Z ziemi włoskiej do polskiej, czyli jeden cios w obronie koniecznej

Czytaj dalej
Fot. Andrzej Banaś / Polska Press
Artur Drożdżak

Z ziemi włoskiej do polskiej, czyli jeden cios w obronie koniecznej

Artur Drożdżak

Matteo B. urodził się w Polsce i jako 12 latek został adoptowany przez włoską rodzinę. Gdy w ub. roku przyjechał na wakacje do Krakowa, był uczestnikiem groźnego incydentu, którego finał odbył się właśnie na sali sądowej. Omal nie doszło do nieodwracalnej tragedii.

Ojciec 23-latka już nie żył, więc Matteo w kwietniu 2018 r. pojawił się w Polsce, bo chciał odszukać biologiczną matkę i swoją siostrę. Mniej więcej wiedział, gdzie ich szukać dlatego jego w tej materii wysiłki zakończyły się sukcesem. Spodziewał się, że jego rodzinie się nie przelewa, ale to co zobaczył było dla niego smutnym i dramatycznym doświadczeniem.

- Zastał swoją matkę w upadku - powie potem mec. Jerzy Sioła na sali sądowej, gdy będzie bronił Matteo przed wyrokiem skazującym.

Nim to się stało Matteo, który miał polskie i włoskie obywatelstwo, zamieszkał w hostelu Motion przy ul. Stradomskiej w Krakowie.

Znalazł pracę na budowie, by finansowo wspierać biologiczną rodzicielkę, gdyż jej sytuacja, jak wspomniano, była fatalna.

Z Polski do Włoch

Przypomniały mu się gorzkie lata dzieciństwa, bieda, poniżenie, nadużywanie alkoholu w rodzinie.

Potem była trudna decyzja rodziców o oddaniu go do adopcji. Gdy był w Ośrodku Adopcyjnym „Dzieło Pomocy Dzieciom” w Krakowie przy ul. Rajskiej 10. pojawiła się dobrze sytuowana włoska rodzina urzędnika skarbowego, zdecydowała się zabrać go do siebie i wychowywać jak najlepiej.

Faktycznie tak się stało. Skończył we Włoszech podstawówkę i renomowane liceum, ale w pamięci miał lata spędzone w Krakowie. Nowa włoska rodzina chciała też adoptować jego siostrę, ale na przeszkodzie stanęły względy formalne. Nie udało się odnaleźć biologicznego ojca dziewczynki.

Gdy po latach Matteo wrócił do Polski liczył na to, że teraz załatwienie formalności będzie prostsze i udał się w końcu adoptować swoją siostrę.

Dzień przed incydentem

Na podwórzu kamienicy przy Stradomskiej Matteo spotykał sąsiadów i lokatorów. Miał z nimi dobre relacje, jak choćby z dozorcą Tomaszem T. i jego przyjaciółką Iwoną Z. Widywał tam też ich znajomego lokatora Michała B., który pod wpływem alkoholu bywał agresywny i wulgarny.

To właśnie on 6 lipca zaczepił Matteo i wypytywał o relacje rodzinne. 23-latek nie chciał o tym mówić, bo to był dla niego drażliwy temat.

Grubiański Michał B. poczuł się urażony, że nie uzyskał odpowiedzi na swoje pytania. Nie potrafił zrozumieć, że rodzinne relacje bywają skomplikowane i Matteo obcej osobie nie będzie o tym opowiadał. Michał B. zwyzywał 23-latka, który, choć zaczepiony, bez słowa poszedł spać do pokoju w hostelu.

Następnego dnia wieczorem Matteo wracał do hostelu i ponownie spotkał całą znajomą trójkę.

Byli podchmieleni, stali pod trzepakiem i w rękach mieli piwa. Matteo podszedł do Michała B., ale ten nie podał mu ręki na powitanie. 23-latek zmieszał się i wykonał gest jakby poprawiał włosy, gdy jego dłoń trafiła w próżnię. Nie spodziewał, że tak może zostać potraktowany.

W dalszej części tekstu:

  • Jaką decyzję podjął sąd?
  • Czy zostały przekroczone granice obrony koniecznej?
Pozostało jeszcze 59% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Artur Drożdżak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.