Gdy łzy spływają na opłatek...

Czytaj dalej
Fot. Anatol Chomicz
Julia Szypulska

Gdy łzy spływają na opłatek...

Julia Szypulska

Jedni przyszli pobyć z ludźmi, inni skorzystać z pomocy. Czekały na nich świąteczne dania. - Mamy teraz ciężki okres w życiu - Aneta z trudem powstrzymuje łzy

Na miejską wigilię przyszła z mężem i 7-letnim synem. Tym starszym. Młodszy, ponadroczny został w domu. To ich pierwszy raz na tym spotkaniu. Nie kryją, że chętnie wezmą potrawy, które podczas spotkania potrzebujący dostają za darmo. Jest i bigos, i pierogi, a także chleb. Wcześniej rodzina pani Anety jakoś sobie radziła, choć lekko nie było. Ale ten rok jest wyjątkowo trudny. - Nie mamy pracy - opowiada kobieta i bezwiednie gładzi brzuch.

Spodziewa się kolejnego dziecka. - Ciężko będzie zorganizować te święta - nie kryje smutku. - Najgorzej jest z prowiantem, nie mówiąc już o prezentach dla dzieci. Dobrze, że mogliśmy tutaj przyjść.

Pani Regina z kolei na miejskiej Wigilii jest już trzeci raz. W tym roku jej się poszczęściło - w kolejce po potrawy stoi pierwsza.

- Możliwość otrzymania jedzenia jest ważna dla wielu osób. Nie każdy może sobie pozwolić na urządzenie świąt, co jest smutne - mówi. - A pobyt tutaj pozwala mieć pozytywne wspomnienia. Przychodzę pobyć z ludźmi, posłuchać kolęd, no i poczuć ten świąteczny klimat. Bardzo cenię działalność ks. Edwarda Konkola, więc przychodzę też trochę dla niego - opowiada.

Pani Regina jest na emeryturze.

- Nie, w ogóle nie mam wolnego czasu - śmieje się.

Kobieta pomaga córce, która nie pracuje i samotnie wychowuje dzieci.

- Jest jej bardzo ciężko - mówi. - Żeby nie ja, nie poradziłaby sobie. Staramy się, żeby wnuki miały poczucie, że w domu zawsze ktoś jest.

Ma jeszcze dwie córki, te jednak mieszkają zagranicą. Ale opłatki i sianko już im wysłała. W tym roku nie przyjadą do domu na święta. Życzenia złożą sobie nawzajem przez telefon.

Są tacy, którzy w ostatnią niedzielę na Rynek Kościuszki przyszli z ciekawości. - Chciałam zobaczyć, jak jest - przyznaje inna pani w średnim wieku stojąca w kolejce potrzebujących. - Podzielić się opłatkiem? Akurat nie, bo jestem niewierząca.

- Przyszłam pierwszy raz, zobaczyć jak sprawuje się gospodarz naszego miasta - mówi z przekąsem wysoka blondynka kołysząca się z córką w rytm kolęd. - I muszę przyznać, że spisał się świetnie. Na święta nie będziemy w tym roku nigdzie wyjeżdżać. Spędzimy je w domu, wszyscy razem.

Są tacy, dla których udział w świątecznym spotkaniu na Rynku Kościuszki to już wieloletnia tradycja. Należy do nich Emilia, która przyszła z 6-letnim synem Pawłem, przyjaciółką Anną Marią oraz swoją córką chrzestną - Emilką. Jest tutaj już piąty raz.

- Jest tu bardzo miło i wesoło - ocenia pani Emilia. - Dobrze przed świętami pobyć z ludźmi. Człowiek docenia to, co ma, najukochańsze dziecko na świecie - mówi przytulając syna. - I to, że ma rodzinę, i że wszyscy są zdrowi. Nie ma co narzekać.

- U nas jest trochę kłopotów, ale może niedługo się poprawi - mówi z nadzieją Anna Maria.

Zgromadzeni pomysł miejskiej Wigilii bardzo chwalą.

- To bardzo pozytywne wydarzenie, dlatego, że jest u nas bardzo dużo bezdomnych ludzi - uważa Sławomir, inny uczestnik miejskiej Wigilii. - I oni są głodni, a wiem o czym mówię, bo pracuję jako muzyk w przejściu dla pieszych. Osobiście traktuję to spotkanie jako swego rodzaju uczestnictwo w kulturze muzycznej. To jest taka nasza białostocka tradycja. Święta spędzę jak zawsze z rodziną - spotkamy się, porozmawiamy.

Wszyscy zebrani usłyszeli wiele słów otuchy od ks. Edwarda Konkola, pomysłodawcy miejskiej Wigilii.

- Po to się spotykamy, żebyśmy przekazali sobie coś najcenniejszego, czego potrzebujemy, dobre słowo, życzliwe spojrzenie, wyciągniętą dłoń - wylicza duchowny. - Żebyśmy wreszcie uwierzyli, że jesteśmy ważni - nie tylko dla drugiego człowieka, ale szczególnie ważni dla Boga. I że tych, którzy są zapomniani i samotni on wybiera zawsze jako osoby, z którymi chce spędzić ten czas Bożego Narodzenia. Aby w to Boże Narodzenie Bóg narodził się w waszych sercach i abyście to odczuli. To jest realne i do tego nie trzeba choinki i pięknego stołu, ani wystrojonego domu. Najpiękniejsze Boże Narodzenie jakie przeżyłem w życiu, choć mama w domu robiła cuda, to było kiedy siedziałem w Warszawie w kanałach. Kiedy był smród, dziadostwo i przekleństwa. I łamaliśmy się kawałkiem chleba, bo opłatków nie mieliśmy. Naprawdę mało trzeba, aby doświadczyć tego, że Bóg nas nie opuścił.

Pani Marzena z 5-letnim synem Piotrem nieco się spóźniła. Ale przyszła w dobrym momencie - akurat zebrani dzielili się opłatkiem. - To piękny, jednoczący moment - wyznaje.

Miejska Wigilia na Rynku Kościuszki ma wieloletnią tradycję. Tegoroczna odbyła się w minioną niedzielę. - O ile dobrze policzyłem, spotykamy się tutaj już dziewiąty raz - mówi Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku. - I te tłumy ludzi, które przychodzą co roku świadczą o tym, że to wydarzenie jest potrzebne.

Inicjatorem świątecznego spotkania jest ks. Edward Konkol, założyciel Stowarzyszenia Pomocy Rodzinie „Droga”. Z roku na rok do inicjatywy dołącza coraz więcej białostockich firm, dzięki którym potrzebujący mogą dostać produkty żywnościowe potrzebne na święta.

Julia Szypulska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.