Miasto w rytmie techno

Czytaj dalej
Fot. Konrad Karkowski
Konrad Karkowski

Miasto w rytmie techno

Konrad Karkowski

Muzyka techno nie jest masowa, ale akurat w Białymstoku trzyma się ona mocno - mówi Jędrzej Dondziło i nie sposób się z organizatorem festiwalu Up To Date nie zgodzić. To właśnie w naszym mieście narodziło się „pozdro techno” i stało się zwrotem rozpoznawalnym w kraju.

Nie jest to tylko muzyka. To swego rodzaju kultura i właśnie wśród jej członków można nawet usłyszeć, że Białystok to „stolica techno”. - Oczywiście zachowując odpowiednie proporcje – zauważa Jędrzej Dondziło – Ta muzyka to domena wielkich miast, tam powstają kluby, odbywają się koncerty. Białystok w trochę inny sposób zaistniał na mapie techno.

Chodzi tu przede wszystkim o festiwal, którego Jędrzej jest głównym organizatorem. Up To Date od siedmiu lat jest już obecne w naszym mieście, co roku we wrześniu ściąga do Białegostoku tysiące osób z całego kraju a nawet z zagranicy. Korzenie muzyki elektronicznej w naszym mieście sięgają jednak dużo dalej aż do lat 90. ubiegłego wieku .

Gorączka czwartkowej nocy

Pierwsze śmiałe kroki muzyki elektronicznej w Białymstoku, w tym techno związane są z z klubem Metro. Lokal właśnie w tym roku obchodził swoje 20-lecie. To właśnie w klubie przy ul. Białówny narodziło się „ekipa” odpowiedzialna za rozpoznawalność Białegostoku wśród entuzjastów muzyki elektronicznej. I choć pierwsza impreza w Metrze odbyła się w rytmach reggea to „elektronika” zagościła tam już niedługo później.

- Słucham muzyki nałogowo od ponad trzydziestu lat – mówi Maciek Siemieniuk, jeden z właścicieli Metra. - Otwieraliśmy klub w czasach rozkwitu trip-hopu, techno, drum and bassu. Trudno było przejść obok tego dobra obojętnie. Rock mnie w tych czasach jakoś coraz mniej kręcił. Chciałem pokazać publiczności coś nowego. Zapotrzebowanie na takie dźwięki w Białymstoku było wtedy i jest do dziś raczej niszowe. To bardziej muzyka wielkiego miasta. Tym bardziej cieszy, że wciąż znajduje się grono odbiorców, jest czego słuchać i przy czym tańczyć.

„Elektronika” na dobre więc zagościła w murach lokalu. Wręcz stała się znakiem rozpoznawczym klubu. Ściągali tam odbiorcy głodni bardziej ambitnej, niszowej odmiany muzyki elektronicznej. Na początku było to techno i jego różne odmiany z czasem przyszedł też czas na gatunki basowe czyli dubstep czy drumnbass. Przede wszystkim jednak w Metrze odbywały się imprezy cykliczne. Jedna z najbardziej rozpoznawalnych i zapadających w pamięć to 200 km/h .

– Ten cykl był organizowany w klubie od 1997 roku i poświęcone wyłącznie muzyce techno, minimal techno i detroit techno. Wyjątkowy za sprawą robionych ręcznie dekoracji i instalacji, które zapewniały jeszcze więcej klimatu – wspomina Artur „Dj Sashka” Stasiński, który prowadził wydarzenie wraz Dj Unitrą, czyli „Orzechem” jednym z byłych długoletnich barmanów Metra, który przez lata stał się przyjacielem wielu klubowiczów.

Każdy z takich cykli gromadził swoich wiernych fanów przyciągniętych kreatywnym podejściem do tematu imprezy, ciekawym motywem przewodnim ale przede wszystkim skrupulatnie dobranym programem muzycznym. Niektóre stały się wręcz kultowe.

- Jak gorączka czwartkowej nocy - cykliczna impreza, dobra publika, wręcz "rytualne" utwory, bez których nie było dobrej imprezy... no i to wspólne śpiewanie refrenów – wskazuje swoją najbardziej pamiętną imprezę Frankee, rezydent klubu Metro.

Te wszystkie czynniki nie tylko przyciągały, ale również powodowały, że klienci zostawali. Z czasem tworzyło się więc w Białymstoku środowisko odbiorców muzyki elektronicznej, koneserów, słuchaczy coraz bardziej spragnionych, także nowych gatunków. To byli pierwsi uczestnicy takich wydarzeń jak chociażby Up To Date.

Wspomnienia z Klubu Metro

Mało tego to właśnie ze środowiska Metra wywodzą się osoby związane później z najbardziej rozpoznawalnym białostockim festiwalem. Od początku bowiem Metro było klubem otwartym na początkujących artystów. To właśnie tam swoje pierwsze kroki stawiali Majki, czy Jędrzej „Dtekk” Dondziło.

- Mój pierwszy angaż w metrze wyglądał tak, że po prostu poszedłem na imprezę, podszedłem do rezydenta, który miał grać tej nocy i zapytałem się czy mogę spróbować – wspomina Dtekk – Jeszcze zanim pierwszy raz trafiłem do Metra jako gość - było to miejsce tajemnicze, elitarne, ukryte przed głównymi szlakami klubowiczy – zdradza natomiast Majki z ekipy Gangbangers - Pierwsza wizyta była jak wycieczka do innej krainy - swobodnie ubrani ludzie, nieskrępowana zabawa i fascynująca muzyka. Jednocześnie miałem już skromną kolekcję winyli. Na którejś z kolei imprezie zagadałem z Dtekkiem i zaproponował mi, bym dołączył do ekipy podczas kolejnej imprezy i tak się zaczęło.

Metro zawsze było w tej kwestii bardzo otwarte. Tylko trzeba być odważnym oraz oczywiście mieć jakieś pojęcie o tej muzyce.
Grono rezydentów więc stale rosło. Za gramofonami w Metrze stają Dj Sashka, jeden z pierwszych dj'ów w Polsce, hE, Sandy, Frankee, Majki i wielu innych

I choć z czasem renoma klubu rosła. Do Białegostoku zjeżdżały coraz głośniejsze nazwiska na początek z polskiej sceny muzyki elektronicznej a później również zagranicznej. Do dziś nie zmieniło się jednak jedno. Dalej w Metrze promują się lokalni twórcy – Wiele razy próbowałem się przebić za konsolę – śmieje się Paweł Laskowski, dj młodego pokolenia – W końcu mi się udało i parę razy w Metrze zagrałem.

Klub w ten sposób spajał więc białostocką scenę jednocześnie jednak łącząc to z zaspokajaniem zapotrzebowania odbiorców na głośne nazwiska. W Metrze grał zarówno światowe legendy z różnych gatunków Steve Bicknell, Xilent, Jacek Sienkiewicz, Shockone, Hwa Young to tylko niektóre z nich

- Nie zapomnę wizyty legendy drum'n'bassu i twórcy gatunku electrostep - Johna B. Energetyczny i eklektyczny występ Johna, pełen klub, świetna publika, świetnie reagująca na muzykę – wybiera Majki.

- Startując w 1996, towarzyszyliśmy rozwojowi całej polskiej sceny od jej początków. Większość jej cenionych artystów gościła na naszej scenie. Novika, Marysia Sadowska, Jacek Sienkiewicz, Marcin Czubala, Catz'n'Dogz, Niewinni Czarodzieje. Trudno nie wspomnieć o warszawskim RecordHeadShopie, a obecnie SideOne - sklepach z muzyką którego twórca - Wojtek Żdanuk wywarł przemożny wpływ na to co muzycznie się wtedy w Metrze działo – mówi Maciek Siemieniuk.

Nie było by to pewnie możliwe gdyby nie renoma klubu jako przyjaznego dla artystów.

– Tu po prostu bardzo dobrze się gra – twierdzi Jędrzej „Dtekk” Dondziło. - Od początku klub był świetnie zrobiony pod kątem nagłośnienia. W pewnym okresie swojej działalności Metro cieszyło się większą estymą w Polsce niż w samym Białymstoku.

Pozycje klubu odzwierciedlona jest zresztą w corocznym rankingu portalu muno.pl. Tradycyjnie już Metro plasuje się w nim na wysokich miejscach.

Sekretne życie poza klubem

- Białostocka scena nie była nigdy wielka ale zawsze intensywna i prezentowała bardzo wysoką jakość. To zasługa w głównej mierze Metra – ocenia Jędrzej Dondziło. Żeby jednak się rozwijać, nie można stać w miejscu. Nic więc dziwnego, że białostocka publiczność pragnęła posłuchać muzyki elektronicznej także w innych miejscach. Na to zapotrzebowanie postanowił odpowiedzieć Jędrzej Dondziło.

- W Metrze prowadziłem cykl Tribalic Techno Tribe, grałem coraz częściej także poza Białymstokiem, rozwijałem się muzycznie. Było jednak pragnienie stworzenie czegoś od podstaw. Imprezy w której można było się wyrazić – tłumaczy Jędrzej.

W roku 2006 odbyło się więc pierwsze Secret Location. O którym jednak Jędrzej ani żadna osoba związana z tym wydarzeniem mówić nie chcą. Nic dziwnego. W końcu magia tych imprez w dużej mierze polegała na tym, że...o nich się nie mówi. W jaki więc sposób można było się o Secret Location dowiedzieć? W zasadzie to tylko „Pocztą pantoflową”. Nie było żadnych ogłoszeń, reklam, oficjalnych line-upów czy zaproszeń. A pomimo tego na imprezy z tego cyklu przychodziły tłumy osób.

- To było moja pierwsza pozametrowa inicjatywa, która paradoksalnie umacniała tą społeczność poza klubem. Ludzie, którzy w niej uczestniczyli jeszcze bardziej przywiązywali się do całej „kultury techno” - wyznaje Jędrzej. Pod względem muzycznym to także były koncerty na wysokim poziomie. Na Secret Location grały czołowe postacie tej sceny muzyczne w Polsce.

A to, że wydarzenia te odbywały się w coraz to dziwniejszych lokacjach (podobno były to np. budynek szkoły, czy miejsce pod wiaduktem) dodawało tym imprezom dodatkowej sławy.

A w głowie Jędrzeja jednocześnie rodziły się już plany stworzenia festiwalu. Zanim to jednak nastąpiło w Białymstoku wystartował cykl imprezy, która również przebiła się do masowej świadomości białostoczan, Oto w 2009 roku w trakcie Juwenalii powstaje Alter Namiot. Celem tej inicjatywy było promowanie szeroko ambitnej muzyki elektronicznej. To właśnie na scenie w środku dużego namiotu ustawionego na terenie kampusu politechniki mają okazję prezentować się lokalni artyści a także młodzi dj'e.

- Od 2014 roku miałem okazję czterokrotnie tam zagrać – wylicza Paweł Laskowski – Fajnie, że Alter Namiot istnieje podczas masowego wydarzenia jakim są juwenalia, Dzięki temu więcej ludzi ma okazję zapoznać się z muzyką elektroniczną.

Od 2009 przez scenę Alter Namiotu przewinęło się zresztą wiele znanych nazwisk: DUSS, Eltron John, Łukasz Napora, Radicall,Rafał Grobel, Samuli Kemppi, Tom Encore oraz pochodzący właśnie z Białegostoku zespół Vshood.

Pozdro Techno

Dla rozwijającej się kultury techno w Białymstoku największy zastrzyk energii dały jednak narodziny festiwalu Up To Date. Rok 2010 i to właśnie ekipa odpowiedzialna za Secret Location tworzy pierwszy festiwal muzyki elektronicznej i hip hopowej w Białymstoku. Początki były skromne. - Z takim budżetem jaki mieliśmy na początku nie mogliśmy konkurować z największymi festiwalami. Musieliśmy znaleźć swój własny pomysł na tożsamość. Fajne było to, że każdy z ekipy przygotowującej Up To Date mogliśmy się wyrazić na wielu płaszczyznach - kontynuuje Jędrzej Dondziło.

Już podczas pierwszej edycji festiwali zagrali się m.in znani raperzy Abradab, Pezet czy Eldo. Jednocześnie zaprezentowali się też Sandwell Disctrict, Claro Intelecto czy breacorowy Ebola, których w Białymstoku nikt nie znał. Okazało się, że na wszystkich występach były tłumy.

- Trzy tysiące biletów rozeszło się błyskawicznie. Za 20 zł były trzy sceny muzyczne, gdzie na każdej grali artyści z zagranicy oraz znani polscy wykonawcy – wspomina Jędrzej. Poziom muzyczny stał się wizytówką festiwalu.

- Jest on niezwykle wysoki, Up To Date daje to co ma w nazwie, najświeższe i najbardziej aktualne brzmienia ocenia Mariusz Zych, redaktor portalu Muno.pl - Choćby w tym roku - nie tylko prezentował najciekawsze zjawiska nowej fali techno czy nieszablonowego rapu ale znalazło się też miejsce na powracające electro czy tak ekstremalne w klubowej kulturze inicjatywy jak WIXAPOL S.A.. Żaden artysta nie pojawia się tam z przypadku, co czuć nawet w rozkładzie czasowym występów. Wszystko jest przemyślane, a idee i pomysły skutecznie wyegzekwowane, bez kompromisów czy drogi na skróty.

Up To Date ruszył z przytupem. Organizatorzy festiwalu jednak ani myśleli się zatrzymywać. Z każdym rokiem Up To Date ewoluował. Czasami wyraźnie gdy 2013 przeniósł się z wnętrz magazynów na Węglowej na zewnątrz, czasami mniej widocznie m.in. scalając scenę hip hopową z gatunkami basowymi, czy po prostu tworząc nową mieszankę programową. I to przynosi efekty, chociaż Up To Date ma nieporównywalnie mniejszy budżet to jest stawiany obok takich festiwali jak Tauron Nowa Muzyka w Katowicach, Unsound w Krakowie, czy Audioriver w Płocku.

- Up To Date wyróżnia się przede wszystkim tym, że wyedukował rzesze ludzi – dodaje Mariusz Zych - Tu się nie stawia na oklepane nazwiska, "pewniaków", którzy bez żadnej refleksji po prostu ściągną tłum ludzi. Ekipa stojąca za festiwalem i "Technosoul" ma też swój spory wkład w ocieplanie wizerunku muzyki elektronicznej w kulturze masowej, prezentując jej pozytywny przekaz, burząc stereotypy ciągnące się za techno czy klubami. To nie jest po prostu "fajna impreza", to coś więcej, co sprawia, że ludzie spędzają w pociągach długie godziny, aby dostać się na białostocki festiwal.

- Staramy się iść z duchem czasu. Eksperymentować, wprowadzać nowinki i angażować też inne formy sztuki. Ale co będzie w przyszłości, czas pokaże – kończy Jędrzej, który nie ukrywa, że rozwój festiwalu w dużej mierze zależeć będzie od pomocy z miasta. W tym roku kończy się dotychczasowa umowa. Trudno jednak sobie wyobrazić kulturalny krajobraz Białegostoku bez Up To Date, choć większość festiwalowiczów przyjeżdża spoza naszego miasto to jednak i coraz większa liczba białostoczan zaczyna interesować się całą kulturą jaką niesie za sobą Up To Date.

- Zjawisko Techno nie jest już anonimowe dla mieszkańców naszego miasta – mówi Jędrzej Dondziło – Wzrosła świadomość tego czym jest ta muzyka. I nawet białostoczanie, którzy nie słuchają jej na co dzień są dumni z festiwalu. To naprawdę mnie cieszy.

Konrad Karkowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.