Maciej [email protected]

Protesty w Lipsku, setki narodowców w areszcie

Maciej [email protected]

Na ulicach Lipska pojawiło się kilka tysięcy przeciwników przyjmowania imigrantów, doszło do starć z policją. Aresztowano ponad 200 osób.

Niemiecka agencja prasowa DPA donosiła o niemal czterech tysiącach osób, które wyszły w poniedziałek wieczorem na lipskie ulice, by protestować przeciwko niekontrolowanemu napływowi uchodźców. Uczestnicy manifestacji wyrażali swój sprzeciw wobec działań Angeli Merkel. „Weź swoich imigrantów ze sobą i odejdź” czy „Rapefugees not welcome” (słowo refugees celowo przekręcono, by zawierało słowo „rape”, czyli gwałt) głosiły napisy na transparentach. Podczas protestu przemawiały członkinie organizacji PEGIDA (Patriotyczni Europejczycy przeciw Islamizacji Zachodu, organizacja powstała przed rokiem w sąsiednim Dreźnie), nawołując „wszystkich Niemców, którzy mają jeszcze choć resztki rozsądku”, do przepędzenia elit, które doprowadziły do takiej sytuacji.

Doszło do starć pomiędzy protestującymi, a także z oddziałami policji - aresztowano ponad 200 osób. Niemieckie służby informują, że doszło do zniszczenia mienia publicznego, w tym sygnalizacji świetlnej na trasie kolejowej Lipsk - Drezno, co sparaliżowało ruch pociągów.

Podczas gdy przedstawiciele ruchu PEGIDA i skrajna lewica wdawali się w przepychanki, okazując niezadowolenie wobec polityki władz dotyczącej migrantów, wznosząc nacjonalistyczne i wrogie hasła, w centrum miasta odbyła się pokojowa kontrmanifestacja - według różnych źródeł od niecałego tysiąca do 2,8 tys. osób trzymających się za ręce lub noszących świece wyrażało dezaprobatę wobec ksenofobicznych, ich zdaniem, protestów w innych częściach miasta.

Antyimigranckie nastroje rozgorzały nad Renem po wydarzeniach, które miały miejsce w sylwestrową noc w Kolonii i innych niemieckich miastach. Grupy imigrantów zaczepiały bawiące się kobiety, dochodziło do przypadków molestowania. Złość Niemców budziła także reakcja władz, które nie chciały dopuścić, by informacja o atakach ujrzała światło dzienne. Po kilku dniach o sprawie zaczęły donosić zagraniczne media, wtedy też niemiecka policja przyznała, że doszło do incydentów, wciąż ukrywając przynależność etniczną sprawców w imię poprawności politycznej. - W Niemczech to skomplikowana sprawa - mówi dziennikarz „Der Spiegel” Jan Puhl w rozmowie z Agencją Informacyjną Polska Press (AIP). - Niemiecki polityczny establishment boi się prawicy. Oni boją się, że takie partie ożywiają się przez kryzys uchodźców. Większość z tych, których przyjmujemy, nie sprawia kłopotów. Są grzeczni. Mamy więcej niż milion uchodźców i oni sprawiają naprawdę mało kłopotów. Integracja jest trudna, ale wydaje mi się, że funkcjonuje. Jednak nie wszystkim to pasuje - mówi Jan Puhl.

Autor: Maciej Deja

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.