Lotnisko regionalne. Jesteśmy w czarnej dziurze. Bez żadnych szans, by się rozwijać [ZDJĘCIA]

Czytaj dalej
Fot. Anatol Chomicz
Marta Gawina

Lotnisko regionalne. Jesteśmy w czarnej dziurze. Bez żadnych szans, by się rozwijać [ZDJĘCIA]

Marta Gawina

Problemy przyrodnicze nie istniałyby wtedy, gdyby lotnisko dla Białegostoku zostało zlokalizowane na Saharze. Bo wielbłądy nie będą przecież protestować. To sprawa oczywista, że zawsze, komuś, coś nie będzie się podobać - mówi Tadeusz Rutkowski, związany z aeroklubem białostockim od 1971 roku, w latach 90. jego dyrektor.

Pójdzie Pan na referendum w sprawie budowy lotniska?

Tadeusz Rutkowski:
Pójdę, chociaż z bardzo mieszanymi uczuciami. Brakuje mi bowiem w tym referendum jeszcze jednego pytania. Mogłoby ono brzmieć: czy chcesz być młody, piękny i zdrowy... To mniej więcej to samo, co pytanie czy jesteś za wybudowaniem regionalnego lotniska w województwie podlaskim.

Nawet przeciwnicy inwestycji mówią, że praktycznie wszyscy zakreślą odpowiedź twierdzącą.

Tyle, że to pytanie jest bardzo tajemnicze. Województwo podlaskie to dosyć duży rejon i mnie nie jest wszystko jedno, czy lotnisko będzie w Suwałkach, w Białymstoku czy może w Sanikach.

Jest szansa, że referendum zostanie połączone z konsultacjami społecznymi w sprawie lokalizacji. Przynajmniej tego chcą inicjatorzy głosowania w sprawie lotniska. Odpowiednią petycję już złożyli w urzędzie marszałkowskim.

To trochę polepsza całą sytuację, choć w dalszym ciągu mamy do czynienia z pewnym idiotyzmem.

I mówi to znany zwolennik budowy lotniska?

Proszę Panią, moje teksty były drukowane w „Kurierze Porannym” w 2012, 2013 i 2014 roku. Nie wycofuję się z ani jednego słowa. Minęły już trzy lata od tamtych czasów i na dobrą sprawę nic się nie zmieniło. O czym to świadczy? O tym, że nasza kochana władza regionalna, miejska, wojewódzka nadal jest w średniowieczu. Ci ludzie nie mają pojęcia, co jest potrzebne, by miasto i region rozwijały się. Przecież to jest załamujące. Ja w dalszym ciągu mam ochotę walczyć, ale nie wiem, czy dmuchanie przeciwko wiatrowi albo zawracanie kijem Wisły jest skuteczne. Ci ludzie nie mają pojęcia w czym działają. Rządzą, a doprowadzili do tego, że jesteśmy w tej chwili w czarnej dziurze. Nie mamy żadnych szans, żeby się rozwijać.

Ale z drugiej strony pojawia się wiele wątpliwości związanych z regionalnym portem. Za co go wybudujemy, kto je utrzyma, a na Krywlanach coraz mniej miejsca. Co Pan powie na te argumenty?

Prezydent Tadeusz Truskolaski zrobił bardzo wiele, żeby Krywlany „uziemić”. Ale zrobił mniej więcej 50 proc. Czy Panią nie razi to, że w Białymstoku jest Suwalska Specjalne Strefa Ekonomiczna, bo mnie bardzo. Tadeusz Truskolaski wykonał niewłaściwą robotę. Nie jestem fanem prezydenta Białegostoku, choć nosi najpiękniejsze imię na świecie.

Czy Krywlany ostatecznie wypadają z gry o regionalne lotnisko?

Nie do końca. W dalszym ciągu mają szansę rozwoju. W tym mieście, i w tym województwie było tylko dwóch ludzi u władzy, którzy mieli wizję, wiedzieli jak lotnisko może zadziałać na rozwój Białegostoku i regionu. To prezydent Andrzej Lussa, którego rządy przerwała śmierć i marszałek Dariusz Piontkowski. Też krótko pełnił swoją funkcję. Tych dwóch ludzi, zresztą z obozu politycznego, który jest mi najbardziej odległy na świecie, wiedzieli jak może oddziaływać lotnisko. I proszę teraz spojrzeć na tę naszą kochaną ścianę wschodnią. Jest Rzeszów. Obok Warszawy to jedyne miasto w Polsce, któremu przybywa mieszkańców. Kolejna wschodnia stolica - Lublin rozwija się nieprawdopodobnie. Bo zapewniono mu wszelkie możliwe szanse. Dalej na północ jest Olsztyn, który sobie zafundował lotnisko w Szymanach. Oni jeszcze tego nie wykorzystują, ale zyskali ogromną szansę.

My nie doczekaliśmy się lotniska, choć była szansa i pieniądze na tę inwestycję. Czy teraz nie jest już za późno?

W pewnej części te szanse zostały zaprzepaszczone. Od paru lat atmosfera wokół budowy lotnisk jest paskudna. Trudno zapewne liczyć na jakieś duże pieniądze z Unii Europejskiej. Chyba, że znalazłby się samorządowiec, który by skutecznie powalczył o te pieniądze. To jest możliwe, tylko trzeba to rozsądnie uzasadnić.

Jakby Pan uzasadnił konieczność budowy lotniska?

Że nie mamy innego wyjścia. Możemy oczywiście być jak ten skorupiak w skorupce, nasza chata skraja i jesteśmy szczęśliwi albo przyjąć przeciwną postawę. Rozwój jest uzależniony od dostępności komunikacyjnej. I koniec. Z tym się nie da dyskutować. Ta dostępność komunikacyjna to drogi, kolej i właśnie lotnisko.

No właśnie. Przeciwnicy lotniska przypominają, że za chwilę będziemy mieć ekspresową ósemkę do Warszawy i coraz szybszą kolej.

I co z tego? Ale są tacy ludzie i są takie działalności gospodarcze, którym nie wystarczy ani kolej, ani drogi. Potrzebują lotniska. Tak działa się na całym świecie. A my tutaj mówimy: po co nam lotnisko, jak my będziemy mieli drogę do Warszawy. Ja ostatnio jechałem tą drogą i miałem ochotę pogryźć kierownicę własnego samochodu.

To wróćmy do lotniskowej lokalizacji. Jeżeli przyjmiemy, że Krywlany wypadły nam w 50 proc., to gdzie mamy inne dobre miejsce na regionalny port? Przy okazji warto tu zwrócić uwagę na aspekt przyrodniczy, wyjątkowo ważny w Podlaskiem.

Problemy przyrodnicze nie istniałyby wtedy, gdyby lotnisko dla Białegostoku zostało zlokalizowane na Saharze. Bo wielbłądy nie będą przecież protestować. To sprawa oczywista, że zawsze, komuś, coś nie będzie się podobać. Dla mnie na pierwszym miejscu są Krywlany. I to byłoby miejsce najefektywniejsze, najtańsze, najszybsze, najskuteczniejsze. Druga lokalizacja to ta, wskazywana jeszcze za towarzysza Edwarda Gierka, czyli Żuki. To blisko Białegostoku, jest w miarę dobry dojazd. Są też Saniki, ale tutaj mamy ptaki, w końcu to też lotnicy.


Myśmy już pieniądze na jedno lotnisko rozparcelowali. Nie bardzo wiadomo na co. mamy w tym wprawę

Są jeszcze Topolany. W 2014 roku ta lokalizacja zyskała pozytywną decyzję środowiskową.

Ale Topolany to wymysł chorego umysłu. Są nie do zaakceptowania. Jak można zlokalizować lotnisko regionalne na skraju województwa, do którego dojazd z każdego punktu jest do niczego.

Czyli optymalne rozwiązania to Krywlany, Żuki, ewentualnie Saniki?

Tak. Chyba, że w Suwałkach, proszę uprzejmie. Kiedyś na Boże Narodzenie wybierałem się z rodziną do Sztokholmu. Okazało się wtedy, że linia Air Polonia zbankrutowała i zamiast z Okęcia musieliśmy lecieć spod krakowskich Pyrzowic. Czyli z Białegostoku jechałem do Katowic, żeby polecieć do Sztokholmu. Totalny obłęd. To samo byłoby tutaj, gdybyśmy z Białegostoku musieli jechać do Topolan.

Może jednak będą Suwałki, bo tam wokół lotniska sporo się dzieje.

Bo tam mają myślącą władzę. Był prezydent ś.p. Andrzej Gajewski, który zaszczepił jakąś logikę w tych ludziach. Jeżeli duże lotnisko powstałoby w Suwałkach, to Białystok byłby koło Suwałk.

Na razie w Suwałkach mówi się o lokalnym lotnisku, podobne ma powstać na Krywlanach. Trwają przygotowania do utwardzania pasa startowego. Jeżeli inwestycja powiedzie się, będą mogły tu lądować niewielkie samoloty do 50 pasażerów. To dobre rozwiązanie?

Przeszkadza mi ten zupełny brak rozeznania i profesjonalizmu. Co to znaczy do 50 pasażerów? Jeżeli jest droga startowa 1300 metrów, to może na niej operować samolot C 130. To amerykański samolot transportowy, który bierze 200 żołnierzy z pełnym uzbrojeniem. Technika lotnicza idzie do przodu. Droga startowa nie oznacza, że będzie 50 pasażerów. Osobiście uważam i wiem, że mam rację, że na Krywlanach można zbudować drogę o długości 2,5 tysiąca metrów. Owszem, trzeba będzie wyciąć trochę lasu, ale zawsze ponosimy jakieś koszty.

Czyli znów wróciliśmy do Krywlan.

Nadzieja podobno umiera ostatnia. Liczę na to, że za dwa lata, kiedy będą wybory samorządowe powiemy „nie” osobom, które psują nam rozwój gospodarczy.

Prawda też jest taka, że planować można wszystko, tylko skąd na wszystko brać pieniądze. Lotnisko to kilkaset milionów złotych.

Myśmy już pieniądze na jedno lotnisko rozparcelowali. Nie bardzo wiadomo na co. Mamy w tym wprawę. Może sprężmy się i zorganizujmy pieniądze na prawdziwy port lotniczy. Mój kolega Janusz Krzyżewski, który był marszałkiem województwa, poprosił mnie o opinię jak zorganizować tę komunikację lotniczą w Białymstoku. Poświęciłem na to dużo czasu, przedstawiłem mu na piśmie różne pomysły. Ściągnąłem też do Białegostoku najlepszego specjalistę od lotnisk. Był to były dyrektor wojskowego biura projektów lotniskowych płk. Pikulin. On tu przyjechał, opowiedział marszałkowi Krzyżewskiemu jak to wszystko powinno wyglądać. I wie Pani co się stało? Marszałek powierzył budowę lotniska nieodpowiedzialnym ludziom, w tym Karolowi Tylendzie. I to był koniec. O lotnisku czytaj też STR. 30-31

Bo będzie za głośno

Jako poseł mam poważne wątpliwości, czy budowa lotniska regionalnego o proponowanych parametrach byłaby zgodna z prawem - stwierdził w 2007 roku Robert Tyszkiewicz, poseł PO. I wysłał do marszałka województwa interwencję poselską, domagając się w trybie pilnym wyjaśnień.

Jednocześnie inny polityk PO, miejski radny Zbigniew Nikitorowicz, wysłał interpelację do prezydenta miasta. Zastanawia się w niej „czy budowa lotniska o proponowanych parametrach nie jest sprzeczna z interesem społecznym mieszkańców okolicznych osiedli, a także interesem gminy Białystok”. Obaj panowie twierdzą, że działają w interesie mieszkańców sąsiadujących z lotniskiem osiedli. A wśród tych mieszkańców byli ... oni sami.

Marta Gawina

Białostoczanka i dziennikarka z kilkunastoletnim stażem, którą świat ciągle potrafi zadziwić. Także świat polityki, który na co dzień przybliżam naszym Czytelnikom. Ustalam kto, z kim, dlaczego i co z tego mamy. "Buduję" też drogi, pilnuję komunikacji . Choć łopat nie wbijam, staram się być na bieżąco z najważniejszymi inwestycjami w Białymstoku i województwie podlaskim. Tak, tak czekamy na S19...

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.