporacyjności. Zamiast pracować z Przyrzeczeniem i z Prawem Harcerskim, zaczęto tworzyć misję, strategię, które tak naprawdę dodają do tego, co mamy w Przyrzeczeniu i Prawie Harcerskim, mnóstwo słów i mierników. Większość z dorosłych instruktorów pracuje i w korporacjach, lub też w stylu korporacyjnym, i próbowała przenieść ten styl na harcerstwo. Powiem więcej, niektórzy przedsiębiorcy czy nauczyciele implementują metodę harcerską do życia firmowego lub szkolnego - i to się sprawdza!

Wspomniałeś, że w Chorągwi Białostockiej jest 5 tys. harcerzy. Jak to wygląda na tle reszty Polski?
To jest taki całkiem niezły wynik jak na Polskę. Stanowimy 5% ze wszystkich 17 chorągwi. Jest dobrze, ale ciągle jest nad czym pracować.

A 30 lat temu?
Jakbym powiedział 40 tys., to bym się dużo nie pomylił. I to pokazuje, co się dzieje, gdy kadra i struktura jest utrzymywana z budżetu państwa.

Z czego się dzisiaj utrzymujecie?
Przede wszystkim ze składek. Dostajemy też dotacje z programu ROHiS, którym jesteśmy objęci przez Prezydenta RP. Pieniądze z innych źródeł, na przykład z programów ministerialnych. Największym wspierającym w poprzedniej kadencji był samorząd Województwa Podlaskiego, bo widzi w harcerstwie skutecznego wychowawcę młodego pokolenia i mam nadzieję, że to się nie zmieni.

A z jednego procentu?
1% był dobry na początku, kiedy byliśmy jedną z niewielu organizacji pożytku publicznego. Dzisiaj tych podmiotów, które walczą o 1%, jest całe mnóstwo. Tutaj zawsze będziemy przegrywali z organizacjami, które pomagają osobom potrzebującym, gdzie jest ludzkie nieszczęście, ludzka bieda. W pierwszym roku funkcjonowania z 1% mieliśmy w ZHP 8 milionów złotych, teraz do chorągwi trafia około 30 – 40 tys. zł. za co bardzo dziękujemy wszystkim darczyńcom.

Kto się bardziej garnie do harcerstwa: chłopcy czy dziewczęta?
Zdecydowanie dziewczyny. Mamy niedobory męskiego pierwiastka w ZHP. Powiem szczerze, że nawet nie wiem tak do końca, z czego to wynika. Czy dziewczyny są bardziej ogarnięte, a chłopcy trochę mniej i zanim dorosną do pewnych działań i decyzji, to już jest trochę za późno na rozpoczynanie przygody w harcerstwie… Przed wojną było miejsce dla dorosłych, którzy chcieli zostać harcerzami i warto wrócić do tej tradycji.

A wydawałoby się, że to właśnie dla chłopców harcerstwo powinno być atrakcyjną przygodą...
Jak drużynowy zapewnia tę przygodę, to widać, że chłopcy wówczas się garną i są takie drużyny. To jest główne zadanie, które musimy przed sobą postawić. Musimy odbudować kadry, które pokażą atrakcyjność i sens harcerstwa w życiu człowieka – taka przygoda na całe życie.

Czy łatwo dzisiaj znaleźć kogoś, kto będzie taką drużynę prowadził?
Jest trudno i będzie coraz trudniej ze względu na sytuację, w której przyszło nam żyć. Po pierwsze, chodzi o ucieczkę młodych ludzi ze wsi do miast. Wyludniły się nam gminy i powiaty. Zmniejszyła się nam liczba hufców do ośmiu. Młodzi instruktorzy wyjeżdżają na studia do wielkich miast i kończą swoją przygodę z harcerstwem lub zasilają chorągwie w miejscu, gdzie studiują. Wielu z nich znajduje tam pracę i nie wracają już na swój rodzinny teren.

Gdzie w naszym regionie działa najwięcej harcerzy?
Mam przyjemność zarządzania najbardziej różnorodną chorągwią w Polsce. Jest w niej największy hufiec w kraju, Hufiec Białystok, który stanowi połowę naszej chorągwi. Jest też najmniejszy hufiec, Hufiec Kolno. Sporo harcerzy działa w Sokółce, Grajewie i Suwałkach.

Co działo się z harcerstwem w czasie pandemii?
Ci drużynowi, którzy mieli pomysł, jak wykorzystać nowoczesne narzędzia informatyczne, utrzymali zaangażowanie, a ich drużyny nie zmniejszyły się. Bardzo wiele rzeczy udało się zrobić na odległość. Drużynowi, którzy trzy lata temu poszli na studia, utrzymują wirtualny kontakt ze swoimi harcerzami, bez przyjeżdżania i ich drużyny sobie radzą.

Czyli w czasie pandemii zbiórek w realu nie było?
Rzeczywistych zbiórek nie było ze względu na obostrzenia. Natomiast harcerze potrzebowali wspólnego działania. Najpiękniej to było widać podczas pożaru Parku Biebrzańskiego. Jak się paliły torfowiska, dostałem kilkanaście telefonów od rodziców, żebym pozwolił harcerzom, tym powyżej 13 roku życia, w przygotowaniu zaplecza dla strażaków. Trzy hufce, które leżą nad Biebrzą, błyskawicznie zapełniły całą remizę wodą i żywnością. Harcerze gotowali strażakom, robili kanapki.

W czasie pandemii pomagaliście też osobom starszym i chorym...
Instruktorzy, wędrownicy, ci wszyscy, którzy mieli ukończone 18 lat, przystąpili do służby i oni jak najbardziej działali na tyle skutecznie, że w niektórych hufcach myśmy przejęli całość działań na początku, nim Wojska Obrony Terytorialnej się włączyły. Na przykład Hufiec Bielsk Podlaski robił zakupy swoim seniorom. Nasi instruktorzy dostarczali także leki do osób starszych. Szyliśmy maseczki. Później przyszły wakacje. Byliśmy chorągwią, która miała jedną z największych akcji letnich. Byliśmy pod obstrzałem wszystkich służb, no i przeprowadziliśmy ją wzorowo, bo nie było u nas żadnych przypadków zachorowania. Powiem więcej, przez reżim, który został narzucony po raz pierwszy, żadne wirusówki nie dopadły harcerzy. To były najspokojniejsze wakacje.

W tym roku Chorągiew Białostocka obchodzi 100-lecie istnienia. Jak wyglądały jej początki?
Na początku był samodzielny hufiec Białystok. W tamtych czasach harcerstwo i główna kwatera były podzielone na dwie części: męską i żeńską. Później zaczęto budować komendy okręgów, których zadaniem było budowanie chorągwi. Harcerstwo było dotowane przez państwo. Wiemy o tym, że chorągiew białostocka powstała w 1923r., bo został powołany jej komendant. Alfred Niwiński był pierwszym komendantem. To była postać mocno zaangażowana i tragiczna - Niwiński, oficer Wojska Polskiego, ofiara zbrodni katyńskiej, zamordowany w Charkowie, pogrzebany w Piatichatkach.

Jak będziecie świętowali stulecie?
Planujemy Zlot 100. lecia Chorągwi w ostatni weekend sierpnia. Miejscem zlotu będzie jedna z naszych baz. Chcemy, żeby przynajmniej 1000 harcerzy ze wszystkich hufców naszej chorągwi wzięło udział w tym jubileuszowym zlocie. Chcemy też zaakcentować inne okrągłe rocznice, dotyczące wielu wydarzeń z tych stu minionych lat i z całej naszej chorągwi. 10. rocznicę nadania imienia Ryszarda Kaczorowskiego naszej Chorągwi, 25. Rajd Śladami Powstańców Styczniowych w okrągłą 160 rocznicę tego wydarzenia, 90. rocznicę przyrzeczenia harcerskiego złożonego przez patrona naszej chorągwi, 110 rocznicę harcerstwa na białostocczyźnie i wiele innych wydarzeń i rocznic.

Właśnie rozpoczynasz drugą kadencję na stanowisku komendanta chorągwi. Co udało się zrobić w pierwszej?
Jestem dumny, że nasza chorągiew awansowała z końcówki na środek stawki pod względem liczby harcerzy. Wielu naszych instruktorów działa na szczeblu centralnym. Mamy po raz pierwszy dwóch przedstawicieli w Radzie Naczelnej. Powołaliśmy nowy hufiec - Wschodniomazowiecki. Jestem dumny z harcerzy i instruktorów chorągwi, że się odnaleźli zarówno w czasie pandemii i teraz podczas wojny. Wojna była wyzwaniem mobilizującym, dlatego że w większości wypadków jako pierwsi trafiliśmy z pomocą do Ukraińców, którzy do nas przybywali.

Jakie najważniejsze wyzwania czekają w drugiej kadencji?
Planujemy trzy główne działania. Po pierwsze, chcielibyśmy przybliżyć tych wszystkich ludzi, którzy 100 lat temu tworzyli harcerstwo i tych, którzy przez 100 lat angażowali się w ciężką instruktorską pracę w naszej chorągwi. chcielibyśmy pokazać, jak nieodległe teraz są słowa, choćby generała Sikorskiego do harcerzy, w których widział obrońców niepodległego Państwa, przyszłe elity, które mają obowiązek zadbać o rozwój Polski. Mamy w harcerstwie wielu bohaterów, jak choćby rotmistrz Pilecki.
Po drugie, kiedy już urosną drzewa, które posadziliśmy na obszarze prawie dwóch hektarów w ramach akcji Lilijki Żywej Pamięci w Cieliczance, aby pierwsze z nich dostały tabliczkę ze swoim patronem. Jest tych drzew około 12 tys., a to taka mniej więcej liczba harcerzy, która ruszyła do obrony granic podczas nawały bolszewickiej w 1920r. Jest o kim pamiętać, jest kogo upamiętnić!
Po trzecie, ale chyba najważniejsze wzmocnić kadry naszej chorągwi na wszystkich poziomach począwszy od zastępowych i drużynowych na komendantach naszych jednostek kończąc. Wzmocnić ich na wielu płaszczyznach, aby mogli swoją służbę pełnić z korzyścią nie tylko dla młodych zuchów i harcerzy, ale również z pożytkiem dla mieszkańców całego naszego województwa.

Adam Jakuć

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.