– Barier architektonicznych na szczęście jest coraz mniej. Ale jest jeszcze wiele przeciwności, z którymi osoby z niepełnosprawnościami muszą się na co dzień zmagać – mówi Karolina Jałbrzykowska-Szabłowska, zastępczyni kierownika do spraw rehabilitacji społecznej w Zakładzie Aktywności Zawodowej Argenta w Łomży, prezeska Fundacji Aktywni w Pracy
Jak się dziś żyje osobom z niepełnosprawnościami? Kiedyś, pamiętam z dzieciństwa, takich osób w przestrzeni publicznej niemal nie było widać. Dziś, na szczęście, to się zmieniło.
Tak. Dziś osoby niepełnosprawne są dużo bardziej widoczne. Wydaje mi się, że również dzięki temu możemy im dużo bardziej pomagać i to w wielu różnych sferach życiowych: czy to dotyczy tego społecznego aspektu, czy zawodowego, którym ja się w dużej mierze zajmuję. I nie mówimy tu wcale tylko o tych barierach architektonicznych, których na szczęście jest coraz mniej. Osoby niepełnosprawne borykają się z barierami znacznie większymi – barierami, które stawiamy im my, pełnosprawni. Trzeba też pamiętać, że nie każdą niepełnosprawność widać. Nie każda niepełnosprawność jest związana ze stanem zdrowia w sensie fizyczności. Jest bardzo dużo osób z niepełnosprawnością psychiczną czy upośledzeniem umysłowym, którego de facto nie widać na pierwszy rzut oka. O tym dowiadujemy się dopiero po głębszym poznaniu, po dłuższym funkcjonowaniu obok takich osób.
Pracuje pani z osobami z niepełnosprawnościami fizycznymi i z niepełnosprawnościami psychicznymi. Którym jest łatwiej w życiu – tym, u których niepełnosprawność widać na pierwszy rzut oka, czy tym, którzy mają ją bardziej ukrytą?
To ciężkie pytanie, ale zarazem ciekawe. Wszystko oczywiście zależy od człowieka. Są osoby, które mimo swojej niepełnosprawności twardo stąpają po ziemi i spokojnie sobie dają radę w życiu. Mam jednak wrażenie, że niepełnosprawność psychiczna czy upośledzenie umysłowe jest dodatkowym bagażem. Trudniej też – przynajmniej na początku – pogodzić się z chorobą osób, które przez jakąś część życia były pełnosprawne, a tę niepełnosprawność nabyły w jakimś momencie życia. Wiele ludzi mówi, że najtrudniejsze jest właśnie pogodzenie się z chorobą, zaakceptowanie danego stanu rzeczy. Na szczęście – tak jak pani wspominała – dziś jest łatwiej zaakceptować swoją odmienność – o tym się po prostu mówi. Jest też wiele kampanii społecznych dotyczących nie tylko niepełnosprawności fizycznej, ale i tego, jak ważne jest, by dbać o zdrowie psychiczne. To ważne, bo wciąż wiele osób zdrowie utożsamia z tężyzną fizyczną: mam zdrowe serce, płuco, nerkę, więc jest wszystko ok. Natomiast wiadomo, jak to jest z psychiką. Zdrowie psychiczne bardzo często rzutuje somatycznie i daje somatyczne objawy.
A jak tych ludzi postrzega społeczeństwo? Osobie z niepełnosprawnością fizyczną łatwiej jest pomóc: można podać rękę, otworzyć drzwi, popchać wózek. Natomiast ludzi z chorobami psychicznymi wciąż trochę się boimy.
Dla mnie funkcjonowanie z osobami z niepełnosprawnością jest czymś tak normalnym, zwyczajnym, powszednim, że nawet nie zauważam tych problemów. Pracuję z tymi osobami już od 10 lat i praktycznie na co dzień nie widzę wózków, kul.
A jeśli chodzi o ludzi z problemami ze zdrowiem psychicznym?
Również o tym nie myślę, choć u nas w ZAZ-ie osób z zaburzeniami psychicznymi jest sporo. Oczywiście wiem i pamiętam jaką jednostkę chorobową ma dana osoba. Wiem, że jest pod opieką specjalisty, że przyjmuje odpowiednie leki, które pozwalają jej funkcjonować. A jak te osoby postrzegają inni ludzie? Trudno mi się na ten temat wypowiadać. Oczywiście, nasi podopieczni opowiadają o tym, że trudno im się odnaleźć w społeczeństwie, że bywa, że pojawia się taki właśnie społeczny osąd związany z tą chorobą psychiczną. Oczywiście, bywa, że mimo leczenia choroba może wpływać na funkcjonowanie codzienne, taka osoba może mieć jakieś ułomności w związku z tym, że jest niezaradna bądź nie może sama o sobie stanowić. Są różne skrajne przypadki. Są osoby, które nie podejmują leczenia, bo nie chcą albo z różnych innych powodów. Czasem choroba psychiczna jest wywołana zażywaniem substancji: narkotyków, alkoholu. Bywa bardzo ciężko, ale myślę – jakby to nie zabrzmiało – że wszyscy u nas czują się zaopiekowani. Naprawdę staramy się ich otaczać taką ludzką, normalną wrażliwością, empatią. Oczywiście funkcjonujemy według określonych zasad, bo ZAZ jest to zakład pracy. Natomiast podopieczni mają u nas przeświadczenie, że są pod opieką. Że są osoby, do których w każdej chwili mogą się zwrócić: jestem ja, jest psycholog, jest doradca zawodowy. Jeżeli jest taka potrzeba, to zawsze mogą przyjść i i powiedzieć, że coś im leży na sercu. Dużo osób też już ma wypracowane te swoje choroby, na przykład mają aurę, że coś się zaczyna dziać nie tak. To może być sygnał, że może leki przestają działać, że może trzeba się hospitalizować albo po prostu potrzebna jest kolejna wizyta u lekarza…
Mają państwo pod opieką osoby z niepełnosprawnościami psychicznymi i fizycznymi. Czy trudno jest tak ułożyć codzienną pracę, by i jedni, i drudzy czuli się dobrze?
Nie, to naprawdę nam się udaje. Wiemy, kto ma jakie dysfunkcje, kto jakiej pracy może się podjąć, a jakiej nie. Nasze miejsce pracy również jest dostosowane do osób z dysfunkcjami, a podopieczni nasi bardzo szybko adaptują się do tych warunków. I świetnie się nawzajem uzupełniają. Bardzo cenna jest możliwość patrzenia na to z boku – niejedna osoba mogłaby się od nich uczyć wrażliwości czy empatii.
Proszę opowiedzieć o ZAZ-ie. Co robicie, czym się zajmujecie, co produkujecie?
Zajmujemy się szyciem, prowadzimy swoją swoją szwalnię. To miejsce dostosowane totalnie do osób z niepełnosprawnościami. Szyjemy głównie torby bawełniane i pościele: prześcieradła, poszewki, kołdry. To takie proste szycie, które jest powtarzalne, łatwe i nie wymaga dużej ingerencji ze strony specjalistów: nie trzeba tu niczego korygować, poprawiać. To ważne, bo jednak funkcjonujemy w specyficznym środowisku.
Podkreśla się, że ważne jest, żeby osoby z niepełnosprawnościami czuły się potrzebne w społeczeństwie. Ta praca w ZAZ-ie sprawia, że tak właśnie jest.
Tak, praca u nas ma wielowymiarowy aspekt. Tu można realizować się zawodowo, gdy np. brygadzista, lider zespołu pochwali, powie, że jest coraz lepiej, że jest postęp. Albo gdy przydziela trudniejsze czy bardziej odpowiedzialne zadania. To bardzo wpływa na funkcjonowanie takie ogólne w społeczeństwie, sprawia, że człowiek czuje się wartościowy. A tego przecież potrzebujemy wszyscy. Pod tym względem ludzie z niepełnosprawnościami nie są inni.
Kiedyś jednak bardziej stawiano na warsztaty terapii zajęciowej. Dziś dużo bardziej popularne są właśnie ZAZ-y.
Bo zauważono, jak ważny jest wymiar pracy i aktywizacja zawodowa. Oczywiście, warsztaty terapii zajęciowej również są bardzo potrzebną formą terapii. Zresztą tych form terapii jest przecież dużo więcej. Oprócz ZAZ-ów i warsztatów mamy szkoły specjalne, zakłady pracy chronionej, ostatnim elementem zawodowej drogi jest otwarty rynek pracy. Te wszystkie szczeble są potrzebne, bo każda z osób jest na innym poziomie i każdej inna forma pomocy jest potrzebna. W ZAZ-ach poczucie wartości buduje nie tylko praca, ale i możliwość otrzymania za nią zapłaty. Ten czynnik finansowy za wykonaną usługę jest bardzo istotny. Daje poczucie sprawczości. Uważam, że ZAZ-y są dobrą formą rehabilitacji, bo łączą rehabilitację społeczną i zawodową, podnoszą umiejętności, kompetencje, odkrywają potencjał, otwierają możliwości.
Naprawdę gołym okiem widać postępy w rehabilitacji społecznej waszych podopiecznych?
Oczywiście. Czasem zmiany widać po tygodniu, czasem po miesiącu, czasem po roku pracy. To zmiany w nastawieniu tych osób do życia, do innych. U niektórych jest to wręcz metamorfoza. Osoby ciche, skromne, zamknięte w sobie po jakimś czasie zaczynają się uzewnętrzniać, obdarzają innych zaufaniem. Z drugiej strony takie bardzo głośne, nieogarnięte osoby, które wciąż dopominały się uwagi, nieco się wyciszają. U innych te zmiany nie są wcale takie spektakularne, ale do zauważenia dla nas, którzy z tymi osobami przebywamy niemal na co dzień, miesiąc po miesiącu. Dla nas każdy ich krok, nawet minimalny, jest ważny. My, opiekunowie w ZAZ-ie, jesteśmy tym głosem na zewnątrz, który upomina się o pomoc, który pomaga zwalczyć bariery, który chce pomóc, a nie utrudniać.
Moglibyście robić jeszcze więcej? Macie pomysły, jak jeszcze pomagać osobom z niepełnosprawnościami?
Newralgicznym elementem jest to, że Zakłady Aktywności Zawodowej funkcjonują zgodnie z określonymi zasadami. To Rozporządzenie Ministra Rodziny i Polityki Społecznej oraz Ustawa o rehabilitacji za-wodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych. To te dwa dokumenty dyktują nam, kto może być zatrudniony, z jakim stopniem i rodzajem niepełnosprawności.
Nie wszyscy, którzy się do nas zgłaszają, mają odpowiednie orzeczenie o stopniu niepełnosprawności – w ZAZ zatrudnienie mogą znaleźć tylko osoby z niepełnosprawnością w stopniu znacznym i osoby z niepełnosprawnością w stopniu umiarkowanym o symbolach - upośledzenie umysłowe, choroby psychiczne i autyzm. Mimo najszczerszych chęci czasami musimy odmawiać pomocy. To bardzo trudne, gdy widzimy, że ktoś naprawdę jest w potrzebie, a my musimy sprawdzać, czy jego choroba ma symbol adekwatny do zatrudnienia.
Fundacja Aktywni w Pracy prowadzi największy ZAZ na Podlasiu – zatrudniamy 77 osób z niepełnosprawnościami. Planujemy dalszy rozwój i wsparcie w regionie. Przygotowujemy wspólnie z miastem Łomża oraz z samorządem województwa podlaskiego projekty prozatrudnieniowe skierowane do osób z niepełnosprawnościami.
Jeden z nich to wspólny projekt utworzenia w Łomży Warsztatów Terapii Zajęciowej. Zakładamy, że znajdzie w nich zatrudnienie przynajmniej 30 osób z niepełnosprawnością, dla których będzie to początek procesu ich aktywizacji zawodowej. Warsztaty będą prowadzić działalność edukacyjną i pomocniczą produkcyjną w stosunku do ZAZ, tj. w obszarze produkcji tekstylnej, uzyskując w ten sposób bardzo duży efekt synergii. Planujemy, że zakład ten zacznie funkcjonować w II połowie roku 2025, jednakże już w 2024 roku rozpoczniemy rekrutację kandydatek i kandydatów do warsz-tatów.