Kaczyński, Dmowski, Bartoszewski. Tylko ten ostatni stanie na pomniku w Białymstoku. Ich budowa to był przedmiot politycznego pożądania

Czytaj dalej
Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Tomasz Maleta

Kaczyński, Dmowski, Bartoszewski. Tylko ten ostatni stanie na pomniku w Białymstoku. Ich budowa to był przedmiot politycznego pożądania

Tomasz Maleta

Od lat środowiska narodowe próbują postawić w Białymstoku pomnik Romana Dmowskiego. Z kolei PiS obiecał, że w 2018 roku w stolicy Podlasia zostanie odsłonięty monument upamiętniający Lecha Kaczyńskiego. Teraz jednak wychodzi na to, że najnowszy pomnik, jaki powstanie w mieście, będzie poświęcony Władysławowi Bartoszewskiemu.

Powiedzieć, że Białystok pomnikami stoi, to lekka przesada. Niemniej mamy ich w przestrzeni miejskiej prawie 40 (plus kolejne w obiektach zamkniętych i na prywatnych posesjach). Do tego otaczają nas pamiątkowe tablice, głazy, popiersia, kopiec papieski i inne formy upamiętnienia. Tylko na jednej białostockiej ulicy – 11 Listopada – jest aż 7 pomników! Są dziedzictwem niepodległościowym, kulturowym, historycznym i obywatelskim (pobliski pomnik Inki).

Co ciekawe, do tej pory Białystok nie doczekał się pomnika Jan Klemensa Branickiego. Hetman ma co prawda swoją ulicę – w końcu pozostawił nam w spadku odbudowany po wojnie Pałac Branickich. Jego imię nosi też miejscowa szkoła podstawowa. Na pewno postać ta połączyłaby zazwyczaj podzielone – jeśli idzie o patronów – białostockie środowiska. Na jednakowe o tym patronie myślenie wskazuje chociażby zgodne głosowanie radnych nad propozycją, by 2021 rok był w Białymstoku rokiem J.K, Branickiego – w 250. rocznicę śmierci hetmana. A to, jak bardzo radni potrafią się pokłócić, widzieliśmy nieraz przy okazji nadawania imion ulicom, rondom czy skwerom (wystarczy wspomnieć ul. Łupaszki czy skwer Pawła Adamowicza).

Białostockie pomniki też budziły emocje. Tak jak wtedy, gdy podczas przebudowy Rynku Kościuszki przesunięto postument marszałka Józefa Piłsudskiego sprzed kuratorium w otoczenie Archiwum Państwowego. Dziś już nikt nie pamięta, że o tę roszadę rozegrała się niemała bitwa.

Jeszcze większa batalia toczyła się o przesunięcie pomnika Armii Krajowej. Białostocki samorząd w poprzedniej dekadzie planował uporządkować teren wokół Pałacyku Gościnnego. W projekcie architektonicznym miejsce pomnika przewidziano w głębi parku. Ale przeciwko temu zaprotestowały środowiska kombatanckie. Tak skutecznie, że pomnik AK stoi na swoim miejscu do dziś, a miasto odstąpiło od rewitalizacji otoczenia Pałacyku Gościnnego.

Skuteczni okazali się też działacze podziemnej Solidarności z lat 80., którzy tuż przed wyborami w 2011 roku odkomunizowali Pomnik Bohaterów Ziemi Białostockiej. A siedem lat później do zawieszonych wcześniej napisów Bóg-Honor-Ojczyna dodali napis Niepodległość.

Z drugiej strony – nadawanie patronów ulicom, skwerom, a zwłaszcza budowa pomników ma nie tylko symboliczne i reprezentatywne znaczenie dla poszczególnych środowisk, ale jak w soczewce pokazuje też zdolność do skutecznego działania. I kto jest sprawniejszy w tym, by pomysł nie był tylko klasycznym pułkownikiem. Nie wspominając, że jest też okazją do utarcia nosa konkurentom politycznym.

Niespełniona obietnica PiS

2 lipca 2016 roku, dzień po ogólnopolskim kongresie PiS w mazowieckiej Przysusze, podlascy politycy tej partii zwołali konferencję prasową w swoim ówczesnym biurze przy ul. Zwycięstwa w Białymstoku. Zapowiedzieli na niej powołanie Społecznego Komitetu Budowy Pomnika śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Godny monument miał stanąć w 2018 roku i zostać sfinansowany ze składek społecznych. Na pytanie, czy nie lepiej byłoby, by był to projekt realizowany w ramach budżetu obywatelskiego, liderzy podlaskich struktur odpowiadali, że ich zdaniem lepszą formułą jest opcja społeczna.

Idea budowy wywołała bardzo duże emocje w mieście. Kulminację osiągnęły one 14 lutego 2017 roku na sesji Rady Miasta Białystok. Mający w niej większość klub radnych PiS przeforsował pomysł, że pomnik prezydenta stanie na Placu Uniwersyteckim (dziś NZS). W czasie dyskusji żaden z radnych PiS nie zabrał głosu, poza przewodniczącym rady Mariuszem Gromko (dziś senatorem), który uzasadniał projekt uchwały. Za to ochoczo wypowiadali się obecni na sesji parlamentarzyści klubu PiS. Z kolei opozycja zarzucała, że większość przeforsowała lokalizację na zasadzie dyktatu siły, bez ogólnomiejskich konsultacji społecznych. W kolejnych miesiącach środowiska kontestujące decyzję radnych PiS prowadziły szereg działań mających na celu zmarginalizowanie decyzji rady miasta. W tym duchu należy odebrać pomysł konkursu na zaprojektowanie placu NZS. W warunkach rywalizacji nie było adnotacji, że teren ten jest zarezerwowany na pomnik upamiętniający śp. Lecha Kaczyńskiego.

I trudno oprzeć się wrażeniu, że po sesji z 14 lutego 2017 roku o pomniku Kaczyńskiego jakby wszyscy zapomnieli. Mijają kolejne lata, a o projekcie, zbiórce, wbiciu łopaty, odsłonięciu już nikt nie mówi ani słowa. Co więcej, można odnieść wrażenie, że dla polityków PiS zrobił się to z czasem niewygodny temat. Pytani odsyłali od Annasza do Kajfasza. Jakby widmo wyborów w 2018 i 2019 roku narzucało post.

Tymczasem kończy się już 2020 rok i dziś pomysł budowy pomnika śp. Lecha Kaczyńskiego jawi się jako idee fixe i największa niepełniona obietnica PiS w Białymstoku (w odróżnieniu od innych miast w Polsce, gdzie powstało kilka pomników ś.p. prezydenta). Mając wszystkie atuty w rękach (i zawsze ścieżkę alternatywną w postaci budżetu obywatelskiego) decydenci partii nie potrafili doprowadzić do realizacji swego pomysłu. Tyle że sami sobie zgotowali tę kolizję, bo obietnica, i to publiczna, padła. A w takich przypadkach nie powinno się rzucać słów na wiatr i tak nonszalancko szafować pamięcią o poległym prezydencie.

Tak blisko pomnika, tak daleko od pomnika

Jeszcze dłużej i, jak na razie, z podobnym skutkiem powstaje pomnik Romana Dmowskiego. Od lat próbują go w Białymstoku postawić środowiska narodowe, niepodległościowe, patriotyczne, wolnościowe. W 2013 zbierano podpisy pod projektem inicjatywy uchwałodawczej do rady miasta. Pomysł cieszył się poparciem prominentnych przedstawicieli wielu środowisk kościelnych, politycznych, biznesowych. Od lat też motorem upamiętnienia Romana Dmowskiego w krajobrazie Białegostoku jest Dariusz Wasilewski, radny w latach 2014-2018, wybrany z listy Komitetu Tadeusza Truskolaskiego.

Pomnik Romana Dmowskiego miał stanąć na placu Niepodległości, nieopodal kościoła św. Rocha, a jego koncepcja została wybrana w konkursie zorganizowanym we współpracy ze stowarzyszeniami architektów. Szacunkowy koszt budowy określano na 400-600 tys. zł. W 2016 roku rozpoczęła się publiczna zbiórka na ten cel. Pieniądze miały być pozyskane np. poprzez sprzedaż cegiełek i licytację portretów współzałożyciela Narodowej Demokracji. Przez ponad rok udało się zebrać 100 tys. złotych. Dlatego w grudniu 2017 radny Wasilewski zgłosił poprawkę do projektu budżetu miasta na 2018 rok, by z tego źródła przeznaczyć 300 tys. zł na sfinansowanie pomnika. Jednak nie uzyskał przychylności większości.

W lutym 2020 roku Dariusz Wasilewski – jako reprezentant Fundacji Obowiązek Polski – wraz z przedstawicielami Młodzieży Wszechpolskiej zapowiedzieli finansowanie pomnika ze źródeł pozabudżetowych. Po raz kolejny też został zgłoszony do budżetu obywatelskiego i zakwalifikowany do głosowania w edycji 2021 jako projekt ogólnomiejski. Koszt zadania oszacowano na 794 tys. zł. I – jak się niedawno okazało – kwota ta pogrzebała ostatnią szansę na realizację tej idei, nawet mimo dość spektakularnej kampanii wśród mieszkańców Białegostoku i zaangażowaniu posła Ruchu Narodowego Roberta Winnickiego.

Ostatecznie budowa pomnika Romana Dmowskiego otrzymała 1232 głosy. To o 11 więcej niż flaga Jagiellonii, ale to ona stanie w przestrzeni miejskiej, a dokładnie na rondzie Jagiellonii. Koszt tej inwestycji oszacowano na 26 tys. zł, dzięki czemu zmieścił się w puli 4 mln zł przeznaczonych na projekty ogólnopolskie. W przypadku budowy pomnika Dmowskiego to właśnie ogromny koszt wypchnął go poza realizację. A jeszcze nigdy wcześniej wizja środowisk narodowych nie była tak blisko urzeczywistnia. Być może gdyby jej koszt był mniejszy, wkrótce oglądalibyśmy w stolicy Białegostoku pomnik Romana Dmowskiego.

Profesor stanie na moście

Jak skutecznie przekonać mieszkańców miasta do idei pomnika, pokazały ostatnio środowiska związane z obozem prezydenta Tadeusza Truskolaskiego. Chodzi o pomnik Władysława Bartoszewskiego.

Ideę jego budowy forsowała wiosną 2020 roku Koalicja Obywatelska i sam prezydent. Pomnik w założeniu ma mieć też tablicę memoratywną z inskrypcją: „Warto być przyzwoitym” oraz krótką notkę o Władysławie Bartoszewskim: „Nie milczał i nie był obojętnym“. Miejsce na pomnik przewidziano na gminnej działce, na moście łączącym plac Branickich z placem dr. n. med. Andrzeja Piotra Lussy, a sfinansowany miał być z miejskich pieniędzy. Ta ostatnia kwestia w dobie szukania oszczędności w budżecie w czasach pandemii wywołała oburzenie radnych PiS, ale też radnego niezależnego Macieja Biernackiego, który stwierdził, że w żadnych okolicznościach nie powinno się budować pomników z budżetu miasta.

Prezydent Tadeusz Truskolaski wyjaśniał na majowej sesji, że pomnik powstanie tylko wtedy, jeśli znajdą się mieszkańcy, którzy zgłoszą go do budżetu obywatelskiego i potem poprą projekt w głosowaniu. Radni PiS zachodzili w głowę po co więc prezydent zgłosił projekt uchwały. – Mieszkańcy zgłosiliby projekt, przegłosowali i byłby on w ramach budżetu obywatelskiego realizowany – dziwił się przewodniczący PiS w radzie miasta Henryk Dębowski.

Pomnik został już w tym roku zgłoszony do edycji budżetu obywatelskiego i brał udział w głosowaniu trwającym od 1 do 15 października. Stał się też powodem interpelacji radnego PiS. Paweł Myszkowski dociekał, jak to się stało, że na kartach do głosowania, które otrzymali rodzice w niektórych szkołach, była adnotacja zachęcająca do głosowania na projekty niezwiązane ze społecznością szkolną, w tym właśnie na pomnik Władysława Bartoszewskiego popierany przez prezydenta.

Oddzielną sprawą jest to, kto zgłosił pomnik do projektów ogólnomiejskich. Tego jednak przedstawiciele ratusza – po opublikowaniu listy rekomendacyjnej – nie chcieli ujawnić . Zasłaniali się klauzulą RODO i tłumaczyli, że jedynie sam pomysłodawca może się ujawnić.

Ostatecznie na pomnik zagłosowało 2585 białostoczan. To wystarczyło, by – przy wartości zadania oszacowanego na ok. 400 tys. zł (połowę mniej niż pomnik Romana Dmowskiego) – znalazł się w gronie ośmiu zwycięzców.

Prezydent też na cokole

Wśród projektów, które wygrały w tegorocznym budżecie obywatelskim, jest także inny pomnik, choć już nie budzący takich emocji, jak poprzednie inicjatywy. Chodzi o upamiętnienie Seweryna Nowakowskiego, ostatniego przedwojennego prezydenta Białegostoku. Jego postument stanie przy ul. Akademickiej. Zagłosowało na niego 1619 białostoczan, a koszt budowy oszacowano na 280 tys. zł.

Niemniej białostocki trójkąt pomnikowy (Kaczyński-Dmowski-Bartoszewski) poniekąd odzwierciedla tradycje polskich dróg do niepodległości. Pokazuje też słabości ich miejskich depozytariusze, ale też skuteczność w forsowaniu swoich idei. Choć niekiedy podszyte cwaniactwem i pychą.

Tomasz Maleta

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.