Tajna drukarnia "Solidarności" wyszła z podziemia

Czytaj dalej
Fot. Szymon Spandowski
Szymon Spandowski

Tajna drukarnia "Solidarności" wyszła z podziemia

Szymon Spandowski

30 lat po upadku komunizmu jedna z najlepiej zakonspirowanych drukarni „Solidarności” opuściła specjalnie dla niej zbudowane sekretne pomieszczenia i w kontenerach trafiła do Grębocina.

O takich miejscach się czyta, albo oglą-da w TV, ale żeby na własne oczy?! Tajna drukarnia Regionalnej Komisji Wykonawczej NSZZ „Solidarność” w Toruniu była jednym z najlepiej zakonspirowanych tego typu obiektów w Polsce. Powstała w połowie lat 80. pod tarasem doktora Stanisława Osmańskiego na Leśnej Polanie. Sekretne pomieszczenia zaprojektował inż. Ryszard Konikiewicz, a inspiracją był podobny obiekt, jaki podczas II wojny światowej zorganizowała w Wilnie Armia Krajowa.

Wejście do drukarni znajdowało się w piwnicy domu państwa Osmańskich. Aby dostać się do środka, trzeba było zdemontować dwie półki z pełnymi zapraw słoikami. I co dalej? Dalej była tylko ściana. Tak samo twarda jak wszędzie wokół, w tajne drzwi był bowiem wmontowany specjalny mechanizm, jaki zabezpieczał je przed ugięciem. Cóż, trzeba było znaleźć zamek, który nie różnił się od otworu na śrubkę i otworzyć go specjalnym kluczem. Dopiero wtedy drzwi się otwierały.

Na betonowej poduszce

Za drzwiami znajdowały się dwa pomieszczenia. W jednym odbywał się druk i skład, w drugim były urządzenia do naświetlania klisz oraz umywalnia z ubikacją. Maszyna offsetowa stała na specjalnej betonowej poduszce, oddzielonej od reszty konstrukcji warstwą izolacyjną, która tłumiła drgania. Drukarnia miała doskonale zamaskowany system wentylacyjny. Wyloty kanałów znajdowały się w ogrodzie, w razie czego można go było wspomóc elektryczną dmuchawą, ta jednak robiła sporo hałasu i raczej nie była używana.

Podczas pracy wejście do drukarni drukarze zasłaniali od wewnątrz specjalnym styropianowym korkiem. W przypadku nagłego nalotu funkcjonariusze bezpieki mogli więc sobie opukiwać ściany do woli i nic by im to nie dało. Ale Służba Bezpieczeństwa nigdy tu nie trafiła.

- Tak zamaskowanej drukarni bezpieka nie mogła odkryć. No, chyba że ktoś z nas by zdradził - mówi Marek Wachnik, który ponad 30 lat temu spędził tu sporo czasu, drukując pisma drugiego obiegu. - W latach 80. tu było tak pusto, że każdy ubecki ogon byłby widoczny z daleka.

Pozostało jeszcze 64% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Szymon Spandowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.