Janusz Zalewski rzeczy niemożliwe robi od razu, na cuda trzeba chwilę poczekać

Czytaj dalej
Fot. Archiwum prywatne
Katarzyna Łuszyńska

Janusz Zalewski rzeczy niemożliwe robi od razu, na cuda trzeba chwilę poczekać

Katarzyna Łuszyńska

Brodę zaczyna hodować już pod koniec sierpnia. Do połowy grudnia musi być bowiem okazała. Aby być bardziej wiarygodnym Mikołajem, nauczył się też kilku słów po fińsku. Janusz Zalewski z Białegostoku paczki rozwozi nie tylko w wigilijny wieczór.

Wszyscy znajomi wołają za nim Mikołaj. Bo Janusz Zalewski, jak nikt inny, potrafi naśladować dobrodusznego staruszka mówiącego niskim, tubalnym głosem. A kiedy jeszcze założy swój czerwony kostium i czapkę, nie ma mowy, by nawet ktoś z rodziny go rozpoznał. Jako Mikołaj prezenty rozdaje już od jedenastu lat.

- A zaczęło się od żartu, a właściwie to od zakładu z kolegą, który nie uwierzył, że przebiorę się za Mikołaja i nierozpoznany rozdam jego dzieciom podarki - wspomina białostoczanin. - A jednak podołałem wyzwaniu! Dzieciaki były zachwycone!

I tak zaczęli go zapraszać do siebie, a właściwie swoich dzieci, kolejni znajomi. - A potem jakoś bardzo szybko informacja o mojej świątecznej działalności rozeszła się po mieście pocztą pantoflową - opowiada. - I teraz ci, którzy chcą, żebym przyszedł do nich w czasie wigilijnej kolacji, rezerwują godziny odwiedzin na ten szczególny wieczór już na pół roku wcześniej - w sierpniu! Oni do mnie dzwonią, a ja zaczynam hodować brodę - śmieje się. - I tak wszyscy czekamy na ten piękny czas.

Janusz nie jest w stanie policzyć, ile domów odwiedził przez te 11 lat. Podkreśla jednak, że w każdym ten wyjątkowy wieczór wygląda zupełnie inaczej. To, co się nie zmienia, to radość dzieci na jego widok.

W tym roku ma już sześć zaproszeń na wigilijny wieczór. A kiedy już rozda podarki, tradycyjnie, zasiądzie do wigilii ze swoją rodziną.

- Ze względu na specyfikę mojej pracy, do kolacji siadamy dopiero po godzinie 20 - tłumaczy. - Zjeżdża się do mnie cała rodzina, ale jako że w tym gronie jest tylko jedno dziecko, to Mikołaj pojawia się jedynie na moment, daje prezent, po czym szybko ucieka i chwilę później na kolacji pojawia się... Janusz - śmieje się trzydziestoparolatek.

Janusz Zalewski rzeczy niemożliwe robi od razu, na cuda trzeba chwilę poczekać
Archiwum prywatne Janusz bez brody chodzi od stycznia do sierpnia.

Kiedy w kostiumie Mikołaja rozwiązuje kolejne worki z prezentami, pyta, czy zebrani przy choince goście byli grzeczni. Nie zawsze jednak otrzymuje pozytywną odpowiedź.

- Nie raz się zdarzyło, że ktoś się zarumienił. Kiedy zapytałem chłopca, czy dziadek był grzeczny, ten odpowiedział, że... nie! I dodał, że dziadkowi należy się gruba rózga, taka, która się łatwo nie połamie. No i dziadkowi w tym momencie ze wstydu zmienił się kolory twarzy - opowiada.

Ludzie w galerii brali mnie za manekina, a potem tłumaczyli speszeni, że wyglądam niezwykle wiarygodnie

I dodaje, że wszyscy - zanim otrzymają prezent - muszą dać Mikołajowi coś od siebie - zaśpiewać piosenkę, powiedzieć wierszyk, zagrać na jakimś instrumencie. Nikt nie ma taryfy ulgowej! - Oczywiście zdarza się, że czasami kogoś dopadnie trema, ale wtedy w pomoc angażuje się cała rodzina - śmieje się Janusz. I zapewnia, że zawsze, nim zapuka do czyichś drzwi, stara się jak najwięcej dowiedzieć o mieszkającej tam rodzinie. Szuka bowiem sposobu, by czymś zaskoczyć domowników.

- Ostatnio w jednym z domów dzieci pytały mnie, czy potrafię mówić po fińsku. I nie dałem im się zaskoczyć! Sprawdziłem wcześniej w translatorze, jak mówi się w tym języku „wesołych świąt“ i udało mi się wybrnąć z sytuacji - śmieje się.

Nie wyobraża sobie, by kiedyś mógł zrezygnować z rozdawania prezentów.

- Jestem szczęśliwy, że tym, co robię, sprawiam radość i wywołuję uśmiechy nie tylko na twarzach dzieci - podkreśla. - Jestem pewien, że to, co się daje drugiemu człowiekowi, wraca do nas ze zdwojoną siłą.

Motocykl zamiast sań

Janusz swój służbowy kostium wkłada również co roku przy okazji akcji MotoMikołaje. W tym roku kwestował w białostockich galeriach na rzecz dzieci z domów dziecka, a następnie, wraz z z pozostałymi motocyklistami, zawiózł im prezenty.

- Ludzie w galerii brali mnie za manekina, a potem tłumaczyli speszeni, że wyglądam niezwykle wiarygodnie. Ich miny, kiedy po chwili bezruchu nagle się odzywałem - bezcenne. Osoby, które ze mną kwestowały miały ogromny ubaw - opowiada rozbawiony.

Na MotoMikołaje przystraja świątecznie również swój motocykl. Kiedy święta są suche i ciepłe, jeździ nim też od domu do domu, rozwożąc prezenty. Mijani po drodze przechodnie rzadko kiedy potrafią powstrzymać - na jego widok - uśmiech.

Pamięta też jedną pechową noc, kiedy zapomniał dokumentów i akurat zatrzymała go policja. Ale jako że miał na sobie kostium Mikołaja, skończyło się jedynie na pouczeniu.

Mikołajem jest cały rok

Świąteczne prezenty Janusz rozdaje tylko w Wigilię, natomiast średnio raz w miesiącu rozwozi paczki Polakom mieszkającym poza granicami kraju.

- Nie skarżą się zbyt mocno, że nie odwiedza ich Mikołaj, tylko ja. Niektórzy już mnie dobrze znają, bo po kilkunastu latach staliśmy się dobrymi kumplami. Śmiałem się, że ich dzieci dorastają, a ja nie - kwituje.

Janusz ma też wiele pasji. Podróżuje motocyklem po świecie, żegluje, dużo jeździ rowerem, a wkrótce planuje zacząć latać na paralotni.

- Jako że prowadzę bardzo dynamiczne życie, nie mogę narzekać na nudę - podkreśla. - Moi bliscy mówią, że rzeczy niemożliwe robię od razu, a na cuda trzeba troszeczkę poczekać.

Katarzyna Łuszyńska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.