Obowiązkowe szczepienia na COVID-19? Kary po 10 tysięcy zł? Część ekspertów twierdzi, że może nie być wyjścia [AKTUALIZACJA 30.04.2021]

Czytaj dalej
Fot. Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
Zbigniew Bartuś

Obowiązkowe szczepienia na COVID-19? Kary po 10 tysięcy zł? Część ekspertów twierdzi, że może nie być wyjścia [AKTUALIZACJA 30.04.2021]

Zbigniew Bartuś

10 tys. złotych grzywny za brak szczepienia przeciwko COVID-19, a 50 tys. zł dla najbardziej opornych? Takie kary będą grozić, jeśli decydenci dopiszą szczepionkę antycovidową do listy szczepień obowiązkowych. Postuluje to coraz głośniej część znanych lekarzy oraz działaczy społecznych - ostatnio m.in. Janina Ochojska, szefowa Polskiej Akcji Humanitarnej i prof. Maciej Banach z Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki. - Nie mamy już wyjścia – przekonuje kardiolog, lipidolog i epidemiolog chorób serca.

Opinię, że szczepienia przeciwko covidowi powinny być obowiązkowe dla wszystkich Polek i Polaków, z wyjątkiem osób, które z ważnych przyczyn zdrowotnych nie mogą przyjąć preparatu, podziela coraz więcej lekarzy, ale też polityków - zarówno Zjednoczonej Prawicy, jak i opozycji. Powód jest oczywisty: szczepienia zdają się być jedynym skutecznym remedium na rozprzestrzenianie się choroby i masowe zgony. Epidemiolodzy ostrzegają, że koronawirus całkowicie szybko nie zniknie, więc kluczowe znaczenie ma zaszczepienie jak największej części populacji. Najlepiej – wszystkich, tak jak to zrobiono w przypadku obowiązkowych szczepień na inne choroby dziesiątkujące w przeszłości ludzkość, jak ospa, odra, gruźlica, błonica, krztusiec czy polio.

Lekarze i politycy są dziś wyjątkowo zgodni, że od tempa szczepień zależy nie tylko życie i zdrowie Polek i Polaków, ale i stan gospodarki. Problem w tym, że nie wszyscy w Polsce chcą i zamierzają się zaszczepić.

To może – w interesie ogółu - trzeba ich zmusić?

Nie zaszczepią się i już

W kolejnych sondażach chęć zaszczepienia przeciwko covidowi deklaruje około połowy Polaków. Równocześnie od 25 do nawet 30 procent oświadcza, że nie zamierza się zaszczepić. Epidemiolodzy ostrzegają, że nawet jeśli osiągniemy tzw. odporność stadną, to wirus przetrwa i będzie groźnie mutował w środowisku antyszczepionkowców, stwarzając stałe zagrożenie dla pozostałych. Dotyczy to zwłaszcza osób po 60-tce, bo – jak jasno wynika ze statystyk – ryzyko ciężkiego przebiegu choroby oraz zgonu rośnie wykładniczo wraz z wiekiem. Tymczasem mimo trwającej od czterech miesięcy akcji - skierowanej w pierwszym rzędzie właśnie do starszych – połowa z nich nie przyjęła nawet pierwszej dawki.

Producenci szczepionek informują, że ich preparaty zapewniają zaszczepionemu ochronę na ok. 6 miesięcy po przyjęciu drugiej dawki. Oznacza to, że masowe iniekcje będą musiały być regularnie powtarzane. Ale nabiorą większego sensu jedynie wówczas, jeśli zaszczepi się zdecydowana większość obywateli, zwłaszcza w grupach największego ryzyka (czyli m.in. wszyscy 65+), a nie tylko deklarująca taką chęć połowa. To tym istotniejsze, że – jak informuje „Guardian” – wedle brytyjskich naukowców (Public Health England) już pojedyncza dawka szczepionki nie tylko chroni daną osobę przed ciężkim przebiegiem choroby, ale o połowę ogranicza transmisję wirusa w społeczeństwie.

W kwietniu Polska awansowała na tragiczne 13. miejsce w świecie w zestawieniu ogólnej liczby zgonów na covid (choć pod względem liczby ludności jesteśmy 39. krajem świata), wyprzedzając większe państwa, jak Argentyna, RPA czy Turcja. Od tygodni nasz kraj utrzymuje się na szczycie zestawień nowych zgonów (w ostatnią środę kwietnia – 636 przypadków, czyli tylko dwa razy mniej niż w liczących 1,4 mld ludzi Indiach; w 130-milionowym Meksyku odnotowano 434, a w 145-milionowej Rosji – 387) i jeśli – wraz z opadającą falą zachorowań – nie dojdzie tutaj do radykalnej poprawy, w ciągu 10 dni trafimy do pierwszej dziesiątki na świecie, wyprzedzając Iran, Kolumbię i Hiszpanię (gdzie nowych zgonów nie ma wcale).

[polecane]21556547[/polecane]

Te tragiczne statystyki – najgorsze od II wojny światowej - nie zmieniają nastawienia szczepionkowych sceptyków. Żadnego wpływu na ich postawę nie ma też fakt, że zaszczepiło się już ponad 10 mln Polaków i negatywne skutki uboczne tych iniekcji, o których tyle mówią sceptycy, wystąpiły ekstremalnie rzadko, a tragicznych - typu śmierć pacjenta tuż po iniekcji - nie ma właściwie wcale (zdarzyły się pojedyncze przypadki tzw. wieloczynnikowe, związane z zaawansowanym wiekiem i chorobami współistniejącymi).

Większość przeciwników szczepień stwierdza wprost, że nie boi się zakażenia (co piaty uważa wręcz, że nie ma żadnej epidemii). Najwyższy poziom obaw przed zachorowaniem na covid widać w grupie wiekowej od 45 do 54 lat (ok. 60 proc. boi się zakażenia) oraz 55+ (dwie trzecie się boi). Natomiast aż trzy czwarte młodych (18-24 lat) – mimo krzyczących statystyk – „nie odczuwa zagrożenia koronawirusem”.

To ostatnie ma o tyle racjonalne wytłumaczenie, że – jakkolwiek media nagłaśniają przypadki ciężkich zachorowań młodych ludzi i dzieci - proste wyliczenia statystyczne po kilkunastu miesiącach pandemii pokazują, iż fatalne konsekwencje zetknięcia z koronawirusem (w postaci ciężkiej choroby lub zgonu) grożą przede wszystkim osobom starszym. Analizy statystyk hospitalizacji i zgonów w USA oraz podobne opracowania europejskie, publikowane w renomowanych czasopismach (ostatnio w "European Journal of Epidemiology") dowodzą, że ryzyko zgonu na covid w przypadku 10-letnich dzieci wynosi 0,002 proc., a u 25-latków 0,01 proc., ale już u 55-latków jest DWIEŚCIE razy wyższe niż u dzieci (0,4 proc.). Potem wykładniczy wzrost staje się bardzo niepokojący: na tysiąc 65-latków umiera 14, na tysiąc 75-latków – 46, zaś na tysiąc 85-latków – 150. W tym ostatnim przypadku ryzyko zgonu wynosi więc aż 15 proc. i jest 7500 RAZY wyższe niż u dzieci oraz 2 TYSIĄCE RAZY wyższe niż u nastolatków.

Niemieccy bracia - prof. Claudius Gros z Instytutu Fizyki Teoretycznej Uniwersytetu Goethego we Frankfurcie i dr Daniel Gros z Centrum Europejskich Studiów Politycznych w Brukseli – oszacowali na tej podstawie, kogo w pierwszej kolejności należy szczepić i w jakim tempie, by zapanować nad rozwojem pandemii, a przede wszystkim nie ryzykować zdrowia i życia obywateli, a przy tym – nie przeciążać do granic możliwości (lub poza nie) służby zdrowia, co w kwietniu zdarzyło się w Polsce, a wcześniej w rozwiniętych krajach UE, jak Włochy, Hiszpania i Francja oraz w niektórych stanach USA.

Podstawowy wniosek jest oczywisty: w pierwszej fazie trzeba możliwie szybko zaszczepić wszystkich obywateli w wieku powyżej 60 lat oraz młodszych dotkniętych schorzeniami zwiększającymi prawdopodobieństwo ciężkiego przebiegu covidu. Wprawdzie nie uchroni nas to przed wzrostem liczby zachorowań, ale pozwoli ograniczyć odsetek trudnych hospitalizacji i rozmiary tragedii. Wedle wyliczeń braci Gros, zrealizowanie takiej strategii pozwoliłoby zmniejszyć liczbę zgonów o… 95 proc.

Czyli gdyby skupić się wyłącznie na owych wrażliwych grupach wiekowych oraz personelu medycznym, a nie szczepić w pierwszej fazie 30-letnich nauczycieli czy policjantów, ocalilibyśmy od stycznia w samej tylko Polsce nawet 30 tysięcy istnień ludzkich. Mamy w kraju 9 mln osób powyżej 60 lat, a wykonaliśmy dotąd ponad 10 mln szczepień, mogliśmy więc dotąd wyszczepić wszystkich seniorów. A wtedy – wedle wyliczeń naukowców - zamiast 500 czy 600 śmierci dziennie mielibyśmy dziś góra 20 lub 30...

Równocześnie – już dawno można by poluzować lockdown, otwierając branże nie zarabiające de facto od kilkunastu miesięcy. Tymczasem, jako się rzekło, po czterech miesiącach realizacji Narodowego Programu Szczepień w Polsce pierwszą dawkę szczepionki przyjęła zaledwie połowa naszych seniorów; ba – nie zaszczepiło się wciąż 45 procent 70-latków! Część nie uczyniło tego z przyczyn logistycznych (bo początkowo brakowało szczepionek, bo nie dobili się do rejestracji, bo nie wiedzą, jak się zapisać), część – bo zaniepokoił ich rozmiar antyszczepionkowej dezinformacji, przez co poczuli się nieufni i niepewni (czy szczepionki są dobrze przetestowane, nieszkodliwe). Ale około 20-procentowa grupa starszych Polaków po prostu nie chce i nie zamierza się zaszczepić – bo wierzy w spiskowe mity i kłamstwa.

Ochojska i Banach: szczepienia obowiązkowe!

W tej sytuacji coraz więcej lekarzy, ale też polityków i działaczy społecznych sugeruje, że szczepienia przeciwko covid powinny zostać wpisane na listę szczepień obowiązkowych, obok tych przeciwko gruźlicy, błonicy, krztuścowi, polio, odrze itd. Opinię taką wyraziła ostatnio m.in. powszechnie szanowana Janina Ochojska, szefowa Polskiej Akcji Humanitarnej. Kilka dni później to samo powiedział prof. Maciej Banach z Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki.

- Jeżeli wiemy, że szczepienia na COVID-19 mogą być sezonowe, a ludzie nie będą chcieli się szczepić, to albo będziemy w ciągłej pandemii, albo wprowadzimy obowiązkowe szczepienia – stwierdził w rozmowie z PAP. Dodał, że „nie mamy już wyjścia”, bo „każdy może sobie wymyślić nieprawdziwą historyjkę o COVID-19, szczepieniach, która jest nie tylko kłamstwem i oszustwem, ale ma straszne konsekwencje dla zdrowia, bo powielana po tysiąckroć w mediach społecznościowych miesza milionom ludzi w głowach”.

W Zjednoczonej Prawicy oficjalnie nikt nie wystąpił z postulatem obowiązkowych szczepień na covid. Wiadomo, że zdecydowanie na „nie” jest tutaj wicepremier Jarosław Gowin, który równocześnie namawia koalicjantów do wprowadzenia certyfikatów zdrowotnych uprawniających zaszczepionych do wstępu np. do hoteli i restauracji oraz korzystania z usług - w praktyce mielibyśmy tu więc do czynienia tzw. miękkim przymusem, bo niezaszczepieni nie mieliby wstępu do wielu (większości) obiektów i usług.

Kilku wpływowych polityków PiS z Małopolski w nieoficjalnych rozmowach powiedziało nam dokładnie to, co prof. Banach: że „państwo może nie mieć wyjścia”. - Dzięki obowiązkowym szczepieniom możemy się uporać z epidemią i jej skutkami w krótkim czasie (kilku miesięcy), a bez szczepień wszyscy – i zaszczepieni, i sceptycy – będziemy się z covidem „bawić” przez lata. O ile zabawą można nazwać niepotrzebne zgony kilkuset rodaków dziennie… - mówi nam polityk PiS związany z branżą turystyczną.

Za obowiązkiem szczepień na covid zdążyli się już wcześniej opowiedzieć politycy opozycji, zwłaszcza Lewicy, m.in. Adrian Zandberg z Razem: - Jestem zwolennikiem tego, żebyśmy zadbali o powszechne szczepienie. Jeżeli do tego potrzebne będzie wprowadzenie obowiązkowości szczepień - to tak, to jest narzędzie, które należy wtedy wykorzystać – powiedział „Rzeczpospolitej”.

Ożywione dyskusje na ten temat trwają także w innych krajach. W Izraelu, który w rekordowym tempie zaszczepił przytłaczającą większość obywateli i odniósł dzięki temu wielki sukces zdrowotny i gospodarczy (zaledwie 63 nowe zakażenia i ani jednego zgonu ostatniej doby; wszystkie branże działają już właściwie normalnie), opór antyszczepionkowców, stanowiących kilkanaście procent populacji, zmiękczono poprzez otwarcie sklepów i usług tylko dla zaszczepionych i ozdrowieńców.

Podobne działania otwarcie zapowiadają firmy w Wielkiej Brytanii, której rząd nie zamierza wprawdzie wprowadzać ani obowiązku szczepień, ani tzw. certyfikatów zdrowotnych, ale zostawia w tym zakresie wolną rękę przedsiębiorcom. „Financial Times” już w lutym informował, że „brytyjskie przedsiębiorstwa konsultują z prawnikami możliwość wprowadzenia zasady w umowach z pracownikami: nie ma szczepionki, nie ma pracy; ma ona dotyczyć zarówno nowych, jak i już zatrudnionych osób”.

Również linie lotnicze coraz częściej stawiają warunek: jeśli chcesz lecieć, musisz się zaszczepić przeciwko koronawirusowi. - Musimy przywyknąć do myśli, że wymóg zaszczepienia zostanie z nami jako standard w lotnictwie pasażerskim i to nie tylko w przełomowym - miejmy nadzieję - 2021 roku, ale i w latach kolejnych. Być może warunek ten zostanie z nami na zawsze, podobnie jak stało się to z zakazem palenia na pokładzie samolotu czy nakazem zapinania pasów przy starcie i lądowaniu – komentuje dr Artur Bartoszewicz, ekspert ds. rynku lotniczego ze Szkoły Głównej Handlowej.

Jego zdaniem, mimo zastrzeżeń i kontrowersji, trzeba się liczyć z tym, że rozwiązanie to zostanie wprowadzone wkrótce przez wszystkie linie lotnicze na wszystkich trasach i kierunkach. – Przewoźnicy nie mają wyjścia. Wprawdzie szczepionka nie daje stuprocentowej odporności na zakażenie, ale wraz z innymi środkami ochronnymi, jak maseczki, dezynfekcja i mycie rąk, może się stać skutecznym panaceum na podstawowe pandemiczne problemy, jakie sparaliżowały ruch lotniczy – przekonuje dr Bartoszewicz.

Tragiczne skutki ciemnoty

Dzisiaj obowiązkowe w Polsce są szczepienia przeciwko: gruźlicy, zakażeniom pneumokokowym, błonicy, krztuścowi, polio (poliomyelitis), odrze, śwince, różyczce, tężcowi, wirusowemu zapaleniu wątroby typu B, Haemophilus influenzae typu B. Osoby z grup podwyższonego ryzyka są szczepione również przeciwko: ospie wietrznej, błonicy, tężcowi i wściekliźnie.

Epidemiolodzy tłumaczą, że jeżeli szczepi się duża liczba osób z danej populacji (powyżej 95 proc.), można zahamować rozprzestrzenianie się drobnoustrojów. Zapewnia to ochronę nie tylko zaszczepionym, ale też osobom, które z przyczyn zdrowotnych (np. przez nowotwory) nie zostały zaszczepione.

Podczas ostatniego Kongresu Top Medical Trends obowiązkowe szczepienia były jednym z głównych tematów. Dr Dagmara Pokorna-Kałwak z Katedry Medycyny Rodzinnej UM we Wrocławiu z satysfakcją stwierdziła, że po wielu latach zabiegów pediatrów w Programie Szczepień Ochronnych znalazł się ostatnio preparat przeciwko rotawirusom; rotawirusowe infekcje przewodu pokarmowego są dziś główną przyczyną hospitalizacji pacjentów do 5. roku życia. Lekarze zabiegają wciąż o wprowadzenie do programu kolejnych szczepień, zwłaszcza przeciw meningokokom typu B. Ciężka infekcja zagraża tutaj życiu małego pacjenta, jak ostatnio w Oświęcimiu: malec umarł w ciągu dwóch dni od zakażenia.

- Informacja o tym, umieszczona w mediach społecznościowych, tak przeraziła innych rodziców, że wszyscy nagle zaczęli się zgłaszać z dziećmi na szczepienia, także te „zaległe”, przeciwko odrze, śwince i różyczce – opowiada nam miejscowy pediatra.

Problem w tym, że z powodu lawinowego zwiększania się liczby antyszczepionkowców, którzy – z powodu wiary w wielokrotnie już zdemaskowane kłamstwa szarlatanów - nie szczepią swoich dzieci, do krajów cywilizowanego świata wróciły choroby, z którymi – jak się wydawało – już się uporaliśmy. W USA i części krajów Europy doszło w ostatniej dekadzie do skokowego wzrostu zachorowań i zgonów m.in. na odrę, o wiele zaraźliwszą niż covid (zakaża się 100 proc. niezaszczepionych osób, które zetkną się z nosicielem).

W 2010 r. w całej Polsce odnotowano 13 przypadków odry, a w 2019 – ponad…. 1500. Jak wynika z raportu Ministerstwa Zdrowia, „wzrostowi temu można by zapobiec, gdyby udało się utrzymać ponad 95-procentowy odsetek osób zaszczepionych. Niestety, stan zaszczepienia systematycznie spada od blisko 10 lat, na co duży wpływ ma dezinformacja w mediach społecznościowych”.

Spadek odsetka dzieci zaszczepionych jest wręcz szokujący: postępuje mimo głośnych ostrzeżeń lekarzy, że NIE MA skutecznego leczenia odry i jedynym sposobem ochrony przed tą chorobą jest podanie dwóch dawek szczepionki MMR. Przed jej upowszechnieniem, co roku chorowało na odrę 130 mln osób na świecie. Jeszcze pod koniec XX wieku rejestrowano ponad 40 mln zachorowań i milion zgonów rocznie. Dzięki masowym szczepieniom udało się te liczby zbić dziesięciokrotnie, a w Ameryce i Europie niemal do zera. Ale od 2010 r. rozpoczął się wyraźny wzrost. Oto tragiczny skutek ekspansji ciemnoty.

Profesor Banach mówi wprost, że potrzebne są tutaj surowe i bezwzględnie wymierzane kary, bo ta ciemnota szkodzi nie tylko sobie, ale i innym. Jak kierowca, jeżdżący w Polsce lewym pasem i ignorujący czerwone światła.

50 tys. zł grzywny za brak szczepienia

„A co, gdyby szczepienie przeciwko COVID-19 było obowiązkowe?” – zastanawia się w „Kurierze Medycznym” dr hab. Justyna Zajdel-Całkowska z Wydziału Prawa i Administracji Uczelni Łazarskiego w Warszawie. I odpowiada, że wtedy poddanie się szczepieniu stanowiłoby obowiązek wszystkich osób, które przebywają na terytorium Polski przez okres dłuższy niż trzy miesiące.

Polskie przepisy nie przewidują co do zasady możliwości zastosowania przymusu w celu wykonania szczepienia, ale osobie, która nie poddaje się szczepieniu obowiązkowemu lub sprzeciwia się zaszczepieniu osoby pozostającej pod jej opieką, grozi m.in. grzywna w jednorazowej wysokości do 10 tys. zł, a łącznie (jeśli jedna nie pomoże) – do 50 tys. zł.

- Mimo możliwości zastosowania kar finansowych i innych konsekwencji, szczepienie obowiązkowe nie jest co do zasady czynnością przymusową. Jedynym szczepieniem przymusowym w Polsce było szczepienie przeciwko ospie prawdziwej w czasie trwania epidemii w 1963 r. – przypomina prawniczka.

Czy polskie prawo przewiduje jednak zastosowanie przymusu w celu wykonania szczepienia? Tak. Zgodnie z art. 36 Ustawy o chorobach zakaźnych, „wobec osoby, która nie poddaje się obowiązkowi szczepienia (…), a u której podejrzewa się lub rozpoznano chorobę szczególnie niebezpieczną i wysoce zakaźną, stanowiącą bezpośrednie zagrożenie dla zdrowia lub życia innych osób, może być zastosowany środek przymusu bezpośredniego polegający na przytrzymywaniu, unieruchomieniu lub przymusowym podaniu leków”.

W praktyce przymus szczepień może dotyczyć chorób takich, jak cholera, dżuma, ospa prawdziwa czy wirusowe gorączki krwotoczne (ebola). Czy do tej kategorii można by zaliczyć covid? Eksperci są raczej sceptyczni, choć koronawirus mutuje i jego kolejne odmiany są coraz zaraźliwsze i groźne, także dla młodszych. O zastosowaniu przymusu może zadecydować wyłącznie lekarz, który może zwrócić się o pomoc w realizacji przymusu do policji, straży granicznej lub żandarmerii wojskowej.

Zbigniew Bartuś

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.