"Mój przyjaciel tata, Rysiek Riedel" - rozmowa z Sebastianem Riedlem, gitarzystą i wokalistą

Czytaj dalej
Fot. Karina Trojok
Marek Zaradniak

"Mój przyjaciel tata, Rysiek Riedel" - rozmowa z Sebastianem Riedlem, gitarzystą i wokalistą

Marek Zaradniak

Z Sebastianem Riedlem, gitarzystą i wokalistą, liderem grupy Cree, synem Ryszarda Riedla, lidera Dżemu rozmawiamy o ich relacjach wzajemnych i rodzinie.

W tym roku mija 25 lat od śmierci twojego taty. Jakiego go pamiętasz?

Sebastian Riedel: Kiedy odszedł, byłem jeszcze nastolatkiem. Wystarczyło nam jednak czasu, żeby się ze sobą prawdziwie zaprzyjaźnić. Dla swoich fanów mój tata jest „Ryśkiem” - człowiekiem sceny, frontmanem kultowego już zespołu - dla mnie był i na zawsze pozostanie - po prostu ojcem. Bardzo go kochałem i to samo czułem z jego strony. Był opiekuńczy. Dzieciństwo spędziłem przy jego boku. Często towarzyszyłem mu w podróżach, trasach koncertowych. Dobrze się czułem, kiedy był blisko.

Jaki był? Czy na przykład odrabiał z Tobą lekcje albo chodziliście na spacery?

Oczywiście. Pamiętam, jak uczył mnie rysować. Zadania z plastyki odrabialiśmy więc razem (śmiech). Miał talent do rysunków, naprawdę dobrą kreskę. Kiedyś napisał dla mnie piosenkę, którą zagrałem i zaśpiewałem na szkolnym konkursie. Tata miał sporo zwyczajnych i rodzinnych cech - lubił dom, lubił rodzinę. Ostatnio wspominałem w książce, która się właśnie ukazała - jak podbierał mi rower i jeździł nim w kapeluszu po mieście… Zdarzało się też, że chodziliśmy pływać na pobliskie stawy. Całą rodziną. To były nasze pikniki. Tata traktował mnie jak przyjaciela, ale miałem też takie momenty, jak każdy syn z ojcem. Nie mogłem mu skakać po głowie. Były też restrykcje. Pilnował mnie, żebym nie narobił głupot, takich typowych młodzieńczych. Choć, i to także wspominam w książce, kiedyś spodobało mu się wspólne podpalanie saletry. Niestety, w mieszkaniu… (śmiech).

Czego Ci zabraniał?

Na przykład wychodzenia późną porą na miasto. Od zawsze nosiłem długie włosy, a nie każdemu to się podobało… Martwił się, że będę miał przez to problemy. Był troskliwy.

A jaki miał wpływ na to, że zostałeś muzykiem?

Ogromny! Towarzyszyłem mu w koncertach, wyjazdach, próbach, nagraniach. Jego świat muzyczny był zawsze blisko mnie, ale przede wszystkim ważna była sama muzyka. Ojciec nauczył mnie tej wrażliwości, tego, jak on ją przeżywa. Obserwowałem to i chłonąłem. Ja to też tak samo przeżywam. No, może nie tak samo, ale w podobny sposób - kocham muzykę i cieszę się, że mogę robić w życiu właśnie to, co kocham. Każde moje wyjście na scenę, każdą zaśpiewaną piosenkę dedykuję ojcu.

Za co ceniłeś tatę?

Za to, że zawsze był sobą i pokazał mi takie trochę inne wartości, jakie są wokół. Sukces, scena… w porządku, ale ważni są ludzie i rodzina. W życiu trzeba być też szczerym. Wobec siebie i innych też.

To są twoje wartości?

Najważniejsze. Ponadczasowe. Świat się bardzo zmienił przez ten czas, jak go z nami nie ma - a te rady i wskazówki są wciąż aktualne.

A jakie tato miał wady?

Czy miał wady?… Ja ich nie widziałem i nigdy o tym nie myślałem. Był człowiekiem z krwi i kości.

Które momenty w relacjach z tatą były przełomowe?

Przełomowym momentem było jego odejście… jednak zdążył mnie tyle nauczyć, że wciąż czuję, jakby tutaj był.

Jaki wpływ na rodzinę Riedlów miało uzależnienie ojca od narkotyków? Czy Sebastian Riedel nagra płytę, na której zaśpiewa piosenki swojego ojca? O tym przeczytasz w dalszej części rozmowy.

Pozostało jeszcze 60% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Marek Zaradniak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.