„Mamy twarde karki, ale gorące serca”. Dzień po tragedii w Przewodowie

Czytaj dalej
Fot. Bogdan Nowak
Bogdan Nowak

„Mamy twarde karki, ale gorące serca”. Dzień po tragedii w Przewodowie

Bogdan Nowak

Pomimo tragedii, do której doszło w niewielkim Przewodowie (gm. Dołhobyczów), okoliczni mieszkańcy zachowują ogromny spokój. To się głównie rzuca w oczy w rozmowie z nimi. Tak jest także w innych miejscowościach na wschodzie Zamojszczyzny. To dobrze. O taką postawę apelowały władze.

Skąd taka postawa? - Nauczyliśmy się żyć z ogromnymi problemami. Była pandemia, potem wojna, tuż obok, za naszą granicą. Tam spadały i nadal spadają rakiety, giną ludzie – mówi Grzegorz Drewnik, wójt Dołhobyczowa. - Dotykał nas także kryzys uchodźczy. Można powiedzieć, że przywykliśmy do trudności. Stwardnieliśmy. Na wiele sposobów. Ja dzisiaj spałem np. dwie godziny. Daje jednak radę.

- U nas ogólnie żyje się ciężko. Zakładów jest w okolicy mało, a ludzie utrzymują się głównie z rolnictwa. Mamy twarde, spracowane karki, ale gorące serca. Bardzo współczujemy ofiarom wtorkowej tragedii – dodał jeden z mieszkańców Przewodowa.

Poszukiwacze rakietowych szczątków?

Do Przewodowa wyruszyliśmy trasą przez Tyszowce. Po drodze obserwowaliśmy mijane stacje benzynowe. Nigdzie nie dostrzegliśmy kolejek czy oznak paniki (gdy Rosja zaatakowała Ukrainę wyglądało to zupełnie inaczej). W sklepach także zauważyliśmy niewielu klientów. Za to towarów nie brakowało. Tak było np. w jednym z dużych sklepów spożywczych w Tyszowcach. Spotkaliśmy tam Jana Kędrę, jednego z miejscowych. O tym, że w Przewodowie (ok. 30 km od Tyszowiec) zginęło dzień wcześniej dwóch mężczyzn w wyniku ostrzału rakietowego dowiedział się od nas.

- Dzisiaj rano byłem zamówić węgiel. I tam dowiedziałem się, że w Przewodowie doszło wczoraj do wybuchu – opowiadał w środę (16 listopada) Jan Kędra. - Jeden z mężczyzn opowiadał o tym co widział w Hrubieszowie. Tam było pełno różnych służb i ich pojazdów. O ofiarach jednak nikt nie wiedział. I takie były dotychczas moje informacje na ten temat.

Pan Jan zapewniał, że w Tyszowcach jest bardzo spokojnie. - Nikt nie robi zapasów, nie kupuje zgrzewek papieru toaletowego, cukru, mąki – zapewniał. - Jak jest jednak dalej, w stronę granicy z Ukrainą? Tego nie umiem powiedzieć.

Pojechaliśmy w tym kierunku m.in. przez Suszów, Telatyn i Liski. Drogi były tam prawie zupełnie puste. Dopiero tuż przed Przewodowem zauważyliśmy patrole policyjne oraz grupki funkcjonariuszy… powoli spacerujących po okolicznych, rozległych polach. Przyglądali się im dziennikarze ze swoich samochodów. Niektórzy robili zdjęcia. Zapytaliśmy jednego z nich czy nie wie co tutaj się dzieje?

- Nikomu na ten temat nie udzielają informacji. Widać, że jednak czegoś szukają. Prawdopodobnie chodzi o szczątki pozostałe po ataku rakietowym – tłumaczył jeden z nich.

Znaliśmy tych, którzy zginęli

Suszarnię zbóż w Przewodowie widać z daleka. Nic nie wskazuje na to, iż dzień wcześniej doszło tam do eksplozji. Na teren zakładu nie można jednak wejść. Zabraniają tego patrole policyjne. Przed bramą suszarni także nie brakowało dziennikarzy, w tym zagranicznych. Wydzielono dla nich specjalną strefę w której mogli przebywać. Kłopot w tym, że... nic nie dało się z niej dostrzec. Zatem zniszczeń nie mogliśmy sfotografować, a nawet z daleka zobaczyć. Dziennikarze, którzy chcieliby przejść np. w stronę pobliskiego przystanku byli przez policję spisywani.

Wybraliśmy się tam. Na przystanku w Przewodowie spotkaliśmy trzech mężczyzn. Jednym z nich był Ryszard Makochon z pobliskiego Białegostoku (to mała miejscowość w gm. Dołhobyczów). Mężczyzna z przejęciem opowiedział nam o wybuchu w suszarni zbóż.

- Byłem wtedy w domu. Oglądałem telewizję, kiedy usłyszałem, że zagrzmiało. Myślałem, że to burza idzie. Wyciągnąłem zatem antenę z telewizora i wtyczki z kontaktów – wspomina. - Wyszedłem na balkon mojego domu. Rozejrzałem się. Nic nie było widać. Dopiero potem zorientowałem się, że coś jest nie tak, że doszło do tragedii. A mój dom stoi zaledwie jakieś 2,5 km od suszarni.

Nasi rozmówcy przypomnieli, że taka tragedia mogła spotkać każdego. To, że rakieta spadła akurat na suszarnię jest dziełem przypadku. A mogła przecież trafić – jak przekonywali - na pobliskie, rozległe pola. Wówczas nikt by nie ucierpiał.

- Szkoda, że tak się nie stało. Ta tragedia odłoży się na pewno w naszej świadomości. Znaliśmy przecież ludzi którzy tam zginęli – mówił Leszek Jurczak. - Oni zginęli w pracy, na swoich stanowiskach. Bardzo współczujemy ich rodzinom.

- O tym wszystkim co się w naszej okolicy działo dowiadywaliśmy się jednak głównie z mediów, ja np. z „Kuriera Lubelskiego” – dodał Marian Przytuła. - Bo policja i inne służby nie chciały udzielać informacji.

Obaj zmarli mieszkali w okolicy: jeden w Przewodowie, drugi w Setnikach. Gmina ogłosiła czterodniową żałobę po ich śmierci.

Wsparcie

- Naprawdę nie umiemy jeszcze powiedzieć kiedy będzie pogrzeb obu mężczyzn. Trwają procedury, sekcja zwłok itd. Właśnie, dosłownie za chwilę, jedziemy do rodzin obu mężczyzn. Chcemy dowiedzieć się, sprawdzić, jakie wsparcie jest im najbardziej potrzebne – mówił wójt Grzegorz Drewnik. I dodał: - Obaj panowie mieli dorosłe już dzieci, obaj po dwóch synów.

Gmina wspiera także funkcjonariuszy, którzy przebywają obecnie w Przewodowie.

- Organizujemy dla nich ciepłe posiłki, kawę herbatę. Pożyczaliśmy także koparko-ładowarkę. Robimy co potrzebne – zapewnia wójt Drewnik. - Co mogę powiedzieć? Ludzie rzeczywiście zachowują się w naszej gminie spokojnie. Jednak podjęliśmy decyzję o odwołaniu na jakiś czas zajęć w szkole w Przewodowie. Ogłoszona została także żałoba. Ma ona charakter symboliczny, bo np., żadnych imprez nie musieliśmy odwoływać.

Wolniej niż zazwyczaj

Jak poinformował nas we wtorek (15 listopada ok. godz. 19) Michał Deruś, rzecznik Izby Administracji Skarbowej w Lublinie, tego dnia wstrzymane zostały odprawy na przejściu granicznym w Dołhobyczowie. Byliśmy tam w środę. Przed przejściem stała długa kolejka samochodów, ale było czynne.

- Mam wrażenie, że odprawy odbywają się trochę wolniej niż zazwyczaj, ale na pewno przez granicę przejedziemy – mówił jeden kierowców czekających w kolejce.

Bogdan Nowak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.