Najważniejsze, by rodzina była razem. Walczą o siebie, by odzyskać dzieci

Czytaj dalej
Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Magdalena Kuźmiuk

Najważniejsze, by rodzina była razem. Walczą o siebie, by odzyskać dzieci

Magdalena Kuźmiuk

Pity za często alkohol, ciężka choroba, pobyt w więzieniu, przemoc, niewłaściwa opieka. To głównie dlatego dzieci są odbierane rodzicom. Adaś i Weronika to dzieci, które po kilku latach spędzą w końcu święta w rodzinnych domach. Ich rodzice stoczyli walkę ze swymi słabościami, by odzyskać dzieci, by odbudować rodzinę.

Cztery lata. Cztery lata Iwonie Jurewicz zajęło przekonanie sądu, że już jest zdrowa, że wyszła w życiu na prostą, że już może zajmować się swoim synem. Walka była trudna, bo - jak mówi pani Iwona - siostra, która dla jej Adasia stworzyła z mężem rodzinę zastępczą, nie chciała chłopca oddać.

Wreszcie się udało! Od pierwszego lipca 6-letni Adaś zamieszkał z mamą i młodszą, dwuipółletnią siostrzyczką Ritą.

Adaś jest jednym z dziewiętnaściorga dzieci, które dzięki pomocy Stowarzyszenia Pomocy Rodzinie Droga w Białymstoku wróciły w minionym roku do rodzinnych domów.

- Program „Odbudować rodzinę” realizujemy tak naprawdę od ponad 20 lat, ale od trzech lat pomaga nam w tym miasto, które program współfinansuje - mówi ojciec Edward Konkol, szef stowarzyszenia Droga. - Program „Odbudować rodzinę” to serce stowarzyszenia. W okresie Bożego Narodzenia aż 19 dzieci z siedmiu rodzin dostało jedną z najpiękniejszych rzeczy, jaką można otrzymać na tej Bożej ziemi - dom rodzinny.

Adam, syn Iwony Jurewicz, mieszkał z rodziną zastępczą. Weronika, 11-letnia córka Barbary Wojciechowskiej podobnie, ale wcześniej była też w domu dziecka. W sumie 10 lat. To długo.

- Sąd uznał, że nie mam warunków do tego, aby córka ze mną mieszkała - przyznaje.

Straciła córkę jak ta miała zaledwie pół roku. Powód? Alkohol. Pił także ojciec Weroniki. Pani Barbara opowiada, że zajmował się małą będąc pod wpływem alkoholu. Ktoś doniósł. Ona także przyznaje, że lubiła pić. To sądowi wystarczyło.

W trakcie lat, kiedy Weronika nie mieszkała z mamą, pani Barbara urodziła dwójkę dzieci. Dawid ma dziś osiem lat, a Amelka cztery. Były z matką cały czas.

Pani Barbara rozstała się z partnerem. Rodzina szykuje się już do świąt w nowym domu.

- Szczęście, bo po czterech latach dostałam mieszkanie komunalne od miasta. Dziewczynki mają swoje pokoje, a ja z synkiem. Te święta na pewno będą dobre - cieszy się pani Barbara.

Również Iwona Jurewicz będzie się cieszyć czasem, który nareszcie może spędzić z synkiem. Choć - czego nie ukrywa - nie będzie to czas przeżywany w bożonarodzeniowym duchu. Pani Iwona mówi otwarcie, że odeszła od wiary i nie obchodzi świąt.

- Ale na pewno będziemy mieli wiele fajnych rzeczy do roboty - zapewnia.

Dziś jest uśmiechnięta. Z dumą tuli do siebie małą Ritę, głaszcze po głowie Adasia. Ale nie zawsze tak było.

- U mnie nigdy nie było żadnych nałogów. Paliłam jedynie papierosy, ale to nie jest nałóg, który uniemożliwia opiekę nad dzieckiem. To depresja mi ją uniemożliwiła. Cierpiałam. Byłam chora - mówi pani Iwona.

Opowiada, że zachorowała po śmierci ojca. Myślała, że to smutne wydarzenie zjednoczy rodzinę. Ale tak się jednak nie stało. Straciła syna.

- Co było najtrudniejsze? Rozłąka. Siostra mieszka pod Suwałkami, musiałam dojeżdżać na spotkania z nim. Przez jakiś czas mieszkałam w Warszawie, więc te dojazdy były jeszcze gorsze - wspomina pani Iwona.

W międzyczasie związała się z innym mężczyzną, ojcem Rity. Dziś - jak mówi - nie ma z nim kontaktu, a były partner nie interesuje się losem córki. Podobnie jest z ojcem Adasia.

- On jednak płaci mi część alimentów, ale od sierpnia syna nie widział. Mimo, że Adaś miał we wrześniu urodziny - mówi rozczarowana pani Iwona.

Dziś ona, Adam i Rita tworzą rodzinę. Pani Iwona mówi, że było to możliwe na pewno dzięki jej pracy nad sobą i nie udałoby się, gdyby nie pomoc asystenta rodziny i wsparcie stowarzyszenia Droga. Z siostrą relacje są chłodne, ale nie ma kłótni.

Przez alkohol pan Mirosław i jego partnerka Wioleta na kilka miesięcy stracili dzieci. Tata opowiada, że musiał dzieci odprowadzić na ulicę Orzechową. Tam od ponad sześciu lat mieści się Dom Powrotu, który prowadzi stowarzyszenie Droga. Przebywa tam kilkanaścioro dzieci, które nie mogą być ze swoimi rodzicami.

Przez kilka miesięcy był tam 13-letni Konrad i jego przyrodnia siostra - 17-letnia Monika.

- Myślę, że problem z alkoholem jest za nami, choć pokus wiadomo jest wiele, ale ciągła praca nad sobą pozwala je przezwyciężyć - ma nadzieję pan Mirosław.

Opowiada, że z dziećmi jest bardzo związany. Ma również dwójkę z pierwszego małżeństwa. Dziś tata dumnie opowiada o ich sukcesach na studiach. Cieszy się, bo jak co roku oboje odwiedzą go w święta.

Na prostej drodze rodzina jest już grubo ponad rok. Bo Konrad i Monika wrócili do domu, w ubiegłym roku.

Niedawno, wszystkie rodziny, które uczestniczą w programie „Odbudować rodzinę” spotkały się podczas świątecznego spotkania w siedzibie stowarzyszenia Droga. Było wspólnie wykonywania bożonarodzeniowych ozdób, obiad i śpiewanie.

Siedem rodzin, które w tym roku odbudowały rodziny i odzyskały dzieci odebrały w tym szczególnym dniu potwierdzające ich tytaniczną pracę nad sobą certyfikaty.

Pan Mirosław też odebrał dokument, który traktuje jako potwierdzenie starań o rodzinę.

- To dla nas niezwykła rzecz i wielka radość, że taka duża grupa dzieci wraca do rodziców. Ale nie tylko o to w tym programie chodzi. Drugim celem programu jest ustrzeżenie innych rodzin przed utratą dzieci. W porę żeśmy dotarli do nich i pomogliśmy odbudować to wszystko, co się w tych rodzinach zachwiało. One zaczęły normalnie funkcjonować - cieszy się ojciec Edward.

W tym roku rodzinnym szczęściem znów może się cieszyć aż 50 dzieci. Tyle - jak mówi ojciec Konkol - udało się ocalić.

Szef Drogi zawsze podkreśla, że sens mają projekty skierowana właśnie na udzielenie pomocy rodzicom, żeby to oni mogli obdarować swoje dzieci już sami.

- Najkrócej nasz program trwa rok, ale niekiedy proces naprawy rodziny trwa i trzy lata. Wszystko zależy od tego, jakie nieszczęścia nawiedziły tych rodziców. Bo np. ktoś po 10 latach wychodzi z więzienia i chce odzyskać dzieci, ale one mają już np. po 12 lat, to nie jest to prosta sprawa - mówi ojciec Edward.

Dodaje, że to proces skomplikowany. - Bo musimy odbudować relacje, które w domach w naturalny sposób rosną, a w takiej sytuacji jak np. pobyt w więzieniu wszystko nagle zostaje gwałtownie przerwane. Dzieci są już inne, ten tata jest zupełnie obcym człowiekiem. Musimy pomóc obudzić to zaufanie, obdarzyć ojca umiejętnościami rodzicielskimi, a potem te dzieci otworzyć na naturalnego ojca.

Magdalena Kuźmiuk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.