Rocznica Powstania Warszawskiego. Po powstaniu wielu warszawiaków trafiło do Stutthofu
Kobiety Pistolety - tak, z nutą podziwu, Niemcy nazwali grupę 40 dziewcząt i kobiet z Powstania Warszawskiego, które pod koniec września trafiły do niemieckiego obozu koncentracyjnego Stutthof.
"Morowe dziewczyny” są jednak tylko ułamkiem z listy 6298 osób, głównie cywili, kobiet i mężczyzn, w różnym wieku, które trafiły do niemieckiego obozu zagłady w Stutthofie z ogarniętej powstaniem stolicy. Obóz przeżyło niewielu.
Miałam 19 lat, a w Powstaniu, choć na chwilę, można było poczuć wyzwolenie - mówi Maria Kowalska.
Po upadku Mokotowa wraz z grupą innych walczących kobiet trafiła do KL Stutthof
Piętnastoletni żołnierz
Po pierwszych dniach rzezi i mordów, jakich dopuścili się Niemcy w powstańczej Warszawie, niemieckie dowództwo zmieniło politykę wobec ludności cywilnej. Między sierpniem a październikiem 1944 r. niemieckie formacje wojskowe i policyjne wypędziły z domów blisko 550 tys. warszawiaków. Zdecydowana większość wypędzonych została skierowana do obozów przejściowych - przede wszystkim do Dulagu 121 w Pruszkowie. Stamtąd blisko 150 tys. osób wywieziono na roboty przymusowe w głąb Rzeszy. Innych przesiedlono do Generalnego Gubernatorstwa i pozostawiono tam bez jakichkolwiek środków do życia. Część mieszkańców Warszawy czekała katorga niemieckich obozów koncentracyjnych. Do położonego na Pomorzu KL Stutthof przybyły łącznie trzy transporty, 26 i 31 sierpnia oraz 29 września 1944 r.
Incydent związany z przybyciem jednej z grup warszawiaków do Stutthofu opisywał w swoich wspomnieniach Felicjan Łada z Gdyni. Więźniowie krzyczeli do pędzonych przez obóz warszawiaków, że są w Stutthofie. Ci próbując ucieczki, rozbiegli się pomiędzy barakami. Niemieccy strażnicy otworzyli ogień, masakrując wielu więźniów. Ranny w rękę został także jeden ze znienawidzonych kapo. Więzieni w Stutthofie polscy lekarze, do których trafił, wiedząc, z kim mają do czynienia, od razu amputowali całą rękę, aż po bark.
W pierwszym transporcie był nieżyjący już Maksymilian Krzysztofik, ps. Kaem. Ponad dekadę temu wspominał w rozmowie z „Dziennikiem Bałtyckim” swoje aresztowanie na warszawskiej Pradze, gdzie walki ustały dość szybko. To dlatego Krzysztofik, mimo że był zaprzysiężonym żołnierzem AK, trafił do Stutthofu jako cywil. Miał wówczas 15 lat. - Wzięli mnie praktycznie spod domu, do którego wracałem - wspominał. - Później był Stutthof. Jeszcze przed bramą dostaliśmy po kilkadziesiąt kopniaków, a potem, kiedy zobaczyliśmy dymiący komin, jeden z ss-manów powiedział nam, że to jedyna droga, którą wydostaniemy się ze Stutthofu.
Krzysztofik trafił do podobozu w Dziemianach, w którym prowadzono na więźniach eksperymenty medyczne, a potem uciekł z Marszu Śmierci. Niemal do końca swego życia (zmarł w 2007 r. w Nowym Dworze Gd.) uczestniczył w spotkaniach z młodzieżą, by „przekazać, przez co musieliśmy przejść, by nigdy nie spotkało nikogo to, co nas”.
Kobiety Pistolety
Wielki problem Niemcy mieli z warszawskimi Kobietami Pistoletami (były to głównie żołnierki Armii Krajowej z Pułku Baszta. W grupie były także łączniczka Armii Ludowej, spadochroniarka radziecka oraz kobieta-żołnierz z I Armii Wojska Polskiego). Po pierwsze, walczący żołnierze AK dostali prawa kombatanckie i wszyscy mieli trafić do obozów jenieckich. Umieszczenie ich w obozie koncentracyjnym było złamaniem przez Niemców Konwencji Genewskiej. Niemcy nie mogli również ścierpieć postawy Kobiet Pistoletów. Do Stutthofu przyjechały w powstańczych mundurach, z biało-czerwonymi opaskami na ramionach, których nie chciały zdjąć.
- Komendantura KL Stutthof pisała w naszej sprawie do Berlina - mówi Maria Kowalska, ps. Myszka, sanitariuszka. - Ostatecznie, po 1,5 miesiącu głodzenia i przetrzymywania całej naszej grupy w maleńkim pomieszczeniu, zdecydowano, że zostajemy w KL Stutthof i ubrano nas w pasiaki.
-Wieźli nas nocą, w powstańczych mundurach, w których przedzierałyśmy się kanałami z Mokotowa do Śródmieścia - wspominała zmarła w tym roku łączniczka Teresa Piątek, ps. Terespol. - Podobno były plany, żeby całą naszą grupę zagazować zaraz po przybyciu. Mówiło się, że wtedy Niemcom zabrakło cyklonu B. Ostatnimi zapasami zgładzono bowiem kobiety żydowskie.
- W obozie buntowałyśmy się, głośno śpiewałyśmy patriotyczne piosenki, choć widok trwających selekcji, bitych więźniów i dymy z krematorium były czymś przerażającym - mówi Maria Kowalska. - Miałam 19 lat, w Powstaniu, choć chwilę, można było poczuć wyzwolenie. Hart ducha pozwolił mi przetrwać, priorytetem zawsze była Ojczyzna. Młodemu pokoleniu życzę, by nie musiało mieć takich przeżyć jak moje.
Więźniowie sprzątają buty w byłym obozie koncentracyjnym Stutthof
"Warszawo, pamiętamy!” w Muzeum Stutthof
"Warszawo, pamiętamy!” to wyjątkowe wydarzenie przygotowane przez Muzeum Stutthof. W rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego placówka zaprasza na zwiedzanie byłego niemieckiego obozu koncentracyjnego śladami mieszkańców powstańczej Warszawy.
- Pragniemy przypomnieć los mieszkańców Warszawy, którzy znaleźli się w obozie, pokazać sylwetki niektórych z nich i przybliżyć ich przeżycia - mówi Ewa Malinowska, kurator ds. Wystaw Muzeum Stutthof.
- To pierwsze tego typu wydarzenie, choć warszawiakom w KL Stutthof poświęcamy sporą część naszej muzealnej działalności - podkreśla dyrektor Muzeum Stutthof, Piotr Tarnowski. - Są m.in. na ten temat publikacje, organizujemy wystawy (w ub. roku przygotowano specjalną wystawę pt. Kobiety Pistolety, w której przedstawiono losy kobiet walczących w Powstaniu - jeńców wojennych, które wbrew przepisom konwencji genewskiej umieszczono w obozie koncentracyjnym - red.). Myślę, że już teraz mogę powiedzieć, że odbędą się kolejne tego typu zwiedzania.
Okolicznościowe zwiedzanie odbywać się będzie w ograniczonych liczbowo grupach (trzeba było wcześniej wypełnić kartę zgłoszeniową). - Muzeum będzie czynne we wtorek 1 sierpnia od godz. 17.00 do 23.00. Wydarzenie rozpocznie się od sygnału syreny. Zwiedzaniu towarzyszyć będzie specjalnie skomponowana ścieżka dźwiękowa.