Tatusiowie na porodówkach: wsparcie albo najczarniejsza zmora

Czytaj dalej
Fot. 123rf
Gabriela Bogaczyk

Tatusiowie na porodówkach: wsparcie albo najczarniejsza zmora

Gabriela Bogaczyk

Potrafią histeryzować, płakać, filmować wszystko dookoła. Niektórzy nawet mdleją na widok krwi. Ale na porodówkach są też ojcowie, którzy spisują się na medal: masują, pomagają wstać, wiedzą, kiedy podać szklankę wody. Od razu widać, którzy przyszli z własnej woli.

Ojcowie z emocji są wręcz nieprzytomni, ciężko z nimi nawiązać kontakt, dlatego czasem trudno od nich żądać, żeby jeszcze wykonali jakąś czynność na sali porodowej - mówi dr hab. n. med. Marek Gogacz, wojewódzki konsultant ds. ginekologii i położnictwa.

I podkreśla, że ojcowie na porodówkach to ciekawe zjawisko. Mężczyźni towarzyszą swoim kobietom w około 50 - 60 proc. porodów.

- Czasem nie wiemy, kim się najpierw zająć: rodzącą czy jej mężczyzną. Zdarzają się przypadki, że kobieta zaczyna rodzić i wtedy nagle mdleje nam tata, mimo że wygląda jak Pudzianowski. Wystarczy, że zobaczy trochę więcej krwi przy porodzie i nam odpływa - mówi lubelski konsultant.

W czasie porodu, jak nigdzie indziej, jak na dłoni widać, jakie relacje wiążą partnerów. Widać, że niektórzy zostali zmuszeni przez kobietę czy najbliższych do uczestnictwa w tym wydarzeniu.

- Czasem ci ojcowie patrzą w sufit, nie są do tego przekonani i woleliby być w tej chwili na pępkowym z kolegami. W zaledwie 10 - 20 proc. przypadków widać, że mężczyźni współpracują, masują, pomagają i wczuwają się w rolę na sali porodowej - dodaje dr hab. n. med. Marek Gogacz.

Położne skarżą się, że niektórzy ojcowie zamiast pomagać kobietom, kręcą filmiki i robią zdjęcia. - Zdarzają się bardzo uciążliwi tatusiowie, którzy nam prze-szkadzają w pracy. Nieraz dzieją się istne cuda wianki. Ojcowie nie mają pojęcia o porodzie, a jednocześnie chcieliby pomóc kobiecie. Dlatego dopytują: „a czy to długo jeszcze” lub „a jak to boli?” - mówi położna jednego z lubelskich szpitali powiatowych.

Specjaliści podkreślają, że niektórzy tatusiowie przy porodach radzą sobie po prostu świetnie. Wiedzą, jak masować, wesprzeć fizycznie, jak jej pomóc klęknąć czy usiąść. - A innym razem przyjdzie taki tatuś, założy rękę na rękę i tak stoi przez cały poród jak słup soli. Taka obecność nam nie pomoże, a jego żonie tym bardziej - dodaje położna.

Są momenty w czasie porodu, kiedy mężczyzna czuje, że robi mu się słabo i wychodzi z sali. - Zazwyczaj wracają, jak noworodek jest już na brzuchu mamy. Niektórzy są gotowi przeciąć pępowinę. Pojawiają się wtedy łzy, bladość, ręce się im trzęsą ze wzruszenia - dodaje położna.

Uważa, że bardziej świadomi i odważni są mężczyźni ze wsi. - Wydaje mi się, że spokojniej przyjmują to, co się dzieje i potrafią rzeczywiście tej kobiecie pomóc.

Jednak nie wszystkie rodzące życzą sobie obecności partnera na porodówce. Zazwyczaj wolą przeżyć poród same, bo się wstydzą. Zdarza się również, że kobiety wypraszają mężczyzn, gdy zbliża się sama akcja porodowa, a bóle stają się silniejsze i intensywniejsze.

- Niepokojące jest natomiast zjawisko wymuszania działań medycznych na personelu medycznym, zupełnie bezpodstawnie. Przyszli ojcowie nie mają doświadczenie medycznego, ale np. w trakcie porodu żądają, żeby podać krew albo jej nie podawać - opowiada dr n. med. Gogacz.

Czasem położne mają wrażenie, że mężczyzna na sali porodowej jest bardziej przestraszony niż kobieta rodząca. - Nie są w stanie patrzeć na ból kobiety, dlatego bardzo często żądają od razu znieczulenia, pomimo tego, że kobieta jeszcze go nie potrzebuje - mówi Joanna Pietrusewicz, prezes fundacji „Rodzić po ludzku”.

Eksperci podkreślają, że idea porodów rodzinnych jest bardzo dobra, ale czasem praktyka zupełnie rozmija się z ideą.

- Ważne, żeby przyszły tata nie przeszkadzał na tej porodówce, przynajmniej nie ingerował w procesy medyczne. Czasem ojcowie są dosyć agresywni w wymuszaniu różnych rzeczy. Rozumiem, że w momencie porodu szaleją emocje, ale nie można się zachowywać jak ekspert nie będąc nim - zaznacza wojewódzki konsultant ds. ginekologii i położnictwa.

Agnieszka Gąsior-Guziak, położna z Lublina, zauważa, że niektórzy mężczyźni chcą rzeczywiście uczestniczyć w porodzie, a niektórzy są do tego po prostu przymuszeni. - To musi być przegadana i przemyślana decyzja, świadomie wcześniej podjęta. Nikt nikogo nie powinien namawiać do tego - zaznacza położna.

Najlepiej gdyby para była razem po szkole rodzenia, po to, by na miejscu nie panikować i się nie denerwować. - W takich sytuacjach należy po prostu dawać im zadania. Dlatego, jak ojcowie są bardzo przejęci, to czasem np. każe im się liczyć skurcze. To pomaga im wtedy trochę oswoić się z sytuacją. Potem są już bardzo pomocni - mówi Gąsior-Guziak.

Lubelska położna wspomina, że poród rodzinny stał się popularny prawie dwie dekady lat temu. - Jednak taki prawdziwy boom trwa od dziesięciu lat. Przez chwilę była nawet taka niezdrowa moda, że partner, chce czy nie chce, ma rodzić z kobietą, albo ma towarzyszyć w porodzie, bo koledzy też tak robili i nie wypada nie pójść z żoną na porodówkę. Ale teraz już jest lepiej, nie ma takiej presji. Ojcowie towarzyszą, bo chcą i czują się na to gotowi - zaznacza Agnieszka Gąsior-Guziak.

Decyzja o porodzie rodzinnym nie powinna zapadać pod presją mody lub oczekiwań kobiety. - Bycie z kobietą w tak ważnym momencie powinno się odbywać naturalnie, powinno wynikać z potrzeby. Rolą osoby towarzyszącej jest wspieranie kobiety, pomoc w prozaicznych czynnościach, takich jak otarcie potu z czoła, pomoc w wejściu pod prysznic czy podanie szklanki z wodą - wyjaśnia Joanna Pietrusewicz.

- Nastawienie psychiczne jest najważniejsze, przede wszystkim zredukowanie stresu i obaw. Emocje potrafią nas sparaliżować i uniemożliwić wykonanie najprostszych czynności. Przykładem może być historia, jak mężczyzna na porodówce po tym, gdy otrzymał parę ochraniaczy na buty od położnej, w szoku okołoporodowym jeden z nich założył sobie na głowę, a z drugim stał w ręku i zastanawiał się co z nim zrobić - opowiada Irena Boguszewska, położna z Bezpłatnej Szkoły Rodzenia Twoja Położna w Lublinie.

Na czas porodu mężczyzna musi zawiesić swoje ambicje, stać się kimś, kto służy kobiecie pomocą

Jakie cechy powinien mieć idelany towarzysz w rodzeniu? Ważne, aby mężczyzna miał dobre relacje ze swoją partnerką, był empatyczny, reagował na gesty kobiety, która podnosząc rękę oznajmia, że trzeba jej podać wodę albo pokazuje chcę wstać z łóżka i trzeba jej pomóc.

- Na czas porodu, na tych kilka godzin, mężczyzna musi zawiesić swoje ambicje, musi zamienić się w kogoś w rodzaju kelnera, który służy kobiecie pomocą, przypomina o oddychaniu, dzielnie znosi mniej przyjemne słowa, będące wynikiem trudu porodowego, jest łącznikiem między rodzącą a personelem medycznym, ale nie ingeruje w jego pracę - wyjaśnia Boguszewska.

I podkreśla, że mężczyznom uczestnictwo w porodzie daje możliwość przeżycia czegoś wyjątkowego. - Skok adrenaliny i endorfin jest jedyny w swoim rodzaju. Symboliczne przecięcie pępowiny przez tatę nadaje szczególnego znaczenia, jakby to on zakończył poród i rozpoczął nowy etap w życiu swoim, kobiety i dziecka - mówi Irena Boguszewska.

Podobne zdanie ma fundacja „Rodzić po ludzku”. - Poród rodzinny to może być bardzo ważne wydarzenie w życiu bliskich, wspólne bycie przy porodzie, pierwsze chwile z maleńkim dzieckiem, uczucie, gdy kładzie się je na piersi, to wszystko wpływa na to, że młodzi tatusiowie od samego początku stają się zaangażowani w opiekę nad dzieckiem - uważa Joanna Pietrusewicz, prezes fundacji.

Gabriela Bogaczyk

Zajmuje się ochroną zdrowia i sprawami społecznymi.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.