Dyrektor odstrzelił szefa strażników BPN

Czytaj dalej
Fot. Wojciech Jakubicz
Izabela Krzewska

Dyrektor odstrzelił szefa strażników BPN

Izabela Krzewska

Komendant już stracił pracę, a trwa jeszcze prokuratorskie śledztwo.

Po wpadce z wystrzałem broni w służbowym samochodzie, komendant Straży Biebrzańskiego Parku Narodowego został dyscyplinarnie zwolniony z pracy. To najsurowsza kara, jaką mógł ponieść.

- Otrzymał wypowiedzenie z końcem roku - mówi Andrzej Grygoruk, dyrektor BPN. Jest rozczarowany byłym podwładnym. - Sam go zatrudniałem około 15 lat temu. Dobrze się z nim współpracowało.

Podstawą zwolnienia był nie tyle sam incydent, co fakt, że komendant próbował go zataić. I udało mu się przez ponad miesiąc, aż ktoś nie złożył zawiadomienia na policję. Dyrekcja nie mogła też zignorować tego, że komendant pojechał na polowanie służbowym samochodem. I to w dodatku w wolnym dniu.

Powodów do zwolnienia było ponoć więcej. Pracownicy parku mówią, że komendant stworzył sobie prywatny folwark. Działał poza kontrolą dyrektora. Miał m.in. przywłaszczyć służbową kuszę, którą park zabezpieczył na polecenie sądu. Robert M. w godzinach pracy miał też dorabiać sobie jako ratownik na monieckim basenie.

Ale to są powody nieoficjalne. Funkcję komendanta będzie na razie pełnił jego dotychczasowy zastępca.

Skandal wybuchł miesiąc temu. Wtedy, jak wspomnieliśmy, do policji dotarł sygnał o zdarzeniu niedaleko Białego Grądu. Jak relacjonował nam dyrektor BPN, komendant pojechał służbowym nissanem razem z dwoma strażnikami. Oni zwodowali łódkę i wypłynęli na patrol, a Robert M. (były żołnierz kontraktowy, weteran trzech zmian misji pokojowej w Bośni) - szykował się na polowanie. Miał zgodę na odstrzał redukcyjny dzików. Podczas podnoszenia broni doszło do niekontrolowanego wystrzału. Pocisk wyleciał od środka przez drzwi. Na szczęście nikt nie został ranny.

Działo się to 12 listopada, ale wyszło na jaw dopiero 7 grudnia. Niemal miesiąc udawało się utrzymać zdarzenie w tajemnicy.

Od 15 lat w straży, wcześniej w wojsku. Taka osoba powinna umieć obchodzić się z bronią. To nie powinno się stać

Andrzej Grygoruk dyrektor BPN

W ramach służbowych czynności, policja poszła do domu komendanta. Na jego posesji funkcjonariusze znaleźli broń, amunicję i inne przedmioty pochodzące z okresu II wojny światowej. Na miejsce przyjechali saperzy. Okazało się, że nie było tam materiałów wybuchowych.

Ale to sprawy nie zamknęło. Prokuratura Rejonowa w Grajewie wszczęła postępowanie w sprawie nielegalnego posiadania broni. Jak informuje jej szef, Józef Iwański, śledczy czekają na opinię biegłego z Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji, który ma ocenić, czy znalezione militaria to broń palna i amunicja w rozumieniu ustawy. Tym samym, czy komendant mógł je posiadać legalnie, czy nie. Na razie nikt nie usłyszał zarzutów.

Za nielegalne posiadanie broni i amunicji grozi od 6 miesięcy do 8 lat więzienia.

Izabela Krzewska

Socjolog z wykształcenia. Z zawodu - dziennikarz. W Gazecie Współczesnej pracuję od 2009 roku, a w niedługim czasie dołączyłam również do zespołu Kuriera Porannego. Od początku na łamach naszych dzienników i na portalach internetowych www.wspolczesna.pl i www.poranny.pl zajmuję się głównie tematyką prawną. Relacjonowanie ważnych procesów, sprawy kryminalne, wypadki, pożary, raporty  o przestępczości, historie z życia wzięte... To obszar dziennikarstwa, który - mam nadzieję - dostarcza moim Czytelnikom nie tylko wielu emocji, ale także wiedzy o zmieniających się przepisach prawnych i zagrożeniach dla ich bezpieczeństwa. Staram się, aby każdy materiał był rzetelny, zrozumiały, ale też sprawnie napisany. Bo nawet najbardziej niezwykła ludzka opowieść "blednie" pod nieciekawym piórem.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.