Ośmiu notariuszy z Pomorza może mieć kłopoty przez szajkę podejrzewaną o wyłudzenia nieruchomości. Ze względu na wątpliwe umowy zawierane w ich kancelariach Krajowa Rada Notarialna przyjrzy się ich praktykom. Będą postępowania dyscyplinarne?
Resort finansów zapowiada, że sprawdzi podatkowy wątek podejrzeń wyłudzeń dziesiątek nieruchomości na Pomorzu, a samorząd branżowy chce, by przyjrzeć się umowom zawieranym u notariuszy. Nieoficjalnie udało nam się ustalić, że będzie wśród nich 8 prawników z Trójmiasta i okolic. To pierwsze konkrety wynikające z prac sejmowej „speckomisji”, która zajmuje się tzw. mafią mieszkaniową.
- Chętnie pozbędziemy się ze środowiska takich, którzy wykorzystują te umowy [z przeniesieniem własności nieruchomości - dop. red.] dla własnych celów albo wspierają cele niegodziwe - zadeklarował na posiedzeniu sejmowego Zespołu ds. Zwalczania Przestępstw Gospodarczych i Lichwy Jacek Wojdyło, wiceprezes Krajowej Rady Notarialnej (KRN).
Czytaj także: 600 nieruchomości i mafia mieszkaniowa z Trójmiasta
Zapowiedział również, że przekaże do samorządów regionalnych izb notarialnych wnioski, by objąć wizytacjami i ewentualnymi postępowaniami dyscyplinarnymi kancelarie tych prawników, którzy mogli być zamieszani w działania grupy podejrzanej o wyłudzenia mieszkań.
- Cieszę się, że oprócz prokuratury, specjalnego sejmowego zespołu i działaczy społecznych także samo środowisko notariuszy zajmie się sprawą. Przecież oszuści przejmujący mieszkania warte wiele więcej niż pożyczki, których były zastawem, nie działali w próżni. Już sam fakt, że umowy zawierane były w tych samych kancelariach, powinien dać do myślenia, a jak dotąd żaden z tych prawników nie poniósł konsekwencji naszych tragedii - mówi 63-letnia Zofia Ferenc.
W śledztwie prowadzonym przez Prokuraturę Okręgową w Gdańsku kobieta ma status pokrzywdzonej. Śledczy dali wiarę, że podpisując umowę o pożyczce na 95 tys. zł, której zastawem było 47-metrowe mieszkanie w gdańskim Wrzeszczu warte wielokrotnie więcej, w rzeczywistości otrzymała niespełna 50 tys. zł. Mimo to (od niedawna objętym zarzutami oszustwa) pożyczkodawcom udało się dwukrotnie sprzedać jej lokal, a nowemu właścicielowi wywalczyć przed sądem prawomocny wyrok eksmisyjny.
W umowy wpisane były zdecydowanie zaniżone wartości mieszkań - twierdzi działacz Stowarzyszenia 304 KK
Jak udało nam się ustalić, nazwiska obu gdańskich notariuszy, którzy uczestniczyli w transakcjach (pożyczki i sprzedaży kolejnemu właścicielowi) dotyczących mieszkania 63-latki, znajdą się na liście, jaką do KRN złoży zrzeszające pokrzywdzonych w wyniku działań tzw. mafii mieszkaniowej Stowarzyszenie 304 KK. Obok tych dwóch funkcjonariuszy publicznych z Trójmiasta do branżowego samorządu trafią jeszcze zgłoszenia dotyczące 4 innych gdańskich notariuszy, jednego z Gdyni i jednego z Redy.
Więcej na temat mafii mieszkaniowej na Pomorzu
Przypomnijmy, że w maju gdańska „okręgówka” postawiła zarzuty 15 podejrzanym o udział w zorganizowanej grupie przestępczej i procederze wyłudzeń lub „wyzyskania przymusowego położenia pokrzywdzonych”. Kilkunastu osobom grozi teraz 8 lub 10 lat więzienia za to, że w praktyce, pożyczając kilka lub co najwyżej kilkadziesiąt tysięcy złotych, manipulując ofiarami, mieli przejmować własność ich mieszkań wartych kilka- lub nawet kilkunastokrotnie więcej. Śledztwo trwa, ale równolegle u posłów z sejmowego „speczespołu” skutecznie interweniują społecznicy.
- Zwróciliśmy uwagę na przykład na podejrzaną kwestię podatkową: w umowy wpisane były zdecydowanie zaniżone wartości mieszkań, które później sprzedawane były - zgodnie z rynkową ceną - za o wiele większe pieniądze. To wiązało się ze znacznym zaniżeniem odprowadzanych podatków i opłat od czynności cywilnoprawnych ponoszonych w związku z zawarciem umowy przed notariuszem, a ta sytuacja jest w mojej ocenie rażącym pogwałceniem prawa - tłumaczy Dariusz Wilczyński ze Stowarzyszenia 304 KK.
Przedstawicielom jego organizacji tego rodzaju wątpliwościami udało się „zarazić” pracowników resortu finansów.
- Są podstawy prawne do tego, żeby podjąć działania - przyznał przed posłami Przemysław Krawczyk, dyrektor Departamentu Kontroli i Analiz Ekonomicznych w Ministerstwie Finansów, który wskazał, że urzędnicy rozważą postępowania oparte o podejrzenia „nieujawnionego źródła dochodu” oraz zaznaczył, że resort zamierza sprawdzić, skąd pochodziły pieniądze oferowane przez pożyczkodawców i skąd pochodzą ewentualne rozbieżności w kwestii odprowadzanych podatków od transakcji.