Proces rozpoczęła najpierw jedna sędzia. Nagle postanowiła wyłączyć się z tej sprawy. Sąd wyznaczył kolejną osobę. Ta powołała biegłego i sprawa utkwiła na dobre. A termin przedawnienia biegnie...
Miał 84 lata. Do suwalskiego szpitala trafił z silnym bólem ręki. Lekarze podejrzewali złamanie, więc zlecili prześwietlenie. To jednak niczego nie wykazało. Pacjentowi pobrano próbki do kolejnych badań. Zanim nadeszły ich wyniki, Mirosław Gałkowski został przeniesiony do hospicjum.
- Niestety, ale ludzie dożywają tu jedynie swoich dni - komentuje syn.
Dzięki znajomości jednego z sejneńskich ordynatorów udało się przewieźć pacjenta do tamtejszego szpitala. Jednak, zdaniem rodziny, nie był tu właściwie leczony. - Zupełnie nie zwracano uwagi na rękę, gdzie, jak się okazało, rozwijał się groźny szczep gronkowca - mówi Jadwiga Gałkowska, żona Mirosława, także emerytowany lekarz.
Pacjent zmarł w sejneń-skim szpitalu dwa tygodnie po tym, jak poczuł silny ból. Sekcji zwłok nie przeprowadzono. Z lekarskiego opisu wynika, że do śmierci doprowadziło kilka czynników, w tym podeszły wiek oraz zły stan ogólny.
- Gdyby dobrze go leczyli, żyłby do dziś - twierdzi rodzina.
Gałkowscy zgłosili sprawę prokuraturze. Śledztwo ciągnęło się bardzo długo, głównie z tego powodu, że trzeba było czekać na ekspertyzę biegłych. Ci uznali jednak, że personel medyczny nie popełnił w tym przypadku żadnego błędu. Postępowanie zostało więc umorzone.
Rodzina się jednak nie poddawała i w ubiegłym roku skierowała do sądu prywatny akt oskarżenia. Wątpliwości przerodziły się niemal w pewność, gdy od specjalisty ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego otrzymali opinię dotyczącą leczenia ich męża i ojca. Na podstawie analizy dokumentacji specjalista stwierdził, że mężczyzna zmarł na sepsę. W jego organizmie pojawił się nie tylko gronkowiec, ale i bakterie E.coli. Prywatny akt oskarżenia dotyczy ośmiu lekarzy z Suwałk i Sejn.
Sprawa miała toczyć się najpierw przed sądem w Suwałkach. Jednak ze względu na znajomości z lekarzami wszyscy sędziowie z miejscowej „rejonówki” złożyli wnioski o wyłączenie. Proces przeniesiono więc do Olecka. Tam sprawą zaczęła jedna z sędzi, ale i ona postanowiła się wyłączyć. Teraz śmiercią M. Gałkowskiego zajmuje się kolejna osoba.
Sędzia postanowił powołać biegłego. Ma on odpowiedzieć na pytanie, czy ewentualna ekshumacja przyniosłaby jednoznaczną odpowiedź na pytanie o przyczynę śmierci, a szczególnie o to, czy wywołała ją sepsa gronkowcowa. Na tę opinię trzeba będzie poczekać wiele miesięcy.
Gałkowscy obawiają się, że prawomocny wyrok w sprawie ich męża i ojca szybko nie zapadnie. A sprawa przedawni się w 2022 roku.