Niebinarność – czyli o co właściwie chodzi? Jak rozumieć to pojęcie?
Kiedy od najmłodszych lat jesteśmy uczeni, że są dwie płcie, w dodatku zupełnie od siebie różne, nie tylko pod względem biologii, ale też funkcji społecznych, aspiracji, emocji, nie lada wyzwaniem może okazać się zaakceptowanie osób, które się w ten model nie wpisują.
Podwójne Dusze – tak rdzenni Amerykanie nazywają osoby, które nie identyfikują się wyłącznie jako mężczyźni albo kobiety. Przed Kolumbem i kolonizacją, innymi słowy – przed naszym przybyciem do obu Ameryk, osoby niebinarne miały swoje miejsce w społeczeństwie, kulturze, każdym plemieniu. Były akceptowane. Cenione za szerszą perspektywę. Po prostu zwyczajne. Później wszelkie przejawy odmienności zaczęto tępić. Wymazywać.
Kultura zachodnia lubi bowiem jasne podziały – w tym na mężczyzn i kobiety. Nic pośrodku albo chociaż troszeczkę inaczej. Tymczasem na całym świecie, w różnych społecznościach i kulturach znajdziemy ludzi wymykających się tym binarnym, przeciwstawnym sobie kategoriom. Hijra w Indiach, khanith w Omanie, baklâ na Filipinach, mahu na Hawajach, muxe w Meksyku. To tylko niektórzy przedstawiciele tak zwanej trzeciej płci.
NIEBINARNOŚĆ – CZYLI O CO WŁAŚCIWIE CHODZI?
Zacznijmy jednak od początku. Ile tak naprawdę jest płci? I co to dla nas oznacza w praktyce? Wyjaśnia Katarzyna Mańkowska, doktorantka na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, badaczka tożsamości płciowej (w tym niebinarnej) i tożsamości psychoseksualnej. – Coraz częściej w mediach przewijają się takie pojęcia, jak płeć chromosomalna, gonadalna, fenotypowa, hormonalna, metaboliczna, socjalna, mózgowa czy psychiczna. Nie oznacza to jednak, że każdy z nas ma po kilka różnych płci – tłumaczy. – To kategorie, które pokazują złożoność i wieloaspektowość płci. Płeć metrykalna, czyli wpisana do aktu urodzenia, nie zawsze bowiem odpowiada tej odczuwanej.
Jeżeli odpowiada – jesteśmy cispłciowi. Jeżeli nie – transpłciowi. Nasze ciało nie pasuje do tego, jak się identyfikujemy, jak o sobie myślimy, jak chcemy, żeby się do nas zwracano. W bardzo dużym skrócie. A w rozwinięciu – transpłciowość jest szerokim pojęciem. Obejmuje osoby transseksualne, czyli na przykład kobiety urodzone w „męskich” ciałach, które chcą dokonać pełnej tranzycji, korekty płci, jak również osoby, które nie pragną pełnej tranzycji, w tym osoby niebinarne. Te ostatnie mogą zaś określać się między innymi jako apłciowe (agender), neutralne płciowo (genderneutral), płynne płciowo (genderfluid) albo tożsame z obydwoma płciami w różnym stopniu (bigender).
– Warto jednak podkreślić, że to wciąż pojęcia „w budowie” – mówi Katarzyna Mańkowska. – Powstają spontanicznie, z potrzeby nazwania i dookreślenia swojej tożsamości. Nauka wcześniej nie zajmowała się szerzej niebinarnymi tożsamościami, nie ma więc ujednoliconego, wypracowanego słownictwa, wspólnie przyjętych definicji. Są za to żywi, zwyczajni ludzie, którzy odkrywają swoją tożsamość, szukają dla niej jakichś określeń, ram, w których mogliby się obracać. Dla każdej i każdego niebinarność będzie oznaczać coś innego.
Nie przywiązujmy się więc specjalnie do etykietek i po prostu pozostańmy otwarci, słuchajmy, rozmawiajmy, szanujmy to, w jaki sposób dana osoba chce samą siebie definiować. Bo ma do tego prawo.
Choć osoby niebinarne zawsze istniały, w kulturze euroamerykańskiej ich problemy i potrzeby dopiero od niedawna są szerzej zauważane. Pokazuje to chociażby historia samego pojęcia. Początkowo nie było żadnego. A zatem – tak jakby i nie było osób niebinarnych. Nie miały sposobów i przestrzeni na mówienie o sobie i swojej tożsamości. Wreszcie w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku do użytku weszło pojęcie genderqeer, jeszcze później – bo już w tym stuleciu – zaczęto mówić o niebinarności (non-binary). Ostatnio termin ten zyskuje na popularności. W 2019 roku został na przykład wyróżniony przez słynny słownik Collinsa. To pokazuje, że osoby niebinarne w końcu zaczęły być szerzej dostrzegane.
TEN ZŁY GENDER
Żeby lepiej zrozumieć osoby niebinarne, dorzućmy do puli jeszcze jeden termin – gender. Najprościej mówiąc to społeczno-kulturowy aspekt płci, determinowany przez wychowanie, zespół norm, ról i aktywności, które w danym społeczeństwie uważa się za typowo kobiece lub męskie. Będzie to sposób ubierania się (na przykład różowe sukienki dla dziewczynek, wygodne spodenki dla chłopców), preferowane zachowania („bądź grzeczna”, „uśmiechnij się”, „to nie wypada”, ale też: „prawdziwi mężczyźni nie płaczą”), dostępne funkcje społeczne i kariery zawodowe (jak chociażby przekonanie, że mężczyźni „z natury” są lepszymi politykami, szefami, menadżerami, kobiety zaś realizują się głównie w opiece nad dziećmi i domem).
– Pojęcie to na stałe weszło do użytku w 1968 roku za sprawą Roberta Stollera i jego przełomowej książki „Sex and Gender” – wyjaśnia Katarzyna Mańkowska. – Stoller tłumaczy w niej zasadność rozróżnienia aspektu biologicznego płci (sex) od społeczno-kulturowego (gender). Gender wynika z tego, jak widzi nas społeczeństwo: czy rozpoznaje w nas kobiety, czy mężczyzn. Stereotypowe traktowanie wynika bowiem nie z samej płci biologicznej, tylko z tego, czy przypisuje się nam cechy stereotypowo męskie, czy kobiece.
Innymi słowy – kobiety nie mają jakichś specjalnych biologicznych predyspozycji na przykład do zamiatania podłogi. Niby proste, niby oczywiste, ale jednak niektórym wciąż trudno wyzwolić się ze stereotypów.
– Przywiązanie do tradycyjnie pojmowanych ról płciowych często idzie w parze z niezrozumieniem lub nawet negowaniem niebinarności – mówi Katarzyna Mańkowska.
Bo kiedy od najmłodszych lat jesteśmy uczeni, że są dwie płcie, w dodatku zupełnie od siebie różne, nie tylko pod względem biologii, ale też funkcji społecznych, aspiracji, emocji, nie lada wyzwaniem może okazać się zaakceptowanie osób, które się w ten model nie wpisują. Przecież nawet na co dzień mówimy o płci własnej i „przeciwnej”, jakby ta druga była zupełnie inna od naszej, odwrotna.
PŁEĆ JĘZYKA
Problemem bywa też język. – Polski jest bardzo upłciowiony – podkreśla Katarzyna Mańkowska. – Rodzaj gramatyczny decyduje między innymi o końcówkach deklinacyjnych rzeczowników, łączących się z nimi czasowników, przymiotników i tak dalej. Płeć od razu jest widoczna w wypowiedzi, jasno określona, binarna.
Tak samo jak we francuskim, hiszpańskim czy niemieckim. Tymczasem w języku fińskim nie znajdziemy żadnych rodzajów. Finowie mają za to „hän” – zaimek neutralny pod względem płci i statusu społecznego. Podobny zaimek („hen”) wprowadzono w 2018 roku do języka szwedzkiego. W języku angielskim zaś funkcjonuje neutralne płciowo „they”. – Stosowane nie tylko w przypadku osób niebinarnych, ale też po prostu wtedy, kiedy mówimy o kimś, kogo płci nie znamy – dodaje Katarzyna Mańkowska.
Jak jednak mówić o osobach niebinarnych w języku polskim? I jak one same mówią o sobie? Opcji jest kilka. Niektórzy preferują rodzaj nijaki (poszedłom, zrobiłom) – inni wręcz przeciwnie, uważają go za zbyt inny, wyróżniający, piętnujący. Wolą więc tak konstruować swoje wypowiedzi, żeby w ogóle nie określać rodzaju czasowników, postawić na całkowitą neutralność (zamiast „urodziłam/em się w Bydgoszczy” powiedzą „moim miejscem urodzenia jest Bydgoszcz”). Część sięga po dukaizmy (onu, każdu, zrobiłum), neozaimki (ono/eno), formy ze znakiem zastępującym (onć/jć, onx/jex) albo – na wzór języka angielskiego – liczbę mnogą (rozmawialiśmy, powiedzieliśmy, dostaliśmy). Nierzadko też osoby niebinarne zmieniają imiona na takie, które będą neutralne płciowo.
– Niestety na razie nie ma dobrych, sprawdzonych rozwiązań – mówi Katarzyna Mańkowska. – To, co będzie odpowiadało jednej osobie niebinarnej, dla innej może być zupełnie nie do przyjęcia. Nasz język dopiero uczy się neutralności płciowej, my się jej uczymy. Choć nie zawsze chętnie. Zdarza się, że osoby niebinarne oskarża się o „wymyślanie”, atencyjność, robienie niepotrzebnego zamieszania. Bo po co zmieniać zaimki? Albo imię? Odpowiem tak: wszyscy mamy przecież jakieś preferencje dotyczące tego, jak ludzie mówią do nas i o nas. Może na przykład nie lubimy zdrobnień? Wołania po nazwisku? Przydomków? Mamy do tego prawo. Uszanujmy więc życzenia innych i zwracajmy się do nich tak, jak o to proszą.
CI, KTÓRZY NIE ISTNIJĄ
Osoby niebinarne zmagają się w Polsce nie tylko z materią języka, ale też z przepisami. – W każdym dokumencie, który wypełniamy, w urzędach, gabinetach lekarskich, na uczelniach, dosłownie wszędzie musimy określić swoją płeć – zauważa Katarzyna Mańkowska. – Do wyboru mamy dwie opcje: jesteśmy albo kobietą, albo mężczyzną. Inaczej wygląda to na przykład w Australii, gdzie osoba niebinarna może skorzystać z rubryczki „others” (czyli „inna” płeć). W Polsce takiej opcji nie ma. Osoby niebinarne z perspektywy prawnej po prostu nie istnieją, są niewidoczne, nie trafiają do żadnych statystyk.
To mniejszość w mniejszości. W badaniu sytuacji społecznej osób LGBT+ organizowanym cyklicznie przez Kampanię Przeciw Homofobii, Stowarzyszenie Lambda Warszawa oraz Fundację Trans-Fuzja osoby niebinarne wprawdzie wzięły udział, ale ze względu na dużą niejednorodność zostały wyłączone z analiz w podziale na grupy. Nie wiemy więc o nich za wiele – z jakimi problemami się zmagają, czego się obawiają, jakie mają życiowe doświadczenia.
Sięgnijmy zatem do badań przeprowadzonych w Wielkiej Brytanii. Wynika z nich, że 83 proc. osób niebinarnych boryka się z wykluczeniem społecznym, 76 proc. ma niskie poczucie własnej wartości, 52 proc. obawia się ujawnienia swojej tożsamości płciowej w pracy. Olbrzymim problemem jest brak wiedzy i zrozumienia ze strony urzędników, policjantów, służb medycznych. Ze względu na prześladowanie i nękanie osoby niebinarne unikają wizyt w publicznych toaletach (55 proc. badanych), rezygnują z zawodowych możliwości (32 proc.) i edukacji (21 proc.).
PŁEĆ JEST KONTINUUM
– Osoby niebinarne, podobnie jak biseksualne czy panseksualne, często słyszą: „zdecyduj się” – mówi Katarzyna Mańkowska. – Traktuje się je pobłażliwie, zarzuca wymyślanie, fanaberie. Na co dzień stykają się z wykluczeniem, drwinami, niezrozumieniem, nawet prześladowaniami, przemocą fizyczną i psychiczną. Wciąż brakuje nam edukacji, brakuje też szerszego spojrzenia na kwestie tożsamości i seksualności. Zrozumienia, że płeć to kontinuum, pewne spektrum cech, różne dla każdego z nas.
Wyzwolenie się ze stereotypowych ról płciowych pozwala zobaczyć więcej – zwykłych ludzi, naszych przyjaciół, rodzinę, najbliższych takimi, jakimi są naprawdę. Myślę, że bez oceniania i etykietek byłoby nam po prostu w życiu łatwiej.
Weź udział w badaniu
Katarzyna Mańkowska prowadzi unikalne w skali kraju badania na temat niebinarności i kształtowania się tożsamości płciowej. Interesujesz się tematem, chcesz dowiedzieć się więcej albo podzielić własnymi doświadczeniami? Napisz na adres: [email protected]. Badania są w stu procentach anonimowe.