Grzegorz Opaliński: Cała ta otoczka, ogranie Lecha i feta, to bardzo miłe wspomnienia

Czytaj dalej
Fot. Krzysztof Kapica
Miłosz Bieniaszewski

Grzegorz Opaliński: Cała ta otoczka, ogranie Lecha i feta, to bardzo miłe wspomnienia

Miłosz Bieniaszewski

- Teraz trzeba obronić miejsce w ekstraklasie. To priorytet - mówi Grzegorz Opaliński, drugi trener Arki Gdynia. Rzeszowianin opowiada m.in. o tym czego można zazdrościć mieszkańcom Trójmiasta.

Dla takich chwil jak te na PGE Stadionie Narodowym warto było tyle czekać na pracę w klubie z ekstraklasy?

Nie ma co ukrywać. Było to bardzo duże przeżycie i pewnie długo o tym człowiek nie zapomni. Arka na to czekała w końcu 38 lat. Głównym celem jest jednak utrzymanie w lidze i robimy wszystko, aby to osiągnąć. Mamy przed sobą jeszcze pięć meczów (rozmowa została przeprowadzona przed meczem z Górnikiem Łęczna, przyp. red.) i naszym zadaniem jest stać na straży, aby ten sukces nie spowodował rozluźnienia.

Ledwo zaczął pan pracować w Gdyni, a już jest ogromny sukces. Choćby dlatego opłacało się pojechać na drugi koniec Polski?

To na pewno wielka przyjemność, że człowiek może pracować w ekstraklasie. A życie trenera już takie jest, że raz się pracuje bliżej domu, a raz dalej. Ten puchar to w sporej mierze zasługa poprzedniej ekipy i o tym należy pamiętać. Jak pracowałem w Podbeskidziu Bielsko-Biała to graliśmy w półfinale, w którym lepsza okazała się Legia Warszawa. Teraz przypadło nam prowadzenie zespołu w finale, a to już wielka sprawa.

W ubiegłym roku mówił pan, że tęskni za tą adrenaliną. Wydarzenia z finału Pucharu Polski chyba uzupełniły ten brak?

Zdecydowanie tak. Sama możliwość przebywania na Stadionie Narodowym, nie na trybunach, a w samym środku wielkiego wydarzenia, jest czymś wyjątkowym.

Sam mecz, pokonanie Lecha Poznań i późniejsza feta to bardzo miłe wspomnienia. Będą jednak jeszcze milsze, jak osiągniemy ten kolejny cel, czyli utrzymamy Arkę w ekstraklasie. Teraz staramy się już nie myśleć o pucharze, tylko koncentrujemy się na lidze.

Miał pan już okazję brać udział w meczu, któremu towarzyszy taka atmosfera?

Przychodzi mi do głowy mecz derbowy Górnika Zabrze z Ruchem Chorzów, kiedy odbywało się otwarcie stadionu w Zabrzu. Przy tak dużej publiczności, jak ta na PGE Stadionie Narodowym nie miałem jednak jeszcze okazji pracować.

Z trenerem Ojrzyńskim debiutowaliście na ławce Arki w derbach Trójmiasta. To jednak nie było to samo?

Wtedy byli tylko kibice Lechii Gdańsk, bo fani Arki mieli zakaz. W Warszawie stawili się bardzo licznie i byli dla nas wielkim wsparciem. Cały czas nam pomagają, są z drużyną i liczymy, że w tej kwestii nic się nie zmieni i razem osiągniemy wyznaczony cel. Rola kibiców jest bardzo duża.

W meczu z Lechem Poznań nie byliście faworytem. To wam pomogło w odniesieniu sukcesu?

W finale pucharu o wszystkim decyduje jeden mecz. Wiedzieliśmy, że będzie bardzo ciężko, bo w końcu Lech walczy o mistrzostwo Polski, bardzo dobrze radzi sobie w lidze, ale piłka nożna jest dlatego tak wspaniałą dyscypliną, że teoretycznie słabszy zespół może ograć faworyta. I nam się to udało.

Trzeba jednak przyznać, że długo nic nie wskazywało na to, że możecie pokonać Lecha...

Mecz był bardzo ciężki. Mieliśmy w nim fazy, kiedy utrzymywaliśmy się przy piłce, ale częściej byliśmy w defensywie. Lech ma świetnie wyszkolonych piłkarzy i cały czas trzeba było zachowywać pełną koncentrację i skupić się na szybkim przechodzeniu z obrony do ataku. Takie akcje dały nam zresztą obie bramki. W tym miejscu należy podkreślić wielką rolę zawodników wchodzących z ławki, bo to przecież oni trafiali do bramki Lecha.

Przed dogrywką wydawało mi się, że wasza drużyna już nie bardzo ma siły...

Drużynę bardzo dużo kosztowało te 90 minut, bo więcej sił traci się biegając za piłką. Można powiedzieć, że w idealnym momencie zdobyliśmy gola, który dodał nam energii.

Już po zdobyciu pucharu graliście w Krakowie, gdzie doznaliście porażki. Szybko zostaliście sprowadzeni na ziemię...

Taka już jest piłka. Zdawaliśmy sobie sprawę, że łatwo do rzeczywistości wrócić nie będzie, bo każdy przez jakiś czas był myślami przy meczu pucharowym. W Krakowie mieliśmy różne fazy, ale przede wszystkim nie ustrzegliśmy się błędów, których musimy unikać w kolejnych meczach.

Nie ma obawy, że drużyna sukcesem w pucharze jest już nasycona?

Nie ma takiej możliwości. Zespół wie, że celem jest utrzymanie i każdy chce dalej grać w ekstraklasie. Nie wyobrażam sobie, aby ktokolwiek był nasycony tym, że zdobył puchar i dalej już nic się nie liczy. Od początku było mówione, że głównym celem jest utrzymanie i nic w tej kwestii się nie zmieniło.

Wygląda na to, że walka o utrzymanie będzie jeszcze trudniejsza niż zdobycie pucharu...

Zdecydowanie tak. Przed nami dwa mecze u siebie i na nich się koncentrujemy. Tak się złożyło, że w poprzedniej kolejce Górnik Łęczna grał z Wisłą Płock i miałem okazję przyjrzeć się naszym najbliższym rywalom. Wierzę, że oba mecze wygramy i przybliżymy się do utrzymania.

Czytałem opinie kibiców Arki i dla wielu z nich wywalczenie trofeum było ważniejsze niż utrzymanie...

Ja takich opinii nie widziałem. Dla mnie sukces w pucharze będzie wyrazisty tylko wtedy, gdy się utrzymamy.

Teraz pewnie jesteście podwójnie zmobilizowani, aby utrzymać miejsce w lidze, bo to pozwoli zachować pracę i zagrać w Europie...

Na ten moment mam umowę do końca czerwca i na razie dalej w przyszłość nie wybiegam. Dopiero jak zostanie zrealizowany cel, to usiądziemy pewnie do rozmów. Ja się już nauczyłem, żeby za daleko przed siebie nie patrzeć. Sam przecież jeszcze niedawno nie miałem pracy, a wszystko tak się szybko potoczyło, że zdążyłem mieć w rękach Puchar Polski.

Gdyby nie obecny system rozgrywek już byście mogli w pełni świętować...

Ten system ma wiele plusów, ale i pewne minusy. Zasady gry były jednak znane wcześniej, a więc nie ma o czym rozmawiać. Na pewno jest to system atrakcyjny dla kibiców, bo nie ma w zasadzie meczów o „nic”.

Do Arki z trenerem Ojrzyńskim przyszliście w trudnym momencie. Lubicie być takimi ratownikami?

Ja jestem asystentem i jak trener Ojrzyński otrzymuje ofertę i chce mnie do współpracy, to idę za nim. Wierzę, że kiedyś będzie nam dane pracować w klubie walczącym o mistrzostwo, ale teraz jesteśmy w Gdyni i w pełni się tej pracy oddajemy. Człowiek pracuje tam, gdzie jest zapotrzebowanie na jego usługi.

Ta oferta z Arki była pierwszą, jaką pan otrzymał w tym roku?

Były prowadzone pewne rozmowy, ale bez większych konkretów. Ja z trenerem Ojrzyńskim cały czas byłem w kontakcie, ale nie dzwonił do mnie jak się tylko pojawiały jakieś plotki.

A pan osobiście otrzymał jakąś ofertę?

Miałem jedną ofertę z 1 ligi, ale tak się składa, że jeszcze nie mam licencji UEFA Pro.

Jest pan od miesiąca w Gdyni. Już się pan urządził?

Mieszkam w hotelu i nie zamierzam się na razie urządzać, bo nie wiem co przyniesie najbliższa przyszłość. Jak utrzymamy pracę, to wtedy będę się zastanawiał.

Jak się żyje nad morzem człowiekowi, który zawsze miał blisko w góry?

Bardzo zimno tutaj jest (śmiech). Sporo mamy dni wietrznych, a w trakcie środowego treningu padał śnieg. Prawie w połowie maja musiałem więc odśnieżać samochód. Liczę, że w końcu wyjdzie słońce, także dla drużyny.

Morskie powietrze chyba panu służy, bo jak pana zobaczyłem na Stadionie Narodowym to sylwetki można pozazdrościć...

Trochę schudłem, ekstraklasa w końcu zobowiązuje (śmiech).

Ulica Świętojańska już nie ma dla pana tajemnic?

Wstyd się przyznać, ale jeszcze jej nie poznałem za bardzo. Byłem za to w porcie, no i oczywiście na plaży. Pogoda jednak na razie nie sprzyja pieszym wycieczkom. Odkąd jestem w Gdyni były może trzy ładniejsze dni.

A świeża rybka smakuje?

Tego można pozazdrościć mieszkańcom Trójmiasta. Świeża rybka smakuje wyśmienicie.

Na koniec zapytam o Podkarpacie. Wygląda na to, że nic nie wyjdzie z awansu bliskich panu drużyn, czyli Izolatora Boguchwała i Stali Rzeszów...

Takie jest życie. Mam nadzieję, że zostaną wyciągnięte odpowiednie wnioski i w przyszłym sezonie uda im się osiągnąć ten cel. Tego im życzę.

Miłosz Bieniaszewski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.