Wnukom do naśladowania, czyli sportowe wybryki dziadka

Czytaj dalej
Fot. Archiwum prywatne
Tomasz Kubaszewski

Wnukom do naśladowania, czyli sportowe wybryki dziadka

Tomasz Kubaszewski

Lekkoatletyczne zdolności suwalczanin Jerzy Broc odkrył w sobie, gdy był już na emeryturze. Dziś jest jednym z najlepszych polskich biegaczy w kategorii 70 plus. Choć wkrótce skończy 75 lat, ze sportem rozstać się nie zamierza.

Niedawno wziął udział w w mistrzostwach Polski weteranów w trójboju sprinterskim. Uczynił to po raz pierwszy w życiu. Wcześniej startował na znacznie dłuższych dystansach. Tymczasem 60, 100 i 200 metrów przebiegł tak szybko, że został wicemistrzem kraju! Wielokrotnie stawał już na podium, ale w innych konkurencjach


- Udało mi się pokonać między innymi byłego mistrza Polski juniorów - cieszy się. - No przecież 5o lat temu nigdy w życiu bym z nim nie wygrał.

Jerzy Broc wkrótce zostanie pradziadkiem. Już ponad dwa lata temu nagrał i zamieścił na portalu Youtube specjalny filmik, adresowany zapewne nie tylko do swoich wnuków. Pokazał tam, jak biega na różnych dystansach, skacze w dal, rzuca dyskiem oraz rywalizuje w wyścigu rowerowym. Filmik zatytułował: „Wnukom ku pamięci i do naśladowania - sportowe wybryki dziadka”.

Działacz, radny, redaktor

Nie jest rodowitym suwalczaninem. Pochodzi z okolic Gdańska. W tym mieście skończył najpierw Studium Wychowania Fizycznego, a potem matematykę na tamtejszym uniwersytecie.

- Za młodu uprawiałem zarówno lekkoatletykę, jak i kolarstwo - opowiada. - Potem jednak były rodzina oraz praca. Na większą aktywność fizyczną, poza jazdą na rowerze, nie starczało już czasu.

Wnukom do naśladowania, czyli sportowe wybryki dziadka

W 1971 przyjechał do Suwałk. Został zatrudniony jako nauczyciel matematyki w miejscowym Zespole Szkół Ekonomicznych. Przepracował tu ponad 30 lat. Na emeryturę przeszedł w 2002 r.

Ale w mieście dał się poznać nie tylko jako bardzo dobry matematyk. W 1980 r. zaangażował się w ruch Solidarności. Znalazł się w ścisłym kierownictwie jej suwalskich władz. Był m.in. ich rzecznikiem prasowym oraz redaktorem naczelnym solidarnościowego pisma „Kresy”. Po wprowadzeniu stanu wojennego komunistyczne władze go internowały, ale na krótko. Potem angażował się w pomoc innym internowanym.

Kiedy w Polsce zaczęła się demokracja, czyli po 1989 r., wrócił do działalności związkowej. Był też przewodniczącym komisji rewizyjnej Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”.

W 1994 został suwalskim radnym. Funkcję tę pełnił przez dwie kadencje, czyli osiem lat. Należał w tym czasie do grona najważniejszym osób w mieście. Kierował również wydawanym przez miejscowy ratusz „Tygodnikiem Suwalskim”. Jego redaktorem naczelnym był przez osiem lat. Po 2003 r. z publicznego życia miasta już zniknął.

Trening przed sklepami

- Miałem więcej czasu, więc wróciłem do jednej ze swoich pasji z dawnych lat, czyli kolarstwa - opowiada Jerzy Broc.

Szło mu znakomicie. W wyścigach zajmował miejsca w czołówce.

- Widziałem, że ludzie młodsi ode mnie o połowę radzą sobie znacznie gorzej - wspomina. - Wyprzedzałem ich po drodze, a na mecie nie musiałem kłaść się na ziemi na wpół przytomny.

Zbliżał się już do siedemdziesiątki, gdy nagle zaczął gorzej widzieć.

- Pojawiły się obawy nie tylko o siebie, ale i o innych uczestników kolarskich wyścigów - przyznaje. - Bo jak któregoś w porę bym nie zauważył, to mogło dojść do jakiegoś nieszczęścia. Postanowiłem więc dać sobie z kolarstwem spokój. Przynajmniej na jakiś czas.

Lekkoatletyka była właściwie naturalnym wyborem. Bo nie dość, że uprawiał ją za młodu, to w dodatku sporo biegał przygotowując się do kolejnych sezonów kolarskich. A okazji do sprawdzenia swoich możliwości nie brakowało. Lekkoatletyczni weterani mogą startować w wielu organizowanych specjalnie dla nich zawodach. Są podzieleni na kategorie wiekowe, odnotowuje się ich rekordy. Zwycięzcy stają na podium i otrzymują medale.

- Część moich rówieśników traktuje tę rywalizację niesłychanie poważnie - opowiada Jerzy Broc. - Wchodzą w normalny reżim treningowy, wiele godzin spędzają choćby na siłowni. Są członkami różnych klubów sportowych, jeżdżą na zawody międzynarodowe, mają nawet swoich sponsorów.

O tych ostatnich suwalczanin może tylko pomarzyć. Na zawody odbywające się w różnych częściach kraju jeździ na własny koszt. Nie przesadza też z treningiem, nie zagląda raczej do siłowni.

- Niedawno usłyszałem, że zmarł jeden z lekkoatletycznych weteranów - opowiada. - Miał 90 lat. Śmierć dopadła go właśnie na siłowni. Zapewne przesadził z treningiem.

Swoje „obiekty treningowe” Jerzy Broc wyznaczył niedaleko bloku, w którym mieszka. Biega po chodniku. Na jednym z nich zaznaczył nawet dystans 60 i 100 metrów. Dyskiem rzuca natomiast na kawałku wolnego terenu między zabudowaniami. Miejsca jest jednak tyle, by nikt postronny sportowym przyrządem w głowę przypadkiem nie dostał.

Zimą trenuje też pod dachem, a właściwie... zadaszeniem znajdującym się przed wejściem do paru suwalskich sklepów. Jest tu akurat kilkudziesięciometrowa prosta.

- Niektórzy ludzie, jak widzą biegającego tam starszego pana, trochę się dziwią - śmieje się suwalczanin.

Drugi na świecie!

Taki trening wystarczy, by zdobywać złote medale mistrzostw Polski weteranów na 400 i 800 metrów oraz bić krajowe rekordy. Ten pierwszy dystans 75-letni suwalski emeryt pokonuje w minutę i 20 sekund. Każdy może sprawdzić, czy to dużo, czy mało. Pierwsze mroczki przed oczami pojawiają się po przebiegnięciu szybkim krokiem 200 metrów. Po 300 człowiek ledwie dyszy, a na mecie wręcz umiera.

Jerzy Broc zdobywa też medale w innych konkurencjach. Na przykład w rzucie dyskiem. Albo w lekkoatletycznym pięcioboju, na który składają się biegi na 200 i 1500 metrów, skok w dal oraz rzuty oszczepem i dyskiem. Suwalczanin osiąga takie wyniki, że w 2016 roku został sklasyfikowany w swojej kategorii wiekowej na drugim miejscu w świecie!

- Po co mi to potrzebne? To trochę taki powrót do młodości - odpowiada Jerzy Broc. - Po każdym dobrym starcie człowiek odczuwa dużą satysfakcję. A skoro zdrowie dopisuje, to w domu nie zamierzam siedzieć.

Będzie więc startował w dalszym ciągu. Wszak na bieżniach i rzutniach pojawiają się ludzie znacznie od niego starsi. W zawodach brał udział nawet 104-latek.

- Jestem po zabiegu na jedno oko, wkrótce mam mieć na drugie - mówi. - Jak wszystko dobrze pójdzie, to wrócę jednak do ścigania się na rowerze, do czego bardzo mnie ciągnie. Bo biegania to ja właściwie nie lubię.

Tomasz Kubaszewski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.