Franek miał nie żyć. Ma już cztery lata i bardzo chce chodzić. Ale potrzebna jest do tego kosztowna operacja (zdjęcia)

Czytaj dalej
Ewa Bochenko

Franek miał nie żyć. Ma już cztery lata i bardzo chce chodzić. Ale potrzebna jest do tego kosztowna operacja (zdjęcia)

Ewa Bochenko

W pierwszej minucie życia dostał zero punktów w skali Apgar. Tyle samo w piątej. W dziesiątej, po reanimacji przyznano mu dwie w dziesięciostopniowej skali. Franek miał nie żyć, potem wyrokowano, że będzie jak roślina, uwięziony we własnym ciele. Miał nie mówić, nie ruszać się, nie oddychać samodzielnie. Rodzicom pokazywano tomograf jego główki, na którym zamiast mózgu widzieli czarne plamy. Od tamtego czasu minęły cztery lata. Chłopczyk mówi, jest bardzo inteligentny, jest przedszkolakiem. Ale nie chodzi. By to zmienić potrzebna jest skomplikowana i bardzo kosztowna operacja bioderek. Na pomoc ruszyli Podlascy Aniołowie

-Miał sześć tygodni, gdy pierwszy raz pozwolono mi go przytulić- ze łzami w oczach przypomina te dramatyczne chwile 40-letnia Julia Gogol z Białegostoku, mama Franka. Chłopczyk ma m.in. wodogłowie krwotoczne, zastawkę komorowo-otrzewnową, uszkodzony nerw wzrokowy i porażenie czterokończynowe. To wszystko jest pokłosiem komplikacji, do jakich doszło w 30 tygodniu ciąży. Malec przyszedł na świat tydzień przed ślubem swoich rodziców, o dwa miesiące za wcześnie. Był bardzo wyczekiwanym dzieckiem. Tym bardziej, że jego mama kilka lat wcześniej pokonała raka szyjki macicy. Trafiła wtedy na najlepszych lekarzy, którzy nie chcieli jej okaleczyć, odbierając szansę na macierzyństwo. Uratowali jej macicę. Nie było jednak pewności czy będzie mogła zostać mamą. W takich przypadkach nigdy nie ma takiej pewności. Ciąża Julii, mimo, że przebiegała prawidłowo, była tą podwyższonego ryzyka. Miała bowiem, przez nowotwór, skróconą szyjkę macicy. I dlatego właśnie „chuchała na zimne”, prowadząc ciąże u dwóch lekarzy. U ginekolożki, której ufała, ponieważ znała ją od zawsze. Miała też ginekologa ze szpitala, w którym chciała urodzić.

ZOBACZ: WYDARZENIE - STAWIAMY FRANKA NA NOGI - KONCERT CHARYTATYWNY

- I tylko dzięki temu mój synek żyje- mówi kobieta. W styczniu przeszła badania prenatalne, które wykazały jakieś nieprawidłowości. Lekarze wtedy radzili. jej amniopunkcję, sugerując, że jeśli dziecko miało zespół Downa, może usunąć ciąże. Nie chciała o tym słyszeć. Amniopunkcji nie było. Zrobiono tylko echo serca, które nie wykazało niczego niepokojącego. W radości żyła aż do maja.

Szykowała się do ślubu

Wtedy to zaczęły jej bardzo mocno puchnąć stopy. Poszła więc do ulubionej lekarki. Ta zrobiła usg, zmierzyła jej ciśnienie, które było za wysokie. Trzeba było ustawić leki na nadciśnienie. Mimo, że lekarka ją uspokajała, ona spokoju nie czuła. Poszła więc do kolejnego lekarza, który od razu zawyrokował, że coś jest nie w porządku, bo jej stopy są zbyt mocno opuchnięte. Zaczął robić jej USG.

- I wtedy dosłownie zaczęły mu się zmieniać kolory na twarzy. Powiedział do mnie, że mały w ogóle nie urósł od ostatniego badania. I że największy problem jest taki, że on się dusi, bo nie ma wód płodowych. Musimy rozwiązać ciąże. Tyle pamiętam z tamtej wizyty- opowiada Julia. Jeszcze próbowana podawać sterydy na rozwój płucek malca, ale kilka godzin po tym on przestał oddychać. Wszystko nabrało tempa. Julia prosiła lekarzy, by ratowali dziecko, nie zważając na nią. Zrobiono cesarskie cięcie. Potem pamięta już tylko mamę, która przy niej była.

- On żyje- tyle jej powiedziała.

Później pojawił się mąż, który uprzedził ją, że stan malca jest krytyczny, że był reanimowany tuż po porodzie. W pierwszej minucie życia dostał zero punktów w skali Apgar. Tyle samo w piątej. W dziesiątej, gdy przywrócono mu krążenie, otrzymał dwa punkty. Lekarze stawiali na nim przysłowiowy krzyżyk. Ważył 1110 gramów. Niby nie tak mało, w końcu rodzą się wcześniaki z mniejszą wagą. Ale jego główka była tak malutka, jak mandarynka. A do rodziców malca w kółko docierały jakieś straszne wiadomości. A to, że nie pracują nerki, a to, że on nie będzie żył. Był nawet moment, że proponowano im podpisanie oświadczenia, że zgadzają się na niepodejmowanie czynności ratujących życie.


Nie miał mózgu

- Nikt nie wierzył, że on z tego wyjdzie. Nikt poza mną- mówi cicho Julia- Potem pokazali nam zdjęcie tomografu głowy. Usłyszeliśmy od lekarzy, że on nie ma mózgu. My też to widzieliśmy. Czarną plamę. Tłumaczono nam, że on nie rokuje, że zapewniamy nam i jemu bardzo złej jakości życie. To był jakiś koszmar. Nie mogłam w to uwierzyć, on przecież reagował na moją obecność. Mózg przecież się regeneruje.

Julia była zawzięta. Franek został ochrzczony w szpitalu. Również w tym czasie, gdy leżał w inkubatorze, jego rodzice wzięli ślub, nie było tak jak zaplanowali, ale nie to wtedy było ważne. Potem kolejnym dramatem był płyn rdzeniowo mózgowy. Od rozpuszczających się krwiaków był czarny jak smoła. To też bardzo źle wpływało na jego rokowania. Ktoś im podpowiedział, żeby pojechali do Grabówki po święte oleje. Trafili tam akurat w dniu błogosławieństwa dzieci. Pokazali księdzu zdjęcie Franka, dostali oleje, i kamyczki św. Szarbela, mnicha, za sprawą którego działy się cuda uznane przez kościół katolicki. Julia zaszyła te kamyczki w kaftaniku Franka. I nie wie jak to wytłumaczyć, ale dwa dni później i u nich stał się cud. Płyn rdzeniowo mózgowy zaczął jaśnieć. Dwa tygodnie póżniej chłopczyk, który jeszcze nie dawno miał nie żyć, opuścił OIOM. A 31 lipca wyszedł do domu. Od tamtego momentu minęły cztery lata, w ciągu których malec przeszedł już kilka operacji. Nie spełniły się czarne proroctwa lekarzy. Franek mówi pełnymi zdaniami, jest bardzo bystry, żywy. A lekarze, który nim teraz się opiekują, podkreślają, że porażenie mózgowe to żaden wyrok. Przy odpowiedniej rehabilitacji może zakończyć się np. Niesprawnym paluszkiem. I przyznają, że jego przypadek to cud. Inne dzieci, urodzone w podobnym stanie, nie żyją, albo są uwięzione we własnym ciele.

Pod skrzydłami Podlaskich Aniołów

Franek co prawda jest słabszy niż rówieśnicy, ale dzielnie goni ich w rozwoju. Prawie już stoi o własnych siłach. Ale nigdy nie zrobi kroku, jeśli nie zostanie "zreperowana” panewka w jego biodrze, a właściwie obie panewki. Operacja w jego przypadku jest tak skomplikowana, że podjął się jej tylko lekarz ze Stanów Zjednoczonych, prof. Feldman, który wraz z zespołem polskich chirurgów i ortopedów chce zoperować tę wadę u chłopca. Ale niestety koszta tego zabiegu są nie do przeskoczenia dla jego rodziców. To ponad 300 tysięcy złotych. Największy problem jest taki, że profesor w Polsce będzie 14 listopada i uważa, że już wtedy trzeba przeprowadzić operację. Bo Franka bardzo bolą nóżki, nawet przy przewracaniu. A jeśli któregoś razu nieszczęsna panewka się przesunie, malec będzie cierpiał niewyobrażalnie. Dlatego nie wolno zwlekać. Na pomoc rodzicom chłopca ruszyli Podlascy Aniołowie, bodaj jedyna fundacja na Podlasiu, która za pomoc w zbiórkach nie bierze ani złotówki.

- Albo ktoś chce pomagać, albo zarabiać. My chcemy dać coś z siebie, więc to robimy najlepiej jak umiemy- podkreśla Stefan Sochoń, prezes fundacji. Podlascy Aniołowie organizują koncert na rzecz Franka, o którego szczegółach przeczytacie na Facebooku, w wydarzeniu „Stawiamy Franka na nogi”. Koncert odbędzie się w najbliższą środę, od godziny 15. w Galerii Białej będzie mnóstwo atrakcji, konkursów i licytacji.

- Gdyby każdy z białostoczan wrzucił tego dnia do puszki na koncercie złotówkę, malec dostałby szansę na normalne życie- mówi Katarzyna, członkini fundacji.

A Sylwia Rudnicka, kolejna z członkiń, dodaje, że nie raz już Podlasianie pokazali, że niemożliwe u nas jest możliwe. I że liczy na duże zainteresowanie eventem.

- Ten chłopczyk jest tak cudownym, żywym i pełnym radości dzieckiem, że nie można przejść obojętnie obok jego cierpienia- mówi.

W galerii Białej, w najbliższą środę na scenie wystąpią m.in.: Zespół Zorka, Extazy, Jorrgus, Zespół MOMENT, IMPULS, Zespół Focus, Lovelas (Adrian Adzia Grzegorczyk). Będzie też pokaz Iluzjonisty - Tomasza Sadowskiego, zobaczymy też fantastyczny pokaz barmanów z Przystanku Bar. Będzie także bicie rekordu w zumbie. Super Tomasz for Kids wykona bajeczne animacje dla dzieci, Devil-Cars.pl zaprezentuje sportowe samochody, White Bear Coffee Białystok - poczęstuje gości pyszną kawą, a FunMoto Białystok pokaże swoje motocykle, będą zdjęcia z fotobudki, słodkie poczęstunki, a Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego w Białymstoku zapewni profesjonalną obsługę medyczną połączoną ze szkoleniem pierwszej pomocy na fantomach. Cały dochód z tej imprezy będzie przeznaczony na operację Franka. Czasu do niej niewiele, a kwota do zebrania wciąż niewyobrażalnie duża, bo brakuje jeszcze niemal 300 tys. zł. Fundacja Podlascy Aniołowie ma też od niedawna możliwość zbierania środków z 1% podatku, które trafią potem do ich podopiecznych, m.in. do Franka. Nr konta do wpłat to 42175000120000000041583247. Chłopczyk ma też utworzoną zbiórkę na siepomaga.pl pod hasłem Rekonstrukcja stawów biodrowych w Paley European Institute - szansa na sprawność.

TU ZBIÓRKA DLA FRANKA: SIEPOMAGA.PL

Ewa Bochenko

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.