Grayevo International Airport

Czytaj dalej
Fot. Archiwum
Krzysztof Szubzda

Grayevo International Airport

Krzysztof Szubzda

No i stało się: podlaskie lotnisko będzie... w Suwałkach.

Nic nie ujmując temu cudownemu miastu, ciśnie się jednak na usta pytanie, jaki ekonomiczny algorytm znalazł sens dla takiej lokalizacji. Nie wiem jak się planuje lotniska, ale pewnie bierze się pod uwagę jakieś parametry geofizyczne, dotychczasową infrastrukturę, szlaki migracji ptaków no i oczywiście liczbę potencjalnych klientów. Czy wszystkie te zalety kumulują się właśnie w Suwałkach?

Czy w Grajewie powstanie kolejne lotnisko zastanawia się Krzysztof Szubzda, satyryk.

A może znalazłoby się więcej chętnych na latanie, gdyby się nieco przybliżyć do trzy razy większego miasta o nazwie Białystok? Białostoczanie i suwałczanie mogliby się spotkać gdzieś pośrodku. Środek wypadłby pewnie koło Suchowoli, która ma już i tak spore tradycje w byciu środkiem. Można też pójść jeszcze dalej i poszukać złotego środka dla Suwałk, Białegostoku i Łomży. Na przykład gdzieś na pustkowiach w okolicach Grajewa. Oprócz wspomnianego tri-polis, grajewska lokalizacja mogłoby obsługiwać jeszcze Ełk, Augustów, Orzysz, Giżycko, Pisz, Mrągowo no i - latające od zawsze za Ocean - Mońki! Robi się nam już 10 miast, w tym połowa o znaczeniu turystycznym.

Z Białegostoku do lotniska mielibyśmy co prawda ponad 75 km. Dużo? Wcale nie. Z lotniska Paryż-Vatry do Paryża jest ponad 160 km! Trzeba pamiętać, że zawsze, gdy dokądś jest daleko, to dokądś indziej robi się blisko. Z lotniska Paryż-Vatry jest na przykład blisko do Reims, a z lotniska Białystok Grajewo International Airport blisko byłoby na przykład na biebrzańskie mokradła, a przecież wiadomo, że miłośnicy biebrzańskich ptaków woleli by tam przylatywać niż przyjeżdżać.

Oczywiście jest to pomysł lekko spóźniony, bo wyprzedziło nas lotnisko w Szymanach, ale dzięki temu spóźnieniu i dzięki sukcesowi portu Olsztyn-Mazury, wiemy przynajmniej poniewczasie, że pomysł z Grajewem był dobry. Trzeba pamiętać, że zawsze, gdy z czymś się spóźnimy, na coś innego wciąż jeszcze jest czas. Można zbudować lotnisko dla Białegostoku, Bielska Podlaskiego, Zambrowa, Ostrowi, Siemiatycz i Puszczy Białowieskiej. W samej Białowieży, żyje niewiele mniej mieszkańców niż na Wyspie Wielkanocnej, a tam mają lotnisko. I niech nikt mi nie mówi, że te bezsensowne kamienne łby, to coś bardziej unikalnego niż nasza puszcza. Setki, tysiące przyjezdnych, którzy pewnie woleli być przylotnymi, są najlepszym dowodem, że puszcza jest cudem i unikatem. Poza tym w promieniu tysiąca kilometrów od Wyspy Wielkanocnej nie ma żywego ducha, a w dziesięć razy mniejszym promieniu od Białowieży znajdują się dwa 300-tysięczne miasta: Białystok i Brześć. Są na świecie miasta mniejsze od Białowieży, które mają dochodowe lotniska.

Z drugiej jednak strony 10 razy większy od Białowieży Ciudad Real zafundował sobie lotnisko za miliard i dwieście milionów euro i po siedmiu latach sprzedał je Chińczykom. Po prostu zorientowali się w końcu, że nikt tam nie lata i puścili je za 10 tysięcy euro. Dokładnie za tyle samo kupiłem sobie swój ostatni samochód. Gdybym wiedział, ile będę miał z nim problemów, to na sto procent wolałbym zostać z lotniskiem-widmem niż renaultem vel satisem. Takich hurraoptymistycznych portów lotniczych jest w Hiszpanii dużo więcej. Więc może mają rację ci, którzy twierdzą, że Białystok Krywlany lub Topolany a nawet Suwałki International mogą szybko zamienić się w zionącego pustką molocha, z którego będzie latać raz w miesiącu dwójka posłów i pięciu biznesmenów. Pytanie jest zasadnicze: czy najpierw miasto musi się rozwinąć i dopiero wtedy, gdy lotnisko jest potrzebne należy je budować , czy właśnie do tego jest potrzebna budowa lotniska, by miasto mogło zacząć się rozwijać. Mam nadzieję, że to dylemat prostszy niż „Co było pierwsze: jajko czy kura?” i da się go naukowo rozwiązać.

A może w cenie lotniska, da się zbudować szybkie szyny? Wiem, że „pociąg” w dzisiejszych czasach brzmi mało sexy, ale z drugiej strony wchodząc na dworzec nikt nas nie upokarza zdejmowaniem butów, nikt nas nie maca po kroczu, nie zabierają nam pilniczka do paznokci, ani soku, mamy kontrolę nad walizką, która może mieć dowolne kształt i rozmiar, i co najważniejsze do samolotu dwie godziny się wchodzi i godzinę wychodzi, w tym czasie Pendolino mogłoby przejechać 600 km. Tak zapewnia producent. Wiem, że w Polsce to na razie czysta teoria, ale może za miliard i dwieście milionów euro da się kawałek teorii przekuć w rzeczywistość. Warto przynajmniej spróbować. Jak się nie uda, obiecuję, że odkupię całą inwestycję za... a niech tam... 20 tysięcy euro.

Krzysztof Szubzda

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.