Roman Laudański

Diecezja: - Nie wiedzieliśmy, że był pedofilem

W 2005 roku ksiądz pedofil Paweł Kania został zatrzymany za próbę nakłonienia młodych chłopców do czynów „za stówę”. W jego komputerze znaleziono dziecięcą Fot. archiwum Polska Press W 2005 roku ksiądz pedofil Paweł Kania został zatrzymany za próbę nakłonienia młodych chłopców do czynów „za stówę”. W jego komputerze znaleziono dziecięcą pornografię.
Roman Laudański

300 tys. zł odszkodowania od diecezji bydgoskiej i wrocławskiej domaga się chłopak molestowany i gwałcony przez ks. pedofila Pawła Kanię.

Mecenas Edmund Dobecki, reprezentujący diecezję bydgoską, zaznacza, że jeszcze nie zapoznał się z pozwem.

- Nie uznajemy tego powództwa w części związanej z diecezją bydgoską - mówi mec. Dobecki. - Nie widzimy związku przyczynowego między działaniem księdza na naszym terenie, a sprawami karnymi, które posiadał. W okresie, kiedy ten ksiądz był w diecezji bydgoskiej, nie miał żadnego zarzutu za działania o charakterze pedofilskim.

Mecenas Janusz Mazur, reprezentujący Arka (imię zmienione) - ofiarę księdza pedofila, skarży obie diecezję m.in. za brak nadzoru nad księdzem. - Nie może być mowy o braku nadzoru skoro na naszym terenie nie zaszedł żaden przypadek o charakterze pedofilskim, kiedy ten ksiądz tu pracował - wyjaśnia mec. Edmund Dobecki. - Musimy odróżnić okres bydgoski - poznanie chłopaka, od czasu wrocławskiego, w którym ksiądz działał w warunkach przestępczych. Od 2005 roku toczyło się postępowanie sądowe w sprawie księdza. Natomiast materiały dowodowe z okresu, kiedy ksiądz był w diecezji bydgoskiej, nie były silne, ponieważ prokuratura nie zastosowała tymczasowego aresztu wobec księdza, co przełożyło się na wyrok sądowy (z pierwszej sprawy z 2005 roku), który uniewinnił go od zarzutów pedofilskich.

W 2005 roku ksiądz pedofil Paweł Kania został zatrzymany za próbę nakłonienia młodych chłopców do czynów „za stówę”. W jego komputerze znaleziono dziecięcą pornografię.

- Sąd we Wrocławiu uniewinnił go również z zarzutu rozpowszechniania treści pornograficznych, natomiast sąd kasacyjny nakazał skazanie go z tego czynu, ale on już się wtedy nie znajdował na terenie naszej diecezji - przypomina mec. Dobecki. Dodaje, że diecezja bydgoska nie wiedziała, że ks. Kania jest pedofilem. - Spełniał posługę na naszym terenie, ale o zarzutach nasza strona kościelna dowiedziała się później - dodaje. - Prokuratura przesłuchiwała m.in. księdza proboszcza z parafii Opatrzonej Bożej, gdzie pracował ten ksiądz. Kiedy on do nas przyszedł - przełożeni nic o nim nie wiedzieli. A nawet, gdyby taka wiedza była, to materiał dowodowy był tak skromny, że został uniewinniony (w sprawie z 2005 roku) od takich czynów. Czyli nie możemy mówić o braku nadzoru ze strony diecezji bydgoskiej. Nie był to nasz ksiądz, nie było wyroku, nie było żadnych danych o czynach, które - ewentualnie miał popełnić.

Zadniem mec. Dobeckiego, do ks. biskupa Tyrawy i proboszcza parafii Opatrzności Bożej nie wpływały żadne informacje na temat działalności pedofilskiej księdza w okresie, gdy przebywał na terenie diecezji bydgoskiej, bo gdyby wpłynęły, to byłoby wszczęte postępowanie. A to się stało dopiero wtedy, kiedy ks. Kania wrócił do Wrocławia. Zarzuty dotyczą lat 2010-2012, a w diecezji bydgoskiej był do 2009 roku, a później został odesłany przez diecezję do Wrocławia.

Roman Laudański

Nieustającą radością w pracy dziennikarskiej są spotkania z drugim człowiekiem i ciekawość świata, za którym coraz trudniej nam nadążyć. A o interesujących i intrygujących sprawach opowiadają mieszkańcy najmniejszych wsi i największych miast - słowem Czytelnicy "Gazety Pomorskiej"

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.