Włodzimierz Jarmolik

Rozfikany pociąg do Gdyni i z powrotem

Rozfikany pociąg do Gdyni i z powrotem Fot. sxc.hu Rozfikany pociąg do Gdyni i z powrotem
Włodzimierz Jarmolik

Kolejowa wycieczka turystyczna z dancingiem i brydżem. To było to!

W międzywojniu białostoczanie chętnie latem wyjeżdżali ze swojego miasta. Nieliczni udawali się do kurortów zagranicznych, inni odwiedzali uzdrowiska krajowe, zaś jeszcze innych zadowalały pobliskie letniska. Popularne były także kilkudniowe wycieczki turystyczne do Warszawy, Wilna, Poznania, Krakowa czy Częstochowy na Jasną Górę. Na początku lat 30. modna stała się również Gdynia, gdzie powstał port - ówczesne polskie okno na świat. Takie wyprawy organizował zwykle miejscowy oddział Orbisu (Sienkiewicza 28) z dużym udziałem dyrekcji PKP. Pojawiły się tzw. pociągi dancing-bridge, które zapewniały wycieczkowiczom nie tylko doznanie turystyczno-krajoznawcze, ale też towarzysko-rozrywkowe.

Latem 1933 r. została zorganizowana pierwsza taka impreza. Specjalny pociąg miał 3 czerwca wyruszyć przez Warszawę nad morze, do Gdyni. Przez kilkanaście dni prasa reklamowała jego odjazd. Turystów zachęcano wagonami nowego typu, numerowanymi miejscami i licznymi stolikami do brydża. Był osobny wagon na dancing i orkiestrę. Kuszono wagon-barem i bufetem z umiarkowanymi cenami. Koszt przejazdu II klasą wynosił 31 zł, a III - 20,50. Zapowiedziano program zwiedzania Gdyni. Wyglądał okazale. Było w nim m.in. oglądanie urządzeń portowych, wycieczka statkiem na Hel, deptanie tamtejszych wydm i wstęp na latarnię morską, no i oczywiście krótkie plażowanie.

Pomysł pociągu z dancingiem i brydżem chwycił. Zgłosiło się blisko 400 chętnych. W ostatniej chwili dyrekcja PKP musiała doczepić jeszcze dwa wagony. Od chwili wyjazdu pociąg cały kipiał wrzawą i śmiechem. Orkiestra chwyciła za instrumenty, rozpoczęły się całonocne taneczne fikania, ruszył bufet. Kto nie bawił się i nie grał w karty, mógł oddawać się towarzyskim rozmowom i odpoczywać. Wycieczkowicze z Gdyni powrócili 6 czerwca. Zmęczeni, ale niezwykle zadowoleni. O to przecież chodziło organizatorom.

Rok później Orbis wraz z PKP znowu złożyli ofertę wyprawy nad morze. Liczono, że i tym razem frekwencja nie zawiedzie. Reklama imprezy ruszyła w połowie maja. Zgłoszenia przyjmował nie tylko Orbis, ale i kasa biletowa na białostockim dworcu. Można było zwracać się również do zawiadowców na różnych podlaskich stacjach, od Białowieży i Grajewa po Augustów i Suwałki. Zainteresowanie wycieczką było ogromne. Zwłaszcza, że mimo pogłębiającego się kryzysu wcale nie zmieniły się ceny. Przybyły za to nowe atrakcje. Do pociągu miał być włączony wagon restauracyjny Towarzystwa Wagon Lits Cokk, a w nim potrawy w popularnych cenach - 20 gr. Kieliszek wódki miał kosztować 30 gr, zaś kanapka - 15. W programie znalazł się wypad statkiem Gdańsk na pełne morze, objazd kutrem Czajka okolic portu gdyńskiego oraz wizyta w Sopotach i w samym Gdańsku.

Zgłoszenia na przejażdżkę rozrywkowym pociągiem napływały masowo. Odezwali się gremialnie uczestnicy poprzedniej wycieczki, wspominający mile pobyt nad morzem. Pojawili się nowi chętni, nawet z takich miejscowości, jak Czyżew czy Knyszyn. Widać było, że krótkiego wytchnienia od zmartwień dnia codziennego szuka zwłaszcza inteligencja. Pociąg ruszył 15 czerwca. Eskapadą kierował, tak jak poprzednio Eugeniusz Reinhardt, kierownik ruchu na białostockim dworcu. Tym razem jednak wycieczka była mniej rozfikana. W czasie jej trwania nadeszła wiadomość o śmiertelnym zamachu w Warszawie na ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego. Trzeba było zachować powagę. Mimo to wrażeń podróżnym nie zabrakło. Zobaczyli morze i okazały polski port.

Włodzimierz Jarmolik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.