Jan Lisiecki: Obiecałem żonie, że odpocznę dopiero, jak wszystko załatwię

Czytaj dalej
Fot. Bartosz J. Klepacki
Bartosz J. Klepacki

Jan Lisiecki: Obiecałem żonie, że odpocznę dopiero, jak wszystko załatwię

Bartosz J. Klepacki

Od lat walczy o utworzenie w Łomży oddziału geriatrycznego. 76-letni Jan Lisiecki to najbardziej aktywny senior w mieście. Wywalczył już emerytom lepsze ulgi na komunikację miejską, organizował im badania. Teraz domaga się, by starsze osoby miały godną opiekę.

- Jakie są problemy łomżyńskich seniorów?

- Bez wątpienia brak specjalistycznej opieki zdrowotnej. Tu nie ma komu nas leczyć. Najbliższy ośrodek z oddziałem geriatrycznym to Białystok, a tam też są ograniczenia w przyjęciach do szpitala. W Łomży więc seniorzy zostawieni są sami sobie. Wyjście z domu po leki, załatwienie spraw urzędowych - to dla wielu starszych mieszkańców naszego miasta droga nie do pokonania. Dwa lata temu - pod wnioskiem o specjalistyczną pomoc dla osób starszych - zebraliśmy 2 tysiące podpisów! Niestety, mało kogo to interesuje. Seniorzy muszą sobie radzić sami.

- Od lat walczy pan o utworzenie w Łomży oddziału geriatrii.

- Kiedyś powiedziałem, że jedyne czego nie można zrobić, to zdjąć spodni przez głowę. Teraz jednak chyba bym się nad tym zastanowił. O ten oddział przez lata walczy wiele osób i ciągle nic. Zebrałem wokół siebie ludzi, którzy mają na uwadze los seniorów, ale są i tacy, których on nie interesuje. Wśród życzliwych jest m.in. prof. dr hab. Barbara Bień z Kliniki Geriatrii w Białymstoku, wspiera nas wielu samorządowców, wspierał i już nieżyjący senior biskup łomżyński Tadeusz Zawistowski.

- Wspierających było wielu, ale oddział nigdy nie powstał. To kwestia braku pieniędzy?

- Braku pieniędzy i braku specjalistów. Z jednej strony nawet Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zbiera pieniądze na seniorów, ale z drugiej - nie ma kadry, specjalistów od geriatrii, którzy by się nami zajęli. W Łomży nie ma nikogo, powtórzę: ani jednego specjalisty geriatrii!

Zresztą, w całej Polsce mamy tylko 331 specjalistów geriatrii, a zapotrzebowanie jest na ponad 1000. W łomżyńskim szpitalu są lekarze, którzy specjalizują się w różnych dziedzinach, ale nikt nie wybrał geriatrii. Czego zatem może oczekiwać starszy człowiek? Staram się od lat przekonywać, że starszemu człowiekowi też należy się specjalistyczna pomoc. Była w Łomży pani Małgorzata Szymczak, która prowadziła poradnię geriatryczną i dobrze nam się współpracowało, ale teraz jest już na emeryturze. Również dyrektor łomżyńskiego szpitala kiedyś interesował się naszymi sprawami, ale w ubiegłym roku stwierdził, że nie ma pieniędzy, więc i nie będzie geriatrii. No ale nasi posłowie twierdzą, że w tym roku może jednak coś się w tej sprawie ruszy...

- Niby jest nadzieja, ale pan już jest zrezygnowany w swej walce.

- Ja też mam swoje lata. Ile to można ciągle zabiegać o przyszłość? Od trzech lat walczymy o ten oddział i - jak widać - z miernym skutkiem. Więc nie ma co się dziwić, że mój zapał jest już dużo mniejszy, niż na początku. Ale obiecałem mojej żonie, że nie spocznę, dopóki nie dopnę swego. Żona z niecierpliwością czeka, kiedy będę miał dla niej więcej wolnego czasu, bo szczęśliwym małżeństwem jesteśmy już od ponad 50 lat, a ja ciągle jestem zabiegany (śmiech).

- Czy zatem Łomża jest miastem przyjaznym dla seniorów? Bo po tym, co pan mówi można mieć wątpliwości.

- Są pewne trudne sprawy, ale i są społecznicy, którzy próbują działać. Mamy związki, mamy stowarzyszenia, ale to nie jest takie różowe życie staruszków. Co trzeci senior wychodzi z apteki z pustymi rękoma, bo nie ma pieniędzy na leki. Wielu w ogóle nie da rady wyjść ze swoich domów.

- Dlaczego zdecydował się pan reprezentować łomżyńskich seniorów w tej walce o geriatrię?

- Kiedyś byłem bardzo aktywny zawodowo. Pracowałem w firmie, która wymagała ogromnego zaangażowania. Praktycznie pracowałem przez całą dobę. A kiedy przeszedłem na emeryturę, moje życie ogarnęła cisza. Nie miałem nic do roboty, siedziałem w domu i bardzo mi to nie odpowiadało. A bakcyla na pomaganie ludziom miałem zawsze.

Pamiętam, że kiedy miałem 12 lat, spotkałem kobietę niosącą wiadro z wodą, może nie było duże, jakieś 5 litrów, ale od razu zaproponowałem jej pomoc. Gdy zaniosłem jej to wiadro pod dom, chciała mi zapłacić. Bardzo mnie to oburzyło. Oczywiście nie wziąłem pieniędzy. A po latach ta chęć pomagania znowu mi wróciła. Stwierdziłem, że muszę pomagać innym starszym ludziom.

- Ta chęć niesienia pomocy rządziła panem całe życie?

- Zdecydowanie. Któregoś dnia na przykład zadzwonił do mnie znajomy działacz ze związku emerytów z pytaniem, czy ja bym mu nie mógł wykupić leków. I oczywiście, że to zrobiłem. Potem padły kolejne propozycje, bym posiedział u niego w biurze Polskiego Związku Emerytów Rencistów i Inwalidów w Łomży, codziennie po kilka godzin. Po dwóch, czy trzech dniach zaproponował mi, bym został na stałe. Zgodziłem się. Przez dwa lata byłem wiceprzewodniczącym, a później on odszedł ze względu na stan zdrowia. W 1998 roku zostałem wybrany na prezesa Związku Emerytów i byłem nim przez 12 lat . Teraz jestem jego honorowym członkiem. Zawsze jednak przyświecał i przyświeca mi jeden cel - ulżyć starszym ludziom w ich codziennym życiu.

- Co to znaczy ulżyć?

- To nic innego, jak ułatwić im życie. Jest masa rzeczy, które na co dzień tym starszym ludziom stwarzają wiele problemów. Jak podjechać po leki, gdzie dowiedzieć się o możliwościach otrzymania pomocy? - to tylko nieliczne pytania, na które wielu starszych mieszkańców nie zna odpowiedzi.

- Seniorzy w Łomży nie wiedzą, gdzie szukać pomocy?

- Seniorzy - jak każda grupa społeczna - są bardzo różni. Są tacy, którzy doskonale wiedzą, orientują się, ale są i tacy z chorobami, których trzeba prowadzić za rękę. Są ludzie, którzy nawet za czasów swojej aktywności zawodowej wiele nie doświadczyli, a jak zostali emerytami, to już w ogóle nie wiedzą, jak poruszać się po świecie.

- Część problemów jednak udało się rozwiązać. Wywalczył pan emerytom lepsze ulgi na komunikację miejską.

- O tak. Przez cztery lata walczyłem, by komunikacja miejska dla seniorów była tańsza i by uprawniający do ulg wiek został obniżony. Niby to nic, ale ewenement w skali kraju. Bo rada miejska zmniejszyła wiek seniorów, którzy mogą korzystać z ulg, z 75 do 73 lat. Później zmieniła się władza, a ja dalej swoje. I zmniejszono wiek emerytów uprawnionych do bezpłatnych przejazdów do 70 roku życia.

- Wysyłał pan też seniorów na różne na turnusy, podczas których można było podratować zdrowie.

- Lansowałem pogląd, że sam to niewiele zrobię, więc w łomżyńskim Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów otaczałem się ludźmi, którzy chcą pomagać. I rzeczywiście, wielu seniorów udawało nam się wysyłać na różne turnusy, średnio po 50-100 osób rocznie z Łomży, w tym także osoby niepełnosprawne. Całymi autokarami ich wysyłaliśmy nad morze i w góry. Te turnusy były całkowicie bezpłatne. Ja zresztą też jeździłem, ale wracałem bardziej zmęczony, niż zrelaksowany (śmiech).

- Organizowaliście też seniorom bezpłatne badania.

- Tak, na przykład zorganizowaliśmy badania mężczyzn pod kątem prostaty. Przebadaliśmy 400 osób, a siedmiu z nich udało się uratować życie. Potem jeden mi przyznał prosto w oczy, że wie, że zapraszając go na to badanie uratowałem mu życie. I ten pan cały czas jeszcze żyje.

Ciągle jednak podkreślam, że gdyby była w Łomży geriatria, to nasze życie byłoby o wiele łatwiejsze. Przecież nam, starszym, też się coś należy. Niestety, póki co oddział geriatrii w mieście nad Narwią pozostaje tylko niespełnionym marzeniem.

Bartosz J. Klepacki

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.