Nie ma czym go leczyć. Lekarz: Nie było pilnej potrzeby

Czytaj dalej
Fot. Tomasz Kubaszewski
Tomasz Kubaszewski

Nie ma czym go leczyć. Lekarz: Nie było pilnej potrzeby

Tomasz Kubaszewski

- Parę miesięcy temu zostałem wyrzucony z gabinetu, a teraz brakuje dla mnie lekarstwa - skarży się Edwin Gałkowski, który niedawno odwiedził przyszpitalną poradnię.

Suwalczanin nie ma wątpliwości, że gdyby lekarz nie odmówił mu pomocy, dzisiaj nie byłoby już żadnego problemu.

O tej sprawie pisaliśmy w maju tego roku. Gałkowski otrzymał skierowanie od lekarza rodzinnego do ortopedy. Chodziło o dolegliwość łokcia.

b]Wykupując dostęp do serwisu PLUS, w dalszej części artykułu dowiesz się:[/b]

- o konflikcie Edwina Gałkowskiego z lekarzem, którego oskarżył o śmierć ojca

- o odpowiedzi szpitala na prośbę Gałkowskiego

- czy bohaterowi naszego artykułu udało się zdobyć to, o co walczył

Zapisał się na wizytę do poradni działającej przy suwalskim szpitalu. Tego dnia przyjmował jednak lekarz, którego rodzina Gałkowskich w 2015 r. oskarżyła o niewłaściwie leczenie ich męża oraz ojca. Mężczyzna zmarł. Prokuratura umorzyła śledztwo. Gałkowscy napisali więc prywatny akt oskarżenia. Objęli nim ośmiu medyków, w tym trzech ortopedów z suwalskiego szpitala. W maju Edwin Gałkowski trafił na jednego z nich.

- Z powodu oskarżeń o zabójstwo ojca nie jestem w stanie obiektywnie podejść do tego pacjenta - napisał lekarz w dokumentacji i nakazał suwalczaninowi opuszczenie gabinetu.

Dyrekcja szpitala zapewnia, że doktor miał prawo tak postąpić. Przypadek Gałkowskiego nie zaliczał się do „niecierpiących zwłoki”. W dodatku, ortopeda wskazał inną możliwość leczenia - u jakiegoś innego lekarza z tego samego oddziału szpitala.

To zdarzenie suwalczanin opisał w skardze do Rzecznika Praw Pacjenta w Warszawie. Ten wszczął postępowanie wyjaśniające. Trwa ono do dzisiaj. Kiedy i czym się zakończy, na razie nie wiadomo.

- Cudowne uzdrowienie mojego łokcia jednak nie nastąpiło - ironizuje Edwin Gałkowski. - Musiałem ponownie zapisać się na wizytę, do tej samej poradni. A z dnia na dzień tam nie przyjmują.

Wizytę wyznaczono mu na miniony tydzień. Tym razem trafił na lekarza, który nie zajmował się jego ojcem.

- Zostałem przyjęty bardzo fachowo i miło - przyznaje Gałkowski. - Doktor stwierdził jednak, że na razie można mnie leczyć tylko objawowo. Należałoby mi bowiem podać plazmę - osocze, ale szpital wyczerpał już jej limit na ten rok. A w maju taka sytuacja nie miała pewnie miejsca.

Gałkowskiemu pozostaje albo czekać do stycznia 2018 roku na nowe szpitalne zakupy, albo znaleźć placówkę, która osocze jeszcze posiada.

Ze względu na nieobecność lekarza, który przyjmował suwalczanina, we wtorek szpital nie skomentował sprawy. Zrobił to w środę:

- Lekarz nie twierdził, że pacjentowi należy podać osocze, a szczególnie, iż trzeba to zrobić w trybie pilnym - odpowiada szpital na nasze pytania dotyczące Edwina Gałkowskiego.

Gałkowski przyznaje, że o osoczu pierwszy wspomniał sam.

- Miałem identyczną dolegliwość drugiej ręki i to pomogło - tłumaczy. - Natomiast pan doktor twierdził, iż podanie osocza będzie problemem.

Gałkowski z tego jednak nie rezygnuje i zamierza poddać się zabiegowi w innym szpitalu.

Tomasz Kubaszewski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.