Roman Laudański

Rusz się człowieku! - krzyczy serce, kiedy dopada cię zawał

Rusz się człowieku! - krzyczy serce, kiedy dopada cię zawał Fot. Pixabay.com
Roman Laudański

Żyjemy tak, jakbyśmy byli nieśmiertelni, wiecznie młodzi. Nagle przychodzi zawał i człowiek czuje się tak, jak gdyby życie pokazało mu jeszcze nie czerwoną, a tylko żółtą kartkę.

Ojciec Andrzeja Talaśki zmarł na drugi zawał w wieku 53 lat. On sam prowadził aktywne życie zawodowe. 20 lat w bydgoskiej Telfie. Później własna działalność, następnie stacja paliw. Palił dziennie czterdzieści papierosów, a gdy grał w brydża, to i sześćdziesiąt. Kiedy odezwała się tarczyca, poszedł do endokrynologa.

- Stanąłem w drzwiach gabinetu, pani doktor popatrzyła na mnie i powiedziała: Pali pan jak parowóz, a do tego ta otyłość brzuszna - wspomina. Lekarka dodała, że jak tak dalej pójdzie, to pewnego dnia zostanie po nim tylko dokumentacja medyczna.

Wtedy się tym nie przejął...

Zawał dopadł Mieczysława Bagrowskiego, kiedy skończył czterdziestkę. Miał stresującą pracę, ale zawsze był aktywny: jeździł na rowerze, grał w piłkę nożną, latał szybowcem.

Pewnego dnia, kiedy wracał z pracy do domu, poczuł się bardzo słabo. Karetka. Szpital. Wspomina, że w 1997 roku koronarografia (wprowadzanie do tętnic „sprężynek” rozpychających zatkane naczynie - przyp. red.) nie należała jeszcze do standardowego leczenia. Pacjent trafiał na intensywną terapię. Żona usłyszała od lekarzy, że jeśli mąż do jutra przeżyje, to może będzie żył. Przeżył. Po dwóch miesiącach miał koronarografię.

Rok później ćwiczył już gimnastykę w Fundacji Corda Cordis, inni koledzy zawałowcy trafili do niej wcześniej. - Dzięki nim wiedziałem, że po zawale można żyć i wcale nie trzeba za mocno się oszczędzać. Ruch jest wskazany. Wręcz niezbędny, żeby normalnie żyć z sercem po przejściach.

Rozmawiamy przed salą gimnastyczną, w której odbywają się ćwiczenia gimnastyczne dla zawałowców z bydgoskiej Fundacji Corda Cordis. Z szatni wychodzą sześćdziesięcio- i siedemdziesięciolatkowie (więcej mężczyzn niż kobiet) z matami do ćwiczeń pod pachą. Rozmawiają, żartują. Prawie każdy po jednym zawale; ale pan Witek dochodzi do siebie po drugim.

Pierwszy zawał dopadł Witolda Muszyńskiego w 1985 roku. Niedzielne popołudnie, odpoczywał na kanapie z papierosem (palił dwie paczki dziennie). - I od tej pory papierosów już nie palę - opowiada. Leczenie pozawałowe. Rehabilitacja w Fundacji Corda Cordis. Sześć lat później zrobili mu bajpasy (bajpasy to rodzaj pomostu omijającego zapchaną tętnicę - przyp. red.) w Aninie. Od 1991 roku ćwiczył w fundacji, został zakwalifikowany do grupy z większym wysiłkiem, grał w siatkówkę, aż w październiku dopadł go drugi zawał. - Teraz wysiłek muszę ograniczyć do ćwiczeń, chociaż już nie tak intensywnych - opowiada. - Staram się żyć normalnie. Gdyby nie ratownicy medyczni, to już by mnie nie było.

Drugi zawał był podobny do pierwszego. W domu, rozpoznał objawy, wezwał pogotowie i na wszelki wypadek drzwi zostawił otwarte. Dopiero z karetki zadzwonił do żony, że jedzie do szpitala. - Wyciągnęli mnie z tego - opowiada spokojnie.

Pasja, siła i energia

Prowadząca zajęcia rehabilitantka Aleksandra Lewandowska-Hoffmann pamięta czasy sprzed powstania Fundacji Corda Cordis. Przy ulicy 11 Listopada w Bydgoszczy była przed laty przychodnia rehabilitacyjno-kardiologiczna. Pracowała z kardiologiem dr. Więcko, patronem fundacji.

-Doktor Więcko miał wiedzę, pasję, siłę i energię wspomina. Zapalał innych do swoich pomysłów i projektów. Na tamte czasy był pionierem ruchu, wysiłku fizycznego, siatkówki i rowerów. Dziś wysiłek fizyczny, uprawnianie sportów stało się modne i fajne.

Po kilku latach utworzyła się fundacja, przez którą przewinęło się bardzo wiele osób. Fundacja Corda Cordis powstała w 1991 roku. Podczas obozu rehabilitacyjnego w Chomiąży Szlacheckiej, organizowanego przez doktora Walerego Więcko.

- Po zawale ludzie są przestraszeni i zdezorientowani - mówi Mieczysław Bagrowski. - Kiedy po leczeniu szpitalnym trafiają do nas, dowiadują się, że mogą normalnie żyć. Mogą spacerować, jeździć rowerem, grać w siatkówkę. To pomaga oswoić się z nowym życiem po zawale. Kiedyś zawał związany był z dużą śmiertelnością. Teraz poprawiło się leczenie, koronarografia i wszczepiane stenty otwierają zatkane tętnice. Niektórym się wydaje, że zostali już naprawieni i o nic nie muszą się troszczyć. A ten problem w nich zostaje. Muszą zmienić dotychczasowe życie, żeby nie trafić ponownie do szpitala.

W Fundacji działają dwie grupy: pierwsza uprawia gimnastykę rehabilitacyjną, a druga oprócz gimnastyki - gra także w siatkówkę. Każdy uczestnik zajęć najpierw przynosi wyniki badań i lekarz na podstawie wydolności orzeka, czy ktoś może tylko ćwiczyć, czy też robić coś więcej. Na każdych zajęciach jest prowadzący je rehabilitant oraz dyżurujący lekarz, by każdy mógł się czuć bezpiecznie.

U Mirosławy Krężelewskiej problemy z sercem objawiły się dusznościami. Kardiolog, po badaniu, zaproponował, żeby zaczęła chodzić do fundacji na ćwiczenia. - Doktor pokiwał głową i powiedział: myślę, że pani miesiąc wytrzyma - uśmiecha się Mirosława Krężelewska. - Po dwóch spotkaniach wiedziałam, że coraz bardziej mi się to podoba. Przy następnej wizycie lekarskiej kardiolog zapytał: i co, już pani przestała ćwiczyć? Powiedziała: nie! Dzięki gimnastyce lepiej się czuje. Ćwiczy już trzy lata. Bierze udział w obozach rehabilitacyjnych w Przyjezierzu. Namówiła przyjaciół na udział w zajęciach.

- Żeby nie te duszności, to bym się nie pilnowała - mówi z przekonaniem spoglądając na ćwiczącą grupę. - Teraz za każdym razem doktor podkreśla: to ta pani, która chodzi na ćwiczenia do fundacji.

Więcej o życiu po zawale przeczytasz w dalszej części artykułu.

Pozostało jeszcze 57% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Roman Laudański

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.