Jestem mężczyzną i tańczę na rurce. To powrót do źródeł

Czytaj dalej
Fot. Ewa Bilicka
Ewa Bilicka

Jestem mężczyzną i tańczę na rurce. To powrót do źródeł

Ewa Bilicka

Boją się, że poobijają sobie strategiczne części ciała. Marudzą, że przeszkadzają im włosy na torsie i nogach, więc się golą. A potem wskakują na rurkę i kręcą, aż miło popatrzeć.

Jak to? Mężczyźni tańczą na rurze? – takie głosy zdumienia ciągle słyszy Damian Kutryb, który nie tylko uprawia dance pole, ale i go sędziuje, ma też własną szkołę DP w Manchesterze w Wielkiej Brytanii.

- Odpowiadam wtedy: jeśli spojrzeć na historię dance pole, uprawiali go niegdyś tylko mężczyźni - mówi Damian. - To w XX wieku zrobiono z niego taniec erotyczny, coś na kształt striptizu wokół rurki postawionej w zadymionym nocnym klubie.
Znamy te filmowe scenki kręcone w klubach nocnych, z facetami wrzeszczącymi pod sceną-podestem oraz wijącą się przy rurce striptizerką, która w czasie tańca zrzuca z siebie kolejne elementy stroju, jednocześnie pozwalając, by rozgorączkowani mężczyźni wkładali jej za biustonosz czy majtki pogniecione banknoty.

- To sceny filmowe, nie mające zbyt wiele wspólnego z aktualną rzeczywistością, kiedy to dance pole stał się dyscypliną sportową, z elementami tańca, pełną artyzmu. Dla nas, uprawiających dance pole, to rodzaj akrobatyki i tańca, na dodatek uprawianego w powietrzu – mówi Anna Łotecka-Dabbachi ze szkoły tańca Ramada, organizatorka zawodów Pole Art Experience, które po raz pierwszy odbyły się w Opolu w miniony weekend. To wydarzenie było świetną okazją, aby przełamać wszelkie stereotypy dotyczące tego… No właśnie, czego? Sportu, tańca, baletu, akrobatyki, teatru?

– W dance pole mamy wszystko. To jest magia! – mówi Damian Kutryb. – Na szczęście w drugiej połowie XX wieku taniec wyszedł z mroków nocnych klubów, pojawił się w profesjonalnych szkołach tańca. Poznaliśmy, jaki jest naprawdę.

Swoje w przełamywaniu stereotypów o striptizie na rurce zrobiła też moda na street workout – akrobatyczny trening uliczny, w którym nie brakuje figur, jakie można zobaczyć też w tańcu na rurce.

W tym, co teraz dzieje się wokół dance pole, jest też coś z historii tanga. Dawniej zakazany taniec rodem z portowych slumsów, ponad wiek temu został odkryty i doceniony na salonach oraz salach turniejów tanecznych. Tango to sztuka. Dance pole – to sztuka i sport jednocześnie.

Pole dance jest co prawda stosunkowo młody, ale jego korzenie sięgają daleko w przeszłość, wywodzi się ze starożytnych sportów: mallakhamb i chinese pole. Pierwszy z nich to indyjska odmiana, gdzie niesamowicie ciężkie ćwiczenia gimnastyczne wykonywane są na drewnianym palu. Co więcej, sport ten uprawiali tylko mężczyźni. Do dziś można w Indiach, szczególnie w wioskach głębokiej prowincji, spotkać tam chłopców, którzy popisują się swoją gibkością i sprawnością, wykonując np. tzw. flagi na drewnianych palach.

Chinese pole – to właściwie to samo, tyle że w chińskiej odmianie. Tam ćwiczenia na drążku już za dawnych czasów były prezentowane w cyrkach, prym wiodły męskie grupy akrobatów.
- W jednym i drugim przypadku przeważali mężczyźni, to były męskie dyscypliny sportu. Z czasem, szczególnie w Ameryce, sport ten sfeminizowano – mówi Damian.

Gdy był dzieckiem, uwielbiał podziwiać w cyrkach popisy akrobatów, ich salta, gwiazdy i wykonywane z szybkością błyskawicy figury, które często przeczyły prawom fizyki. Zresztą kto z nas w dzieciństwie nie patrzył z zadartą głową i zapartym tchem na popisy akrobatów gdzieś pod kopułą namiotu cyrkowego?
- Ja nie tylko patrzyłem, ja także wiedziałem, że coś takiego będę robił w przyszłości – mówi Damian.

Najpierw jednak skończył technikum weterynaryjne, potem pojechał – jak wielu Polaków – do Anglii, gdzie pracował w knajpkach na zmywaku, w klubach… - Od pracującej ze mną koleżanki dowiedziałem się, że w pobliżu jest szkoła 
dance pole. Zapisałem się na treningi.

Od trzech lat Damian nie tylko tańczy solo i w duecie z partnerem, ale i prowadzi własną szkołę dance pole. Zatrudnia w niej siedmiu instruktorów.
- W pracach remontowych, gdy uruchamiałem szkołę, pomagali mi moi bliscy, którzy przyjechali z Polski. Rodzice zawsze byli za tym, abym wierzył w siebie i realizował pasje – mówi. W Anglii było mu łatwiej to zrobić, bo tam tabu i stereotypy na temat tańca na rurce dawno zostały przełamane. U nas wciąż się to dzieje.

- Powiem pani, jak bardzo tam jest popularny dance pole. Przyszła do naszej szkoły pani, która – jak się okazało – ma 68 lat. Zapisała się na treningi i świetnie jej szło. W Polsce to nie do pomyślenia.

Inna rzecz, że – jak się potem okazało – już wcześniej prowadziła bardzo zdrowy i sportowy styl życia: uprawiała jogę, pilates, karate.

Uprawiający dance pole podkreślają, że może go uprawiać każdy bez względu na wiek i płeć, a nawet kondycję fizyczną. - To tak jak z każdą dyscypliną sportową. Zaczyna się od małych kroczków, powoli wyrabiając kondycję i nabierając umiejętności - mówią.

Jednak do mistrzowskiego poziomu dochodzi się latami i ciężką pracą. Anna Łotecka-Dabachi, która odnosi sukcesy w tym sporcie, ma między innymi srebro w Pole Art Polska 2015, studiowała na wydziale wychowania fizycznego Politechniki Opolskiej, jest instruktorką aerobiku, lekkiej atletyki i gimnastyki sportowej. Uczy fitness, wellness i właśnie pole dance.
O tym do niedawna dość kontrowersyjnym sporcie zaczęło być głośniej pod koniec lat dziewięćdziesiątych XX wieku, kiedy to zaczął „wychodzić z klubów nocnych” na światło dzienne, jak ongiś tango z domów publicznych. Ten proces, rzecz jasna, poprzedziły lata ewolucji kultury. Ten proces można nazwać odzwierciedleniem postępów cywilizacji oraz konsekwencji cywilizacji, które można osądzić jako pozytywne albo negatywne, ale w sposób oczywisty na pewno jako nieodwracalne.

- To sport, więc wyniki osiąga się wskutek ciężkiej pracy, treningów - mówi Anna Łotecka-Dabachi, dodając jednocześnie, że nie jest to forma aktywności zarezerwowana tylko dla wyczynowców: - Na zajęcia przychodzi się także dla relaksu, dla własnej satysfakcji, dla zabawy. Dance pole ćwiczą więc i dzieci, i młode osoby, ale i panie, które mają już rodziny, poukładane życie zawodowe, są np. szefami firm z branży ubezpieczeniowej, medycznej, odzieżowej.

Po prostu: jedni chodzą na jogging, a drudzy - na rurkę.

Wojciech Ryczkowski, jedyny tancerz dance pole, który zaprezentował się solo na opolskich zawodach, zaczynał jako 8-latek. Najpierw trenował akrobatykę (która bardzo mu się teraz przydaje), potem taniec towarzyski (a jakże - też ma duże znaczenie), fitness art. Niecałe trzy lata temu postanowił poświęcić się dance pole - i już zdobywa laury na różnych zawodach, można go też podziwiać na pokazach uświetniających różne telewizyjne gale.
- Mężczyźni dopiero wchodzą w ten sport - mówi. - Może na wysokim poziomie w naszym kraju jest czterdziestu tancerzy.

Dzień Wojciecha zaczyna się około 7-8 rano. Najpierw siłka, potem praca instruktora, trenera, następnie trening i wymyślanie własnych układów, co zajmuje mu zwykle noc, do 2.00-3.00.
- Życie prywatne? Zero! - podkreśla.

Nikola Pawlak, sędzia techniczny zawodów w Opolu, pytana, kogo woli sędziować: mężczyzn czy kobiety, stara się być dyplomatyczna: - Skupiam się na technice, bo jestem sędzią technicznym. Interesuje mnie perfekcyjne napięcie mięśni, czyste wejście na rurkę... Tu nie ma znaczenia płeć - zaczyna, po czym dodaje: - Powiem pani, że mężczyźni potrafią robić cuda na rurce, bo mają niezłą technikę, ale też potrafią być doskonale przygotowani pod względem baletowym, choreograficznym.

Wydaje się, że ten sport jest bardziej dedykowany panom, z uwagi na ich budowę anatomiczną, lepiej rozbudowane mięśnie, szczególnie te obręczy barkowej oraz brzucha. To one głównie pozwalają na utrzymanie się na rurze, nawet pod kątem prostym wobec niej. Stójki, flanki, większość figur - można zrobić tylko, mając bardzo mocne barki.

To ma swoje odzwierciedlenie w sposobie punktowania. Na przykład maksymalną notę otrzyma kobieta, która na rurce wykona pół flagi. U pana oczekuje się wykonania tej figury w stu procentach.

Kobiety jednak nie lubią korzystać z takich taryf ulgowych.
- Panie potrafią być bardzo silne, godziny spędzają na siłowni, aby mieć odpowiednio mocne mięśnie - dodaje Nikola Pawlak. - I - co już wynika z typowo kobiecych predyspozycji charakterologicznych - są bardziej zacięte, uparte. Jeśli już obiorą sobie jakiś cel, to go osiągną

Damian uśmiecha się: - Z moich obserwacji jako trenera wynika, że panie są bardziej strachliwe od panów, bardziej boją się kontuzji, że spadną z rurki i zrobią sobie krzywdę. Panowie łatwiej się zaś zniechęcają. Najpierw dostają tak zwanej zajarki i chcą trenować. Ale gdy parę razy z rzędu coś im nie wyjdzie - poddają się. No i dużo marudzą, że poobijają sobie na rurce to i owo...

Ewa Bilicka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.