Jadwiga Mariola Szczypiń: Przyszły maturzysta powinien być mądrzejszy

Czytaj dalej
Fot. Anatol Chomicz
Tomasz Kubaszewski

Jadwiga Mariola Szczypiń: Przyszły maturzysta powinien być mądrzejszy

Tomasz Kubaszewski

W tej reformie chodzi nie o gimnazja, lecz o wydłużenie nauki w szkołach średnich Twierdzenie, że nauczyciele stracą pracę jest po prostu nieuczciwe - Jadwiga Mariola Szczypiń, podlaski kurator oświaty.

Gdyby nie była pani najważniejszym w województwie urzędnikiem od oświaty, to poparłaby pani reformę edukacji?

Poparłabym, nawet gdybym była czynną nauczycielką, czyli wykonywała swój wyuczony zawód. Ta reforma przynosi bowiem rozwiązania dające uczniom poczucie bezpieczeństwa. Poprzez możliwość tworzenia więzi między sobą i nauczycielami przez 8 lat w szkole podstawowej, 4 w liceum i 5 w technikum. Na takim gruncie można już budować sukces edukacyjny. Bo nauczyciele będą mieli do dyspozycji więcej czasu na pracę dydaktyczną i wychowawczą. Mimo całego hałasu wokół tej reformy, trwałaby przy tej koncepcji jak skała.

A kiedy w 1999 roku tworzono gimnazja, to pani była „za” czy „przeciw”? Taki ZNP wtedy organizował manifestacje przeciw gimnazjom, a teraz ich broni... .

Na tamtą reformę patrzyłam z dużym sceptycyzmem. Uważałam, że to jest wbrew naturalnemu procesowi dojrzewania dzieci. Gimnazja same w sobie nie były aż tak złym pomysłem. Tyle, że miały powstawać przy liceach. To byłaby faktycznie nowa jakość - takie równanie w górę. W większości przypadków stało się jednak inaczej i gimnazja tworzyły zespoły szkół z podstawówkami. Główna idea reformy z 1999 roku gdzieś się po drodze zawieruszyła. Cały ten zamysł się po prostu nie powiódł. I teraz wyciągnięto z tego wnioski. A co do działań ZNP, to mamy do czynienia z czystym teatrem politycznym.

Związkowcy poczuli się jednak zlekceważeni przez minister edukacji Annę Zalewską.

Uważam, że nie mają ku prawdziwych powodów. Pani minister zapraszała ich do rozmów. Zresztą, część postulatów różnych środowisk, w tym ZNP, została wzięta pod uwagę w ostatecznej wersji nowego prawa oświatowego.

Wróćmy jednak do gimnazjów. W ich kontekście pojawia się zarzut, że to tam dochodziło do największej liczby różnego rodzaju wychowawczych patologii, choć ponoć żadne zbiorcze dane tego nie potwierdzają.

Do gimnazjów przychodzi młodzież w okresie „burzy i naporu”. Tworzą się nowe grupy rówieśnicze, w których rozpoczyna się walka o przywództwo. Dłuższy cykl kształcenia daje szansę na uniknięcie tego zjawiska. Znajdzie się też przestrzeń do spokojnej nauki, do zgłębiania wiedzy i umiejętności, na swobodną pracę nauczycieli. To jest tak naprawdę kluczowe dla tej reformy. 8-letnia szkoła podstawowa i 4-letnie liceum czy 5-letnie technikum stwarzają możliwości do rozbudowywania już nabytych kompetencji. A nie, tak jak obecnie, budowanie czegoś nowego co parę lat. W myśl założeń, najważniejsza nie jest likwidacja gimnazjów, lecz wydłużenie o rok nauki w szkołach średnich.

Ale ta likwidacja wywołuje największe zamieszanie. W dużych miastach jakoś to wygląda, bo jest większe pole manewru. A co się stanie, gdy budynek szkoły podstawowej w jakiejś wsi nie będzie mógł pomieścić uczniów klas siódmych i ósmych?

Ustawa przewiduje takie sytuacje. Te przepisy są w ogóle bardzo elastyczne. Czasami odnoszę zresztą wrażenie, że niektórzy krytycy zmian z ustawą się po prostu nie zapoznali. W sytuacji, o którą pan pyta, gmina może wyznaczyć inne miejsce realizacji zajęć, np. w sąsiedniej szkole, czy nawet w innej miejscowości. Z sygnałów, jakie docierają do kuratorium od samorządów nie wynika jednak, by takie przypadki miały zdarzać się na większą skalę. Dojdzie raczej do zapełnienia istniejących budynków. Stanie się to z korzyścią dla uczniów, rodziców i nauczycieli. Jeden z wójtów mówił mi, że na reformie zaoszczędzi 115 tysięcy złotych rocznie. Bo tyle wydawał na dowożenie dzieci do innych placówek. Ważne w tym wszystkim jest to, by zmiany przeprowadzać w konsultacji z rodzicami i reagować na ich oczekiwania. Wiem, że nie w każdej gminie tak się stało. Rodzice bywają zaskakiwani rozwiązaniami proponowanymi przez samorząd. Liczę się więc z tym, że w województwie pojawi się kilka ognisk zapalnych.

Krytycy reformy straszą też tym, że za dwa lata szkoły średnie się zapchają, bo trafią do nich zarówno absolwenci likwidowanych gimnazjów, jak i ósmych klas podstawówek. Co pani na to?

Samorządy powinny to dokładnie policzyć. Na razie tego typu sygnały do mnie nie dotarły. Pamiętajmy jednak, że ten podwójny rocznik to kwestia jedynie paru lat, a samorządy mają różne możliwości organizacji pracy podległych im placówek. Sądzę więc, że i z tą kwestią wielkiego problemu nie będzie .

A zwolnienia nauczycieli? Ich chyba nie da się uniknąć, choćby dlatego, że zmieni się część przedmiotów.

Zauważmy, że pod presją niżu demograficznego wiele osób zdobyło dodatkowe kwalifikacje. Znam takich nauczycieli, którzy pokończyli po 5-7 kierunków studiów podyplomowych. Mogą więc uczyć różnych przedmiotów. Bardzo istotne jest w tym przypadku to, by na kwestię zatrudnienia samorządy spojrzały niejako z góry, a nie przez pryzmat jednej placówki. W odniesieniu do nauczycieli ustawa wprowadzana także kilka istotnych ułatwień. Dotyczy to choćby przenoszenia pracowników z jednej placówki do drugiej. Umożliwia także przenoszenie nauczycieli w stan nieczynny. To półroczny okres, w czasie którego dana osoba otrzymuje pensję. Ma też pierwszeństwo przy zatrudnieniu. Taka możliwość istniała też do tej pory, ale dotyczyła jedynie nauczycieli zatrudnionych poprzez mianowanie. Obecnie dotyczy wszystkich zatrudnionych na czas nieokreślony. Ale z samorządów napływają sygnały, że nie tylko nie będą zwalniać, lecz dodatkowo zatrudniać. Zatem twierdzenie, że w wyniku reformy dojdzie do zwolnień, to nieuczciwe stawianie sprawy.

Wszystko to jest, jak rozumiem, po coś, czyli - aby uczniowie mieli większą wiedzę i byli po prostu mądrzejsi. Myśli pani, że maturzysta wyedukowany w nowym systemie taki będzie?

Myślę, że tak. Zakładamy, iż musi umieć współpracować w zespole, budować więzi oraz relacje. Powinien dobrze posługiwać się językiem polskim, co obecnie, niestety, nie zawsze ma miejsce. Musi znać historię, ale nie w sensie dat, lecz rozumienia związków przyczynowo- skutkowych - tak, by miał właściwe poczucie tożsamości. Ma być świadom samego siebie, aby nie zginął w świecie i umiał się dogadać z innymi ludźmi. Szkoła powinna kształtować też kreatywność oraz to, by młodzi ludzie nie bali się wyzwań i podejmowania decyzji.

Tomasz Kubaszewski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.