Co łączy Mandelę, Brunnera, upadłe anioły i reptilian? Wbrew pozorom dużo więcej niż się wydaje

Czytaj dalej
Fot. pixabay
Hanna Wieczorek

Co łączy Mandelę, Brunnera, upadłe anioły i reptilian? Wbrew pozorom dużo więcej niż się wydaje

Hanna Wieczorek

Kiedy umarł Nelson Mandela? W roku 1980 czy 2013? A może i w tym, i w tym? Tyle, że w dwóch różnych wszechświatach, które się nieco ze sobą pomieszały podczas awarii Wielkiego Zderzacza Hadronów?

Łezka się w oku kręci, kiedy pomyślę, jak proste było nasze życie jeszcze kilka lat temu. Wszystkiemu winni byli Żydzi, masoni i cykliści, no może jeszcze kosmici, którzy jak wiadomo latają w te i we w tę nad Ziemią. Władze o wszystkim doskonale wiedziały, przynajmniej te zasiadające w Białym Domu. Bo to w Stanach Zjednoczonych 2 lipca 1947 roku, 120 kilometrów od Roswell (Nowy Meksyk) rozbiło się UFO... Dzisiaj mamy Wielki Zderzacz Hadronów, światy równoległe i czarną dziurę.

Od wiek wieków ludzie lubują się w teoriach spiskowych, niesamowitych wydarzeniach, które obserwował ktoś dobrze nam znany, istotach nie z tego świata, które żyją tuż obok nas. No bo dlaczego zdrowe dziecko zachorowało? Oczywiście z powodów nadprzyrodzonych: to dziwożony podmieniły zdrowe niemowlę na swoje, chore dziwożo-niątko. Dzisiaj wampiry, strzygi, wilkołaki i kosmici zaludniają książki (nawet romanse), seriale telewizyjne i horrory. Bać się ich może nadal boimy, ale zdecydowanie oswoiliśmy nasze strachy. Proszę się jednak nie martwić, co i rusz pojawiają się nowe zagrożenia, albo odgrzewamy te stare, trochę już zapomniane.

Brunner ty świnio

Zacznijmy od mojej ulubionej teorii, zwanej „efektem Mandeli”. Tak, tak chodzi o Nelsona Mandelę, czarnoskórego przywódcę ruchu przeciw apartheidowi w Republice Południowej Afryki, który spędził w więzieniu 27 lat (został aresztowany w 1962 roku), by w końcu w 1994 roku zostać prezydentem RPA. Mandela zmarł w roku 2013 mając 95 lat! Otóż okazuje się, że wielu ludzi pamięta dokładnie, iż Mandela zmarł w więzieniu w roku 1980. Ba, twierdzą nawet, że pamiętają wielkie nagłówki w gazetach i bardzo emocjonalne wypowiedzi Winni Mandeli, ówczesnej żony Nelsona.

Odkryła to siedem lat temu Amerykanka - Fiona Broome - podczas wielkiego konwentu miłośników science fiction Dragon Con, który co roku odbywa się w Atlancie. O tym jak wielkie jest to wydarzenie, niech świadczy fakt, że w ubiegłym roku w konwencie wzięło udział ponad 77 tysięcy osób. Otóż Fiona Broome podczas Dragon Con zauważyła, że spora grupa ludzi jest przekonana, iż Mandela od dawna nie żyje i podzieliła się tą obserwacją na swoim blogu. Zjawisko to nazwała „Efektem Mandeli” i uznała za dowód na istnienie światów równoległych, które od czasu do czasu zapętlają się i oddziałują nie siebie. Nie ograniczyła się do jednego dowodu, na stronie mandelaeffect.com zaczęła gromadzić inne przykłady zbiorowego zafałszowania pamięci.

Okazało się, że jest ich sporo - od dramatycznych, po rozrywkowe. Zacznijmy od tych tragicznych. Otóż większość ludzi jest przekonanych, że podczas zamachu na Johna Fitzgeralda Kennedy’ego (2 listopada 1963 w Dallas) w otwartej limuzynie jechały cztery osoby. To fałszywe wspomnienie, bowiem było ich sześć! Dalej mamy kontrowersje natury geograficznej: jak duża jest Grenlandia i jak odległe są od siebie Australia i Nowa Zelandia. Kończymy wszystko filmowo, ten przykład jest skierowany do wielbicieli „Gwiezdnych wojen”. Otóż wbrew powszechnemu przekonaniu Darth Vader przyznając się do ojcostwa nie mówił wcale: „Lu-ke, I am your father”! Stwierdził jedynie „No, I am your father”. Ach, pominęłabym coś dla zmotoryzowanych - zmiany w znaczkach Volkswagena (większość z nas pamięta logo VW bez poziomej przerwy).

No dobrze, mamy też i polskie przykłady efektu Mandeli. Weźmy takiego Klossa, wszyscy pamiętamy, że w „Stawce większej niż Życie” powiedział: „Nie ze mną te numery, Brunner”. Nieprawda, kwestia ta była znacznie bardziej rozwinięta i brzmiała: „Takie sztuczki nie ze mną, Brunner. Zapominasz z kim mówisz. Albo gadaj, o co ci chodzi, albo nie zawracaj mi głowy!”. Żeby nie było, Kloss nie powiedział także: „Brunner ty świnio”, zapodał jedynie, że Brunner to wyjątkowa kanalia...

No dobrze, kończymy z filmowymi cytatami i przechodzimy do światów alternatywnych.

Wielki Zderzacz Hadronów

Zacznijmy od światów (wszechświatów) równoległych. Każdy miłośnik fantastyki naukowej wie o czym mowa, przecież obowiązkową lekturą fanów s-f jest książka Philipa K. Dicka „Człowiek z Wysokiego Zamku”, wydana w 1962 roku. Dick opisuje świat, w którym państwa Osi wygrały II wojnę światową... Na tym nie koniec, bowiem w książce przewija się nasz świat i świat, w którym państwa Osi przegrały wojnę, ale stało się to w roku... 1948, Roosevelt nie wystartował po raz trzeci w wyborach, Churchill rządził Wielką Brytanią jeszcze w roku 1962, a USA utrzymywały stosunki handlowe z Chinami Czang Kajszeka.

Idea światów równoległych (wieloświatów) w fizyce kwantowej pojawiła się za sprawą Hugha Everetta już w 1957 roku i nadal ma się dobrze. Na dodatek, wielu fizyków nie tylko wierzy w równoległe wszechświaty, ale na dodatek uważa, że oddziałują one na siebie. Zainteresowanych odsyłam do lektury tekstu Krzysztofa Dzielińskiego „Fizycy: wszechświaty równoległe istnieją” na stronie geek-week.pl I tu dochodzimy do Wielkiego Zderzacza Hadronów.

Ten największy na świecie akcelerator cząstek czyli hadronów, znajduje się w Europejskim Ośrodku Badań Jądrowych w pobliżu Genewy. Nie pytajcie, do czego służy owa, podobno największa na świecie, maszyna. To nie ma większego znaczenia dla efektu Man-deli. Ważne natomiast jest to, iż ten wielki akcelerator cząstek ma być odpowiedzialny za zbiorowe zafałszowania pamięci. Jakim cudem? Wyjaśnienia są różne, między innymi i takie, że awaria Wielkiego Zderzacza Had-ronów doprowadziła do powstanie czarnej dziury, nasza Ziemia przetrwała, tyle tylko, że na chwileczkę trafiła do innego wymiaru! Stąd zafałszowania zbiorowej pamięci, które jak się okazuje zafałszowaniami nie są, a jedynie zachowanymi wspomnieniami sprzed naszej wycieczki do innego wszechświata.

Efekt Mandeli fascynuje wielu ludzi, którzy poświęcają dużo czasu, by odnaleźć dowody na istnienie podwójnej rzeczywistości. Zresztą, jeśli wierzyć teorii Many Interacting Worlds, światów alternatywnych jest nieskończenie wiele. I wszystko, co mogło się wydarzyć w przeszłości, ale się nie wydarzyło, miało miejsce w historii innego wszechświata lub wszechświatów. Niektóre z nich są bardzo podobne do naszego, inne drastycznie się różnią, ale wszystkie są bardzo realne.

Ziemia płaska jak naleśnik

O ile wielu fizyków uważa, że światy równoległe istnieją, o tyle nie znajdzie się zapewne wśród nich wyznawców teorii mówiącej, że Ziemia jest płaska. Ale i tak tysiące ludzi wierzy, że żyjemy na „naleśniku”, a wredni ONI ukrywają przed nami ten fakt. Pogląd taki od roku 1884) szerzy Towarzystwo Płaskiej Ziemi. Otóż według nich Ziemia jest dyskiem z centrum w biegunie północnym, otoczonym ścianą lodu, a krążące nad nami Słońce i Księżyc mają po 52 km średnicy. Ale wróćmy do początków.

W płaską Ziemię wierzyli mieszkańcy starożytnej Mezopotamii, Egiptu, a nawet Chin. Jednak już Pitagoras ze swoimi uczniami zaczął forsować pogląd o kulistości Ziemi - Kopernik nie miał z tym nic wspólnego, kłania się nam efekt Mandeli. Pitagorejczycy poszli dalej, zaczęli przebąkiwać, że Ziemia wcale nie stanowi centrum wszechświata! Co więcej, urodzony w 276 p.n.e. w Cyrenie grecki matematyk, astronom i filozof Eratostenes, obliczył obwód Ziemi! Jednak ostatecznego dowodu nikt nie mógł przedstawić do momentu, kiedy wysłaliśmy w kosmos satelity. Dopiero kiedy 7 sierpnia 1959 roku Amerykanie wystrzelili w przestrzeń satelitę Explorer-6, zobaczyliśmy pierwszą fotografię błękitnej kuli - Ziemi. A pierwszym człowiekiem, który na własne oczy zobaczył Ziemię z przestrzeni kosmicznej był radziecki kosmonauta Jurij Gagarin. To on 12 kwietnia 1961 roku po raz pierwszy wykonał lot po orbicie satelitarnej Ziemi - w statku kosmi-cznym Wostok - i okrążył Ziemię w ciągu godziny i 48 minut. Jednak nawet „twarde” dowody w postaci zdjęć i filmów wykonanych w przestrzeni kosmicznej nie przekonały zwolenników teorii płaskiej Ziemi. Duchowym przywódcą wszystkich, którzy nie wierzą, że nasza planeta jest kulista, został XIX-wieczny wynalazca i pisarz, Anglik Samuel Birley Row-botham. Wierzył on, że Biblię należy rozumieć dosłownie i Ziemia musi być płaska.

Ruch zainspirowany przez Rowbothama przeżywał wzloty i upadki, ale dzisiaj ma się dobrze...

Grawitacja nie istnieje

Nie będę się wdawać w szczegóły teorii płaskiej Ziemi. Najważniejsze, że nasza planeta musi być płaska, bo tak ją stworzył Bóg. Przepraszam, nie planeta, tylko dysk, nad którym wznosi się Firmament. Nad dyskiem krąży Słońce i Księżyc… Grawitacji nie ma, jest za to gęstość - bądźmy sprawiedliwi, niektórzy zwolennicy teorii płaskiej Ziemi wierzą w grawitację i prawa Newtona, bo dysk, na którym żyjemy razem ze swoim Firmamentem, porusza się ruchem jednostajnie przyspieszonym do góry lub ruchem jednostajnym prostoliniowym ku górze. A teraz najważniejsze. Nie ma oczywiście żadnych satelitów i lotów kosmicznych! NASA nas oszukuje.

Jak więc działa GPS? To proste, zamiast satelitów mamy system odbiorników naziemnych. GPS wysyła sygnał, odbiorniki go „łapią” i przekazują dalej, a pracownicy amerykańskiej Narodowej Agencji Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej w pocie czoła nanoszą te dane na rzekomą kulę ziemską. Po co to wszystko? I na to znajdziemy odpowiedź na Youtubie. Otóż Ziemią rządzą upadłe anioły, którym przewodzi Lucyfer. Upadłe anioły wydają polecenia premierom i prezydentom i to one ukrywają przed nami fakt, że Ziemia jest płaska. Cel upadłych aniołów też jest prosty - chcą odebrać Bogu chwałę za akt stworzenia i oddalić ludzi Niego.

Obudź się Matrix cię więzi

Płaska Ziemia wcale nie jest jedynym z naszych problemów.

Niektórzy kosmolodzy wierzą, że nasz wszechświat to Matrix. Stworzony przez jakąś wielką cywilizację jako swego rodzaju żywa symulacja. Kłania się tu solipsyzm - teoria filozoficzna, która głosi, że nasz świat nie istnieje. Istnieje tylko jednostkowy podmiot poznający, a rzeczywistość jest zbiorem jego subiektywnych wrażeń - obiekty, ludzie, etc., których doświadcza jednostka, są tylko częściami jej umysłu. A przy okazji, rok temu sensację wywołała informacja Business Insider, że klienci wielkiego Bank of America Merrill Lynch otrzymali z niego niepokojący komunikat: „Z prawdopodobieństwem od 20 do 50 proc. ludzkość żyje już w Matrixie, a to znaczy, że świat, który uważamy za „realny”, w rzeczywistości jest modelem komputerowym”.

No dobrze, wracamy do Matriksa. Pięć lat temu media obiegła informacja, że fizycy z Bonn szukają dowodów na to, że wszech-świat jest zaawansowaną komputerową symulacją. Skąd pomysł? To proste: jeśli my potrafimy wygenerować komputerowo symulację pewnych zjawisk we wszechświecie, to dlaczego cywilizacja bardziej rozwinięta niż nasza nie miałaby sobie zafundować symulacji całego kosmosu, łącznie z mieszkańcami? Boga zastąpiliby „stwórcy-programiści”, którzy wdrukowaliby w swój program prawa natury odkryte przez Newtona czy Darwina...

Pomysł nie jest nowy, ale bardziej mi się podoba mi się niż teoria mówiąca o reptilia-nach czy też Nowym Porządku Świata (z ang. NWO). Reptilianie, jak wiemy, to huma-noidalne gady, które przejęły władzę nad ludzkością i kierują nami wcielając się w najbardziej znane osobistości, takie jak królowa brytyjska. A zgodnie z NWO naszym światem zakulisowo sterują ludzie, którzy chcą wprowadzić nowy porządek. Jeśli się im to uda, będziemy wyznawcami jednej religii. Wypiorą nam mózgi, zamkną w miastach molochach, będą kontrolować za pomocą czipów pod skórą. I odbiorą przyjemność robienia zakupów, bo gospodarka opierać się będzie na bezgotówkowej wymianie… Przerażająca wizja, nieprawdaż?

Skąd u nas zamiłowanie do różnych teorii spiskowych? Profesor Piotr Mikiewicz, socjolog z DSW tłumaczy, że pozwalają zracjonalizować nasze gorsze położenie. Za wszystko co złego spotkało nas w życiu, winni są ONI. Pozwala to przenieść odpowiedzialność poza nas samych na rząd, mafię, reptilian, uchodźców, ukryte grupy wpływu. Teorie spiskowe pozwalają usprawiedliwić uprzedzenia, choćby religijne, i działania podejmowane przeciwko „wrogom”, odpowiedzialnym za nasze życiowe porażki.

- Myślimy, że jesteśmy racjonalni, ale nie jesteśmy - mówi prof. Mikiewicz. - W naszym zachowaniu dużą rolę odgrywają emocje, uproszczenia i sprzeczności. Generalnie nie myślimy przecież teoriami, tylko schematami, których się nauczyliśmy. Racjonalne myślenie i postępowanie wymaga wysiłku umysłowego, uproszczone jest łatwiejsze, dlatego łatwiej posługiwać się schematami myślowymi. Niekoniecznie prawdziwymi i racjonalnymi.

W sukurs teoriom spiskowym idzie in-ternet. Bo nasze przekonania wymagają potwierdzenia. Wiedza jest wytwarzana, utrwalana i przekształcana społecznie - potrzebujemy więc innych ludzi, by nas utwierdzili w naszych przekonaniach. Internet daje możliwość szybkiego kontaktu z osobami, które myślą tak, jak my. Nie musimy się spotykać się z nimi w jednym fizycznym miejscu. Dzięki sieci ludzie z różnych, odległych stron świata tworzą wspólnotę interpretacji...

Według kwantowej hipotezy wielu światów Hugh Everetta III, nazywanej przez niego „Wieloświatową Interpretacją Mechaniki Kwantowej”, wszystko co może się zdarzyć, zdarza się na pewno w którejś z odnóg rzeczywistości, która przypomina wielkie, rozgałęziające się w każdej chwili drzewo życia. Kwantowy multiwszechświat jest jak rozgałęziające się w nieskończoność drzewo. Oznacza to między innymi, że i my, przebywający na takim drzewie, chcąc nie chcąc także się rozgałęziamy. Zgodnie z jedną z jedną z interpretacji mechaniki kwantowej w tej przestrzeni znajdują się wszechświaty, które pochodzą od naszego. We wszechświatach równoległych może istnieć nieskończona ilość kopii nas samych które robią dokładnie to samo co my albo ich historia życia przebiega zupełnie inaczej niż nasza.

Hanna Wieczorek

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.